niedziela, 31 marca 2019

CZYTELNICZE PODSUMOWANIE MARCA

     Witam się z wami tego pięknego dnia! Trudno uwierzyć, że minęły już trzy miesiące tego roku. Cóż, nie pozostało nic innego, tylko rozliczyć się z mijającym miesiącem i cisnąć dalej. W marcu przeczytałam dziewięć książek. Z wyniku i z lektur jestem bardzo zadowolona. Trochę szkoda, że nie wyrobiłam się z lekturą jeszcze jednej książki, żeby była pełna dycha. Cóż, życie i sytuacje losowe, przez które tego czasu na czytanie było mniej. Zapraszam!

PRZECZYTANE W MARCU 

1. Blackout Marc Elsberg 


2. Tajemnice Emmy: Niespodzianki  Natasha Walker


3. Okrutny książę Holly Black


4. Ten jeden dzień Kaira Rouda 


5. Pucked up Helena Hunting 


6. Akademia Wampirów Richelle Mead


7. Ciemno, prawie noc Joanna Bator


8. Ekstaza Gabriela Sylvain Reynard


9. Wielkie kłamstewka Liane Moriarty 


     Jak już wspomniałam, jestem bardzo zadowolona przede wszystkim z jakości lektur. Bardzo podobały mi się wszystkie książki oprócz Tajemnic Emmy, które no... ta książka była bo była i chyba skończę na tym. Odkryłam także dwie prawdziwe perły w postaci prozy Joanny Bator. Wielkie kłamstewka zaś... ARCYDZIEŁO TAK JAK I SERIAL, KTÓRY JUŻ ZDĄŻYŁAM POCHŁONĄĆ. DZIĘKUJĘ.

BOOK HAUL 

      Tradycyjnie moje półki zasiliło parę nowych pozycji. Powolutku, powolutku zbliżam się do momentu, w którym będę miała u siebie wszystkie starsze książki, jakie chcę posiadać.

1. Ten jeden dzień Kaira Rouda
2. Pucked up Helena Hunting
3. Dzieci Wolności Paullina Simons
4. Bellagrand Paullina Simons 
5. Middlesex Jeffrey Eugenides
6. Trzej Muszkieterowie Aleksander Dumas
7. Ojciec chrzestny Mario Puzo
8. Następne Życie Atticus Lish
9. Małe Licho i tajemnica Niebożątka Marta Kisiel
10. Targowisko próżności William Thackeray Makepeace
11. Syrena i panu Hancock Imogen Hermer Gowar 
12. Dawno, dawno temu... we śnie. Mroczna baśń Liz Braswell
13. Twarzą w twarz Agata Suchocka 
14. Dwa światy Jennifer L. Armentrout  
15. Władca ciemności Donato Carissi 
16. Wiedźma: opowieści z Wieloświata Anna Sokalska 
17. Merrick Anne Rice
18. Wampir Vittorio Anne Rice 

     To już wszystko ode mnie. Tradycyjnie nie ustalam żadnego TBR-u. Mam nadzieję, że w marcu trafiliście na same pyszne lektury. Trzymajcie się cieplutko i do napisania!

wtorek, 26 marca 2019

Przedpremierowo: "Pucked up" Helena Hunting [recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Szósty Zmysł]

     Cześć! Na dworze znowu zrobiło się biało, więc na pocieszenie mam dla was gorącą nowość od wydawnictwa Szósty Zmysł. Pucked up swoją premierę będzie mieć 17 kwietnia i już na wstępie powiem wam, że jest na co czekać! Zapraszam dalej.

Tytuł: Pucked up
Tytuł oryginału: Pucked up
Autor: Helena Hunting
Tłumaczenie: Magdalena Siewczyńska-Konieczny
Wydawca: Szósty Zmysł
Data wydania: 17 kwietnia 2019
Liczba stron: 452
Moja ocena: 7/10

     Członkowie NHL mają reputację niepoprawnych kobieciarzy. O ile w pierwszym tomie serii plotki dotyczące życia seksualnego Alexa Watersa były mocno przesadzone, to w przypadku jego kolegi, Buttersona, w większości mają pokrycie w rzeczywistości.

     Miller "Buck" Butterson zmienia swoje towarzyskie nawyki, kiedy poznaje Sunny, z którą chciałby spróbować poważnego związku. Przeszkadza mu w tym jednak jego reputacja oraz fakt, że Sunny jest siostrą Alexa.

     Sunny to miła dziewczyna. Praktykuje jogę, jest weganką a w wolnych chwilach pracuje jako wolontariuszka w schronisku dla zwierząt. Zaczyna zależeć jej na Bucku, który stara się być obecny w jej życiu. Czy plotki, pojawiające się kolejne zdjęcia Bucka z króliczkami oraz podszepty Alexa i jej najlepszej przyjaciółki Lily zaprzepaszczą jej szansę na związek? 

     Pucked up to już druga z serii hokejowych romansów. Pucked bardzo przypadła mi do gustu, szczególnie za specyficzne poczucie humoru wplecione w treść przez autorkę. Również przy okazji drugiej części mamy bardzo dużo do czynienia z owym humorem. Mam wrażenie, że jest on zdecydowanie mnie żenujący, co jest dużym plusem.

     Miłym zaskoczeniem dla mnie była męska, pierwszoosobowa narracja Millera. Poprzednim razem prym wiodła Violet, choć dla Alexa również znalazło się miejsce. To Buck opowiada swoją historię, przez co mogłam go dobrze poznać i szczerze polubić. Pomijając reputację, Miller okazuje się być bardzo szczerym i otwartym facetem. Bardzo dba o ludzi wokół siebie i jest w stanie naprawdę wiele zrobić dla Sunny. 

     Pucked to bardzo zabawna historia, szczególnie na początku. Podoba mi się, że mogłam się dowiedzieć, co słychać u Violet i Alexa. Myślę jednak, że bez problemu można czytać tę książkę bez znajomości pierwszego tomu. 

     Helena Hunting stworzyła historię, którą czyta się szybko i bardzo przyjemnie. Polecam, szczególnie jeśli nie macie co zrobić z wolnym popołudniem, ewentualnie dwoma. Polubiłam Bucka i z chęcią jeszcze zajrzę do świata wykreowanego przez autorkę. Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Szósty Zmysł.

     Trzymajcie się cieplutko. Do napisania!

poniedziałek, 18 marca 2019

"Księżyc myśliwych" Katarzyna Krenz i Julita Bielak

     Witajcie kochani! Przychodzę do was z opowieścią idealną na chłodny i mglisty dzień. Mowa o książce, do której zabierałam się stosunkowo długo mimo tego, że bardzo chciałam ją przeczytać. Czy spodobał mi się duet Katarzyny Krenz i Julity Bielak?

Tytuł: Księżyc myśliwych
Autor: Katarzyna Krenz, Julita Bielak
Wydawca: Znak
Data wydania: 5 października 2015
Liczba stron: 512
Moja ocena: 9/10

     Na mroźnej wyspie Sylt mnożą się tajemnice. Thomas wypływa w morze podczas sztormu i nie wraca do domu. Jego żona, Eva, musi jakoś poradzić sobie z samotnością. Praca w szpitalu oraz przesiadywanie w barze u Johannesa przynosi jej ulgę w mierzeniu się z samotnością.

     W wyżej wymienionym barze krzyżują się ścieżki wszystkich bohaterów. Myślę, że to najważniejsze miejsce dla mieszkańców Syltu, serce tej wyspy. Akcja książki zaczyna się od przywiezienia do szpitala pobitego chłopaka, który traci pamięć. Sophie, córka Evy i Thomasa znika, a na Sylt przyjeżdżają osoby, które zamieszają w życiu mieszkańców.

     Sylt ma swoje tajemnice, tak samo jak i jej mieszkańcy. Co stało się z Thomasem i Sophie? Kim jest pobity chłopak i czego chcą ludzie, którzy przybyli na wyspę?

     Księżyc myśliwych to kolejna książka, którą czytało mi się koszmarnie powoli. Być może wpływ na to miał specyficzny język autorek i to, że musiałam przerywać czytanie, żeby sięgać po powieści recenzenckie, ale ta historia podobała mi się tak bardzo! Nawet chyba polecałabym nie spieszenie się z nią, można wtedy delektować się fantastycznym językiem i podziwiać, jak ta książka jest przemyślana.

     Co jakiś czas fabuła przerywana jest listami, jakie wymieniały ze sobą autorki, pisząc tę powieść. Dzieliła je bowiem spora odległość. Obydwie są niezwykle inteligentne, mają ciekawe spojrzenie na świat i bardzo cenią sobie sztukę, o której także dużo rozmawiają oprócz dyskutowania o swoich postaciach.

     Zachwycający jest także sam klimat przedstawiony przez autorki. Ciężki i mroczny, wręcz namalowany słowem. Atmosfera Syltu unosi się w powietrzu i nie pozostaje bez wpływu na bohaterów, do których można się przywiązać. Szczególnie do Johannesa i Vincenta (jeśli pomyliłam jego imię to przepraszam, książkę czytałam już jakiś czas temu), który przy "swoim" stoliku codziennie tworzy swoje obrazy. Podczas lektury odczuwałam także mocno melancholię, smutek i tęsknotę Evy Voller. 

     Co jeszcze mogę napisać? Księżyc myśliwych to niezwykle przemyślana i utkana po mistrzowsku opowieść. Polska proza ma się niezwykle dobrze i niezmiernie mnie to cieszy, a powieść Katarzyny Krenz i Julity Bielak jest tego idealnym przykładem. To niezwykle piękna i misterna książka. Jestem zachwycona i raczej to już zauważyliście.

     Mam nadzieję, że niedługo powrócę do was z następną recenzją. Tymczasem trzymajcie się cieplutko i do napisania!

piątek, 15 marca 2019

"Piekło Gabriela" Sylvain Reynard

     Cześć! Patrząc na moje recenzje, można zauważyć, że co jakiś czas lubię sięgać po literaturę typowo kobiecą i że od takich książek też trochę wymagam. Co jakiś czas w internecie czy to przeglądając półki w księgarni stacjonarnie w moje oko wpadała trylogia Sylain Reynard, którą otwiera Piekło Gabriela. Przyznam, że podchodziłam do niej jak pies do jeża, ale w końcu się skusiłam. Co z tego wyszło?

Tytuł: Piekło Gabriela
Tytuł oryginału: Gabriel's Inferno
Autor: Sylvain Reynard
Tłumaczenie: Ewa Morycińska-Dzius, Anna Dorota Kamińska
Wydawca: Akurat
Data wydania: 6 lutego 2013
Liczba stron: 640
Moja ocena: 7/10

     Julia Mitchel rozpoczyna ostatni semestr na studiach magisterskich na uniwersytecie w Toronto. Jest spokojną, miłą dziewczyną i pilną studentką. Od samego początku zaprzyjaźnia się z Paulem. Widać, że chłopak chciałby być dla Julii kimś więcej, jednak ona zdaje się nie interesować romansami.

     Julia uczęszcza na wykłady profesora Emersona. Gabriel jest specjalistą od Dantego, co dla ludzi, którzy znają inne książki Reynard nikogo dziwić nie powinno. Z początku Emerson wydaje się być protekcjonalnym, złośliwym dupkiem. Z jakiegoś nieznanego powodu uwziął się na Julię, co nieraz nawet doprowadzało do ostrzejszych wymiany zdań pomiędzy nimi.

     Między Julią a Gabrielem narasta napięcie. Spoilerem nie jest, że coś ich połączy, aczkolwiek więcej nie zdradzę. Uważam także, że opis z tyłu zdradza zbyt wiele.

     Sięgając po tę książkę spodziewałam się typowego erotyku, bo nie wiedzieć dlaczego właśnie tak jest przedstawiana. Tak naprawdę scen erotycznych jest w niej tyle co kot napłakał, a konkretnie cała jedna. Już przy lekturze Raven od tego samego autora/autorki zakochałam się w tym stylu i wiedziałam, że inne książki spod jej (przyjmę, że napisała to kobieta) pióra również mi się spodobają.

     Piekło Gabriela określiłabym wbrew pozorom jako słodki romans. Bardzo dobrze poznawało mi się tę historię z punktu widzenia Julii, którą polubiłam, aczkolwiek dla mnie jest nieco zbyt wyidealizowana. Podobały mi się jej niektóre powiedzonka i to, że mimo skromnego stylu życia była bardzo dumna.

     Gabriel zaś jest niezaprzeczalnie pociągającym mężczyzną, z przeszłością i tajemnicami, które skrzętnie ukrywa. Na początku odnosi się do Julii z wyraźną niechęcią i właściwie nie wiadomo, jaka jest tego przyczyna. W takim facecie bardzo łatwo było by zakochać się bez pamięci. Nie mogę powiedzieć, żeby skradł moje serce, jest jednak bardzo interesujący.

     Moim zdaniem to, jak ta książka jest przedstawiana i sama okładka działa bardzo na niekorzyść tej historii, gdyż ma ona do zaoferowania czytelnikowi o wiele więcej niż może się wydawać. Dodatkowo piekielnie wciąga i naprawdę nie można się od niej oderwać. Na pewno sięgnę po wszystko, co wyda Reynard, a tymczasem do przeczytania mam jeszcze ostatni tom tej trylogii i trzeci tom trylogii o Raven.

     Piekło Gabriela bardzo gorąco wam polecam. Nie jest to głupiutka opowieść o kolejnej nastolatce, która wzdycha do faceta, którego nie może mieć. Julia jest dojrzałą młodą kobietą i taka jest też ta książka.

     Życzę wam miłego wieczoru oraz samych dobrych lektur. Trzymajcie się cieplutko i do napisania!

czwartek, 7 marca 2019

"Magia kąsa" Ilona Andrews

     Dobry wieczór kochani! Dzisiaj znowu opowiem wam o książce z fantastycznej półki, jednak nieco różni się od Gdzie niebo mieni się czerwienią, o której opowiadałam wam ostatnio. Zapraszam!

Tytuł: Magia kąsa
Tytuł oryginału: Magic bites
Autor: Ilona Andrews
Tłumaczenie: Anna Czapla
Wydawca: Fabryka Słów
Data wydania: 10 listopada 2017
Liczba stron: 438
Moja ocena: 7/10

     Świat był u szczytu technologicznego rozwoju, jednak magia niczym zazdrosna kobieta wróciła i zniszczyła technologię niemal w całości. 

     Od tamtej pory fale magii uderzają co jakiś czas i wtedy cała technologia zamiera. W tym świecie po magicznej apokalipsie żyje Kate Daniels. 

     Kate żyje w Atlancie i utrzymuje się z bycia najemnikiem. Kiedy otrzymuje wiadomość, że jej zwierzchnik i jednocześnie najbliższa osoba jaka jej pozostała nie żyje, młoda kobieta postanawia przeprowadzić śledztwo na własną rękę.

     Tę książkę czytałam bardzo powoli. Nie wiem właściwie dlaczego, gdyż bardzo mi się podobała. Być może po prostu luty był takim niespiesznym miesiącem. Sięgam po przeróżne gatunki, ale zawsze wracam do fantastyki, którą uwielbiam odkrywać. Trochę zaryzykowałam i kupiłam wszystkie do tej pory wydane tomy z tej serii i bardzo się bałam, że mi się nie spodoba.

     Zawsze jestem ciekawa w jaki sposób autorzy fantastyki kreują swoje światy. Magiczna apokalipsa, świat w którym magia postanowiła odzyskać swoje miejsce... Brzmiało bardzo interesująco. Autorka, a właściwie małżeństwo, które kryje się za tym nazwiskiem, wykonało kawał dobrej roboty. 

     Fabuła jest prowadzona bardzo sprawnie. Akcja toczy się w miarowym, nie za szybkim tempie. Czytelnik ma czas oswoić się ze światem przedstawionym i przyswoić sobie rządzące nim prawa. Przejdę teraz do najjaśniejszego punktu całej tej historii, czyli do Kate Daniels.

     OMG, takiej bohaterki w moim życiu brakowało. Kate jest najemnikiem, mieczem wywija lepiej niż niejeden facet, jest narwana i ma problem z trzymaniem języka za zębami. Jej życie uczuciowe właściwie nie istnieje, ponieważ mężczyźni się jej boją. Jest prawdziwą kick-ass girl, i kupiła mnie totalnie. 

     Nasza główna bohaterka podejmuje się pewnego śledztwa, o którym wyżej już wspomniałam. Po drodze jak nietrudno się domyślić natknie się na różne przeszkody, pozna ludzi, z którymi przyjdzie jej współpracować. Pojawi się także pewien mężczyzna, z którym będzie ją łączyć dosyć niejasna relacja. Postać Kate jest owinięta tajemnicą, której nie zdradzę. Właściwie nawet bym nie mogła, bo autorzy nie zdradzają nam nic ponadto, że Daniels włada tajemniczą magią. Jestem ciekawa jak ten wątek zostanie pociągnięty.

     Raczej nie mam nic więcej do dodania. Magia kąsa to fantastyka na przyzwoitym poziomie. Dla mnie to siódemka z ogromnym serduchem dla Kate. Jestem ciekawa jak autorzy pociągnęli dalej tę historię i w jaką stronę rozwinie się historia naszej narwanej najemniczki. Jeśli kochacie fantastykę to seria z Kate Daniels zapewne wam się spodoba. Ja serdecznie polecam.

     Trzymajcie się cieplutko, do napisania!

poniedziałek, 4 marca 2019

Opowiem wam o pięknej, współczesnej baśni.

     Cześć kochani! Dzisiaj chcę wam opowiedzieć o książce, która mnie zachwyciła. Nie urzekła mnie jednak od razu. Jeśli chcecie wiedzieć, co myślę o Gdzie niebo mieni się czerwienią autorstwa Lisy Lueddecke, zapraszam dalej!

Tytuł: Gdzie niebo mieni się czerwienią
Tytuł oryginału: A Shiver of Snow and Sky
Autor: Lisa Lueddecke
Tłumaczenie: Patryk Gołębiowski
Wydawca: Zielona Sowa
Data wydania: 14 lutego 2018
Liczba stron: 350
Moja ocena: 9/10

     Na skutej lodem wyspie Skane niebo przemawia do mieszkańców. Gdy zorza jest zielona, mieszkańcy mogą odetchnąć z ulgą, gdyż panuje spokój, a bogini jest szczęśliwa. Niebieski kolor oznacza zamieć, a czerwony... Zwiastuje zarazę i śmierć.

     Siedemnaście lat temu niebo rozbłysnęło czerwienią, a zaraza zabrała setki mieszkańców Skane, w tym matkę głównej bohaterki, Osy.

     Dziewczyna umie czytać z gwiazd. Dni najczęściej spędza na wędrówkach ze swoim przyjacielem, uciekając tym samym od starszej siostry, która obwinia ją o śmierć matki oraz od surowego oblicza ojca.

     Kiedy na niebie ponownie pojawia się czerwień, Osa nie chce bezczynnie czekać, aż zaraza zabierze jej bliskich. Postanawia działać i staje się jedyną nadzieją Skane. Czy uda jej się uratować wyspę i jej mieszkańców?

     Muszę przyznać, że sam początek powieści nie wciągnął mnie za bardzo. Ot, opowieść o mieszkańcach surowej wyspy i ich ciężkim życiu. Opowieść jednak niesie ze sobą tajemnicę w osobie tajemniczej bogini oraz zorzy, która jest osobliwym sygnałem dla ludzi ze Skane.

     W ostatnich latach miałam do czynienia z licznymi wspaniałymi debiutami, jednak Gdzie niebo mieni się czerwienią zdecydowanie się spośród nich wyróżnia. Autorka operuje pięknym językiem, jej opisy są niezwykle plastyczne i niemal można poczuć na karku lodowaty oddech wyspy.

     Podoba mi się, że Osa jest zwykłą dziewczyną, którą cechuje niezwykła odwaga. Nie ma super-mocy ani żadnych innych specjalnych predyspozycji, jednak postanawia wyruszyć w swą podróż uzbrojona w upór i odwagę.

     Nie bez przyczyny nazwałam tę książkę współczesną baśnią, gdyż na jej kartach można odnaleźć magię. Nie mogę wam tutaj zdradzić zbyt wiele, ale to, co dzieje się podczas wyprawy Osy jest wprost cudowne. 

     Co więcej mogę napisać? Lisa Lueddecke stworzyła niesamowitą i piękną opowieść. Bardzo zachęcam, żebyście odwiedzili Skane i potowarzyszyli Osie w jej fantastycznej i magicznej przygodzie. Naprawę warto.

     To już wszystko ode mnie. Życzę wam samych dobrych lektur. Trzymajcie się cieplutko, do napisania!