piątek, 30 września 2016

CZYTELNICZE PODSUMOWANIE WRZEŚNIA + BOOK HAUL + TBR

     Walczyłam z całych sił, aby w tym miesiącu dobić chociaż do średniej liczny pięciu przeczytanych książek. I udało się! Lektury, jakimi uraczyłam się tym razem były bardzo różnorodne i wręcz cudowne (w większości). Uraczyłam się właśnie godną muzyką (album Sainthood Tegan and Sara), a was zapraszam na małe podsumowanie września!

     Przeczytane we wrześniu (wszystkie opisy pochodzą z lubimyczytac.pl):

1. Lawendowy pokój Nina George
      W swojej księgarni – o wiele mówiącej nazwie "Apteka Literacka" – Jean Perdu sprzedaje książki tak jak farmaceuta medykamenty. Umiejętnie rozpoznaje, co ktoś nosi w sercu, i proponuje odpowiednią fabułę na konkretny problem. Nie potrafi jednak uleczyć własnego cierpienia, które zaczęło się pewnej nocy wiele lat temu, kiedy odeszła od niego ukochana kobieