wtorek, 28 listopada 2017

"Prokurator" Paulina Świst - elektryzujący debiut literacki.

     Cześć kochani! Już dawno tutaj nic się nie pojawiło. Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, jaka jest przyczyna rzadszego publikowania przeze mnie postów. Faktem jest jednak, że listopad postanowiłam przeznaczyć na swego rodzaju odpoczynek. Czyli nie walczę o każdą przeczytaną książkę. Ile ich będzie, to nieważne. Mam za to nadzieję spektakularnie zakończyć ten rok. Cóż, zapraszam do lektury recenzji Prokuratora autorstwa Pauliny Świst.

Tytuł: Prokurator
Autor: Paulina Świst
Wydawca: Muza
Data wydania: 24 maja 2017
Liczba stron: 320
Moja ocena: 7/10

     Kinga Błońska, atrakcyjna i odnosząca sukcesy na sali sądowej adwokatka stoi na życiowym zakręcie. Jej długoletni związek się rozpadł, a na dodatek przyszło jej bronić groźnego przestępcę, tak zwanego "Szarego".

     Bodaj po raz pierwszy w życiu chce zachować się nieodpowiedzialnie, użyć trochę życia. Wybiera się do dyskoteki, gdzie spotyka, jak to sama określa "najprzystojniejszego mężczyznę, jakiego kiedykolwiek widziała". Wzajemne przyciąganie podziałało na nich aż za dobrze - Kinga wylądowała w mieszkaniu Łukasza.

     Po niesamowitym seksie, skacowana moralnie bladym świtem wymyka się z mieszkania mężczyzny. Powrót do codzienności nie okazuje się jednak wcale tak prosty, jakby nasza główna bohaterka sobie tego życzyła. Na sądowym korytarzu przed rozprawą "Szarego" spogląda w znajomą twarz... Jednak w oczach Łukasza zamiast namiętności odnajduje zimną furię.

     Dla każdego z nich sprawa "Szarego" może okazać się przełomem w karierze. Ona - wzięta i doświadczona adwokatka. On - bezwzględny i skuteczny prokurator. Stoją po przeciwnych stronach barykady. Nie dość, że muszą jakoś ogarnąć swoją relację, to jeszcze sprawa "Szarego" coraz bardziej się komplikuje. Do czego doprowadzi ich sprawa "Szarego"? Czy połączył ich tylko seks, czy może okażą się dla siebie kimś więcej? Dowiedzie się, oczywiście sięgając po Prokuratora.

     Do przeczytania tej książki najbardziej przekonała mnie chyba Olga z Wielkiego Buka. Mam wrażenie, że ocenia książki pod względem dość surowych kryteriów, a o Prokuratorze wyrażała się dość pochlebnie. Rozbawiła mnie również teoria, jakoby za napisaniem tej powieści stał Remigiusz Mróz. Czyżby z jego tempem pisania musiał się aż... potroić? Tak już na poważnie mówiąc, to za bardzo nie chce mi się wierzyć w tę teorię. Co prawda za projekt okładki odpowiada ta samo osoba, co za szatę graficzną serii o Chyłce, ale to chyba za mało.

     Moim zdaniem tę książkę robią bohaterowie. Wyraziści, z krwi i kości. Kindze daleko do biednych kobietek, które nie posiadają swojego zdania i mogą żyć tylko wtedy, kiedy u ich boku stoi facet. Ma charakterek i cięty język. Jak ja uwielbiam jej utarczki słowne z Zimnickim... Po prostu rozwalają system. Łukasz też jest świetnie wykreowany. To zdecydowany facet, który wie czego chce i nie boi się po to sięgać.

     Czuję się zobowiązana do odparcia pewnych zarzutów co do Prokuratora. Na okładce widnieją pewne trzy zdania, które pozwolę sobie teraz przytoczyć: "Ostry seks. Ostry język. Ostra jazda". Kochani moi, my dostajemy dokładnie to, co mamy dostać. Trochę przekleństw, trochę seksu i ciekawą historię w tle. Bo poza relacją Kingi i Łukasza dzieje się w tej książce sporo. Nie będę opisywać dokładnie, bo i nie po to tu jestem, ale naprawdę przy lekturze nudzić się nie można.

     Zaś co do rzekomej wulgarności, cóż... Czytałam książki, w których przeklinało się więcej. Choćby i w nieszczęsnym Pokoleniu Ikea, które mi się nasuwa poprzez opisywane podobne środowisko. Ludzie uprawiają seks? Piją? Przeklinają? No ludzie, nie zachowujmy się tak, jakby to było odkrycie Ameryki, bo nie jest. Prokurator nie łamie żadnego tabu. Jest niezobowiązującą lekturą, przy której można odpocząć i dobrze się bawić. Moim zdaniem spełnia swoją rolę w stu procentach.

     Co więcej mogę dodać? Prokuratora bardzo gorąco wam polecam. Oczywiście czekam, aż będę mogła dostać w swoje łapki Komisarza. Sami rozumiecie, Wyrwa... Natknęłam się już na kilka recenzji i ponoć jest dobrze. No ja mam nadzieję! Gdy tylko słyszę, że gdzieś występuje postać "złego gliny" to jestem w stanie brać w ciemno. Cóż, dziewczyny kochają niegrzecznych chłopców, nie ma co zaprzeczać.

     Trzymajcie się cieplutko moi kochani. Życzę wam samych zaczytanych wieczorów z dobrym napitkiem pod ciepłym kocykiem i obowiązkowo z dobrą lekturą. Do napisania!

poniedziałek, 20 listopada 2017

Przedpremierowo: "Cinder" Marissa Meyer [Recenzja powstała dzięki współpracy z wydawnictwem Papierowy Księżyc]

     Witajcie moi kochani! Dzisiaj przychodzę do was z recenzją książki wyjątkowej i bardzo dla mnie ważnej. Być może wiecie, że Cinder była już kiedyś wydana. O ile pamiętam w 2012 roku i to wtedy zakochałam się w tej historii po raz pierwszy. Później wydana została druga część i wydawnictwo Egmont wstrzymało serię, wydawać by się mogło, na wieki wieków.

     Za dwa dni nakładem wspaniałego wydawnictwa Papierowy Księżyc ukaże się nowe wydanie historii wykreowanej przez Marissę Meyer. Czuję się współwinna, że tak powiem, temu procesowi. Dlatego, ponieważ byłam jedną z tych osób, które rozsyłało petycję i wysyłało maile do przeróżnych wydawnictw. Moje serduszko raduje się bardzo, bardzo mocno. Już zaczęłam się zastanawiać, czy nie dokończyć czytać tej historii w oryginale, gdyż na razie moja przygoda z Sagą Księżycową zakończyła się na Scarlet.

     Kończąc już mój story time, zapraszam na recenzję Cinder autorstwa cudownej Marissy Meyer!

Tytuł: Cinder
Tytuł oryginału: Cinder
Autor: Marissa Meyer
Tłumaczenie: Magdalena Grajcar
Wydawca: Papierowy Księżyc
Data wydania: 22 listopada 2017
Moja ocena: 9/10

     Świat jakoś zdołał podźwignąć się po Czwartej Wojnie Światowej. Planeta podzielona jest na zaledwie kilka państw, które usilnie starają się żyć ze sobą w pokoju.

     Główna fabuła ma miejsce we Wschodniej Wspólnocie, a konkretnie w Nowym Pekinie. Książę Kaito, syn cesarza, udaje się po pomoc do najlepszego mechanika w mieście, nastoletniej Cinder. Młody mężczyzna jest zdziwiony, kiedy okazuje się, że będzie musiał zostawić swojego androida w rękach dziewczyny.

     Cinder w tym momencie dziękuje opatrzności, że stół, za którym siedzi, zakryty jest obrusem. Przecież nie chciałaby, aby Jego Wysokość zobaczył jej... metalową stopę, którą dopiero co zdążyła przykręcić sobie do stawu. Nasza główna bohaterka jest cyborgiem. Znaczy to, że jej ciało zostało połączone z techniką. Kable, metalowe części oraz śruby zajmują mniej więcej 40 % całej powierzchni jej ciała.

     Kolejny spokojny dzień targowy przerywa krzyk. Krzyk zarażonej epidemią piekarki. Cały świat od lat zmaga się bowiem z litumozą, groźną chorobą przypominającą wysypkę. Mimo usilnych starań jeszcze nikomu nie udało się stworzyć antidotum. Cinder wraz ze swoją przyjaciółką Iko pospiesznie opuszcza targ.

     Młoda mechaniczka nie ma łatwego życia. Musi utrzymywać prawną opiekunkę, której nie znosi, i jej dwie córki. Na szczęście ma sprzymierzeńca w jednej z nich - Peony. Kobiety zaczynają przygotowania do corocznego balu w pałacu. Tymczasem wydarzenia przybierają nieoczekiwany obrót. Czy w tym świecie znajdzie się miejsce dla dziewczyny-cyborga? 

     Marissa Meyer stworzyła historię, która niesie powiew świeżości nawet po tylu latach od wydania. Całkiem nowy świat, nowa polityka, nowe państwa... Nie można też wspomnieć o najważniejszym. Cinder jest re-tellingiem historii Kopciuszka. W tym wypadku połączenie klasycznej baśni z futurystyczną wizją przyszłości stanowi iście elektryzujące połączenie. Nie będę wymieniać tutaj po kolei wszystkich odniesień, bo z odszukaniem ich nie będziecie mieć zapewne najmniejszego problemu.

     Bardzo podoba mi się także przedstawienie cywilizacji z księżyca. Nie spotkałam się bowiem z pomysłem, aby nasz satelita był zamieszkany przez osobliwy lud. Zimna królowa Levana jest świetnie skonstruowanym czarnym charakterem, a konflikt Ziemi z Księżycem jest po prostu świetnie przedstawiony. Nie mogę się doczekać, żeby poznać zakończenie tej historii. Na pewno będzie się działo i to niemało!

     Marissa Meyer naprawdę umie czarować słowem i chyba nikt nie odbierze jej w moim rankingu tytułu królowej re-tellingów. Ta kobieta się po prostu do tego nadaje. Ma świetny styl i przede wszystkim fenomenalne pomysły. Tworzy most między starym a nowym. Jestem nieodwołalnie zakochana w jej twórczości.

     Co do bohaterów, również nie mam się do czego przyczepić. Miałam ochotę udusić Adri, byłam zafascynowana Levaną, Kai mnie zauroczył, a Cinder pokochałam. Za jej butę, walkę o lepszy los, nie poddawanie się ciężkiej codzienności.

     Cudownie było powrócić do tej historii. Poczułam, jakby autorka powitała mnie w domu po latach nieobecności. Sagę Księżycową absolutnie kocham i polecam z całego serca. No i oczywiście czekam z niecierpliwością na wszystkie tomy serii. Zwłaszcza, że są tak arcypięknie wydane! Tak, wydawnictwo postanowiło wydać w oryginalnej szacie graficznej i twardej oprawie! Jeszcze nie mam Cinder w łapkach a już kocham to wydanie. Na koniec chciałam powiedzieć po prostu, że dziękuję. Za e-booka i za wydanie całości. W pewnym momencie myślałam, że tego w Polsce już nikt nie ruszy.

     To już wszystko ode mnie kochani. Trzymajcie się cieplutko, dużo czytajcie i wysypiajcie się. Do napisania!

sobota, 11 listopada 2017

"Pusta noc" Paulina Hendel

     Zapada zmrok. Tego dnia masz nocną zmianę w pracy. Wychodzisz z domu. Jest zimno. Każdemu oddechowi towarzyszy para. Powoli docierasz na miejsce. Nagle kątem oka zauważasz ruch. Boisz się odwrócić. Poprawiasz torebkę na ramieniu. Po kręgosłupie przebiega dreszcz. Odwracasz się powoli... Nic nie widzisz.

     Mam nadzieję, że udało mi się chociaż troszkę wprowadzić was w klimat. Dzisiaj bowiem porozmawiamy sobie o dość wyjątkowej pozycji. Co ważniejsze, polskiej autorki. Już pewnie wiecie jak ważne jest dla mnie wspieranie polskich autorów. Jaka jest moja opinia o Pustej nocy Pauliny Hendel? Zapraszam dalej!

