Witajcie kochani! Poczyniłam coś, czego z zasady ostatnio nie robię - mianowicie przeczytałam całą trylogię naraz, nie robiąc sobie przerwy pomiędzy kolejnymi częściami. Mowa oczywiście o Trylogii Klątwy, która (mimo tego, że opiera się o pewien schemat, co byłam skłonna zauważyć w poprzedniej recenzji) jest po prostu fantastyczna. Zapraszam!
Tytuł: Ukryta łowczyni
Tytuł oryginału: Hidden huntress
Autor: Danielle L. Jensen
Tłumaczenie: Anna Studniarek-Więch
Wydawca: Galeria Książki
Data wydania: 20 lipca 2016
Liczba stron: 500
Moja ocena: 10/10
Cecile opuściła (że niby nie spoileruję, he he) Trollus i postanowiła spełnić swoje przerwane plany. Osiada w Trianon z matką, przechodzi coś w stylu szkolenia aby przejąć po niej karierę i co wieczór staje na deskach teatru.
Żeby nie było tak słodko (chociaż moim zdaniem szanowna mamusia to niezła manipulantka i generalnie próżno doszukiwać się w niej jakiegokolwiek instynktu macierzyńskiego), na Cecile nadal ciąży obietnica którą złożyła królowi trolli. I powoli zbiera swoje żniwo...
Młoda czarownica nie może myśleć o niczym innym niż o odnalezieniu Anushki. Mimo tego, że opiera się naciskowi magicznej obietnicy macki króla powoli jej dosięgają. Czy Cecile uda się odnaleźć Anushkę? Co z Tristanem, który pozostał uwięziony w Trollus?
Drugą część, mimo tego że jest najobszerniejsza, pochłonęłam w rekordowym czasie. I sięgnęłam po niego bezpośrednio po lekturze, co już o czymś świadczy. Nie mogłam sobie odmówić zaspokojenia ciekawości. A że książki już posiadałam (zapobiegliwa bestia ze mnie, zakupiłam od razu wszystkie tomy) to aż mnie korciło i poległam. Poza tym, one są naprawdę, naprawdę piękne. Gdy tylko dorobię się jakiejś porządnej biblioteczki na pewno będą jej niewątpliwą ozdobą. Na razie jednak każdy tom jest w innym miejscu, a właściwie w innym stosie.
Wróćmy jednak do meritum. Książka oczywiście podobała mi się równie mocno jak część pierwsza. Mimo tego, że opuszczamy ściany? skały? Trollus wydarzenia są nadal niezwykle interesujące. Już samo poszukiwanie Anushki i powolne przyswajanie magicznych umiejętności czytało mi się szybko i śledziłam wydarzenia z niemałym zainteresowaniem.
Zakończenie było super, mimo że je przewidziałam. W sensie, to było chyba jedyne logiczne wyjście z sytuacji. No bo kto inny mógłby być Anushką...? Nie powiem wam oczywiście kto się nią okazał. Miejcież trochę radości z lektury, no.
Oddałam moje serce Tristanowi i cóż, nadal do niego należy. Kocham Tristana, Cecile też bardzo lubię... Właściwie nie ma wielu bohaterów, których bym nienawidziła. Nie mogłam ścierpieć Anais. Po prostu... nie.
Cóż, to już tyle ode mnie. Ukrytą łowczynię gorąco, gorąco wam polecam. Życzę wam, aby życie nie kopało was w tyłek tak często i tak dotkliwie mocno jak mnie. Trzymajcie się ciepło! Do napisania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz