środa, 14 marca 2018

"Początek wszystkiego" Robyn Schneider

     Cześć kochani! W powietrzu już powoli można poczuć wiosnę, a ja przychodzę do was z książką, która swoim klimatem przywodzi mi na myśl wakacje. Po Początek wszystkiego sięgnęłam w głównej mierze ze względu na okładkę. Wiem, że nie powinno się tak robić, ale to ognisko, drzewa, rozgwieżdżone niebo... Czy i treść mi się spodobała? Zapraszam dalej!

Tytuł: Początek wszystkiego
Tytuł oryginału: The Beginning of Everything
Autor: Robyn Schneider
Tłumaczenie: Aga Zano
Wydawca: Moondrive
Data wydania: 14 czerwca 2017
Liczba stron: 352
Moja ocena: 7/10

     Ezra Faulkner jest gwiazdą swojej szkoły. Wysportowany, z dobrymi ocenami. Dodatkowo chodzi z równie popularną dziewczyną. Wszystko jednak diametralnie się zmienia, kiedy jego ukochana go zdradza, a on ulega wypadkowi. Wypadkowi, który przekreśla jego sportową karierę.

     W momencie w którym Ezra wraca do normalności, w szkole pojawia się nowa dziewczyna. Cassidy jest zupełnie inna niż pozostałe dziewczyny w szkole Ezry. Ma błyskotliwe poczucie humoru, własny styl... Jest też bardzo inteligentna.

     Przez swoją sytuację główny bohater zostaje powoli wykluczony z elity. Odnawia kontakt ze swoim najlepszym przyjacielem a nawet dołącza do dyskusyjnego klubu. Okazuje się, że Cassidy także "bawi się" w debatowanie. Z upływem czasu tę dwójkę zacznie łączyć coraz więcej.

     Początek wszystkiego to bardzo ciepła i pełna nadziei opowieść o dwójce młodych ludzi, którzy stoją u progu zmian w swoim życiu. Ezra musi totalnie przewartościować swoje życie. Cassidy zaś jest tajemnicą, która niezmiernie go fascynuje.

     Ta historia bardzo mi się spodobała. Robyn Schneider ma przyjemny i lekki styl, a bohaterów przez nią wykreowanych naprawdę da się polubić. Dodatkowo w treści można natknąć się na mnóstwo fajnych cytatów. Gdybym miała w zwyczaju je zaznaczać, zapewne bym tutaj kilka z nich zamieściła.

     Bardzo podoba mi się zakończenie tej historii. Jest takie życiowe. Nie będę tutaj pisać nic więcej, bo można by wywnioskować, w jakim kierunku poszło to wszystko. Uważam, że warto dać szansę Robyn Schneider i odkryć jej Początek wszystkiego. Polecam.

     To na razie wszystko ode mnie. Trzymajcie się cieplutko. Do napisania!

środa, 7 marca 2018

"Czarna madonna" Remigiusz Mróz - czy rzeczywiście straszy?

     Witam was moi kochani tego cudownego wieczoru! Dzisiaj mam dla was recenzję powieści, która już jakiś czas temu wzbudzała niemałe kontrowersje. Mowa o pierwszym horrorze spod pióra Remigiusza Mroza. Zapraszam dalej!

Tytuł: Czarna Madonna
Autor: Remigiusz Mróz
Wydawca: Czwarta Strona
Data wydania: 19 lipca 2017
Liczba stron: 460
Moja ocena: 6/10

     Filip oraz jego narzeczona Aneta mieli wybrać się na przedślubną podróż do Ziemi Świętej. Koniec końców kobieta wyruszyła w podróż sama, a Filip pozostał w kraju.

     Boeing 747 irlandzkich linii lotniczych nie wylądował jednak na miejscu. Właściwie to zaginął. Zostają wszczęte poszukiwania. Nikt nie wie co tak właściwie mogło się wydarzyć. Wydaje się wręcz niemożliwe, aby tak wielka maszyna po prostu zniknęła z powierzchni ziemi.

     Przez jakiś czas Filip wierzy, że samolot się odnajdzie i że Aneta jest cała i zdrowa. Wkrótce okazuje się, że w całej historii chodzi o coś więcej, a nasz główny bohater ma w tym wszystkim do odegrania dość istotną rolę.

     Przejść przez to wszystko pomaga mu Kinga, siostra Anety. Co stało się z Boeingiem 747? I w końcu, jaki związek z całą historią ma tytułowa Czarna Madonna?

     Czarna Madonna to już któraś z kolei powieść spod pióra Remigiusza Mroza, po którą miałam okazję sięgnąć. Tutaj należałoby ukłonić się wydawnictwu za fenomenalną wprost promocję, gdyż swego czasu ta książka była wszędzie i narosła wokół niej aura wielkie tajemnicy. Ja też dałam się złapać na ten przysłowiowy "lep".

     Cóż, poznając już myślę całkiem nieźle twórczość tego autora spodziewałam się szybkiej akcji, wciągającej fabuły, a przy dobrych wiatrach może i ukłucia strachu. Do tego, czy Czarna Madonna rzeczywiście zasługuje na miano horroru przejdę może później.

     Historia sama w sobie jest dość angażująca. Co jest już typowe w powieściach Mroza, kolejne strony wręcz uciekają spod palców. Filip usilnie stara się dociec prawdy, a my śledzimy jego drogę z zaciekawieniem. Sama historia głównego bohatera jest dość intrygująca. Berg, bo tak w powieści jest też nazywany, porzucił drogę kapłaństwa.

     O ile do pewnego momentu akcję śledziłam z żywym zainteresowaniem, to później już coś zaczęło mi zgrzytać. Owszem, autor jak zwykle zresztą stara się być dość konsekwentny, ale odnoszę wrażenie, że chciał do Czarnej Madonny wcisnąć za dużo, a samo zakończenie mi się nie podobało.

     Zdarzało się, że Czarną Madonnę określano mianem horroru religijnego. Przyznaję, że nie od razu chciałam po nią sięgnąć z racji tego, że z reguły horrory bardzo oddziałują na moją wyobraźnię i staram się ich unikać. Faktycznie, przy jednej scenie poczułam strach, ale później kazałam samej sobie się uspokoić. Nawet czytanie jej pod wieczór nie zakłócało mi snu. Jako horror więc wypada bardzo słabo.

     Podsumowując, Czarną Madonnę uważam za najsłabszą książkę Remigiusza Mroza. Oczywiście spośród tych, które miałam już okazję czytać. Uważam też, że autorowi lepiej wychodzi trzymanie się sfery rzeczywistości.

     To na razie wszystko ode mnie. Życzę wam miłego wieczoru. Trzymajcie się cieplutko. Do napisania!