Tytuł: Pusta noc
Autor: Paulina Hendel
Wydawca: Czwarta Strona
Data wydania: 10 maja 2017
Liczba stron: 432
Moja ocena: 8/10

     Magda jest zwyczajną dwudziestolatką. Poznajemy ją w momencie, kiedy rzuciła studia i powróciła do rodzinnego Wiatrołomu. Zajmuje się księgarnią należącą do swojej matki a w wolnym czasie... poluje na słowiańskie stwory.

     Nie robi tego jednak sama. Jej wujek Feliks jest żniwiarzem, czyli człowiekiem, który ma naturalne predyspozycje do walki z Nawimi. Mężczyzna ma pełne ręce roboty, gdyż stwory nigdy nie śpią. Zmory, bezkosty... Jest ich dosłownie cała zgraja.

     Sprawy zaczynają się komplikować, kiedy coś idzie nie tak i Feliks ginie. I to nie jest spoiler, gdyż dzieje się na początku książki. Magda wprowadza się do domu wuja, aby trochę się usamodzielnić i nie pozwolić, aby budynek stał pusty. Poznaje także Mateusza, nowego chłopaka w Wiatrołomie. Zaczyna też sama kontynuować misję Feliksa w pojedynkę.

     Zuza z kanału Kulturalna Szafa na youtube powiedziała, że Pusta noc to takie Supernatural w wersji książkowej. Nie mogę się nie zgodzić. To bardzo, bardzo dobrze, bo uwielbiam ten serial. Kto oglądał kiedykolwiek historie Sama i Deana, szczególnie z polowań, może sobie stworzyć w głowie konkretny obraz tej fabuły. Pościgi za stworami ze słowiańskich legend, a później rozwiązywanie większego problemu - tak określiłabym główny tor, jakim biegnie fabuła Pustej nocy.

     Widać, że Paulina Hendel ma większy zamysł na swoją historię, a ta książka jest zaledwie wprowadzeniem. Jeszcze nie czytałam Czerwonego słońca, ale miałam już okazję widzieć kilka recenzji i jest podobno jeszcze lepsza. Podobno Magda nabrała charakteru, co mnie bardzo cieszy, gdyż w Pustej nocy wydawała mi się troszkę za łagodna. Za to uwielbiam Feliksa i Waldemara.

     Największym plusem Pustej nocy jest zdecydowanie wykorzystanie wciąż mało znanej mam wrażenie mitologii słowiańskiej. Już pisałam o tym przy recenzji którejś z części tetralogii Kwiat paproci, ale o tym powinniśmy się uczyć w szkołach. Trochę smutno, że dzieciaki potrafią wymienić na jednym wdechu najważniejszych bogów greckich czy rzymskich, a o słowiańskich stworach ani słowa. To idealny przykład odcinania gałęzi drzewa, na którym się wyrosło, niestety.

     Może jeszcze słówko o zakończeniu. Uznałam w którymś momencie, że jak mi zostało do końca powieści jakieś kilkadziesiąt stron to mogę spokojnie oglądać recenzje, nawet te, które już ocierają się o spoilery. No i na własne życzenie dostałam w twarz największym spoilerem, jaki może być. No geniusz! Mimo wszystko finał tej historii jest po prostu świetny. Gdybym nie wiedziała już, czego się spodziewać, to na pewno bym była w szoku. No trudno, czekam na ciąg dalszy i nie, nie będę już się pchać do sekcji spolerów choćby i mi jedna strona została do końca lektury.

     Słowem podsumowania: Pusta noc Pauliny Hendel to przede wszystkim rewelacyjna rozrywka. Bardzo czekam na ciąg dalszy i osobiście bardzo gorąco polecam. Zobaczymy jednak, kiedy się zabiorę za drugi tom, ponieważ teraz mam malutki przestój w czytaniu. W końcu ileż można wyciągać osiem czy dziewięć pozycji co miesiąc. Także w listopadzie daję sobie czas na odpoczynek i ile będzie przeczytanych książek, tyle będzie. 

     To na razie wszystko ode mnie. Trzymajcie się cieplutko, zaopatrzcie się w ciepłe swetry i pijcie dużo herbaty/kawy. Życzę zaczytanego wieczoru. Do napisania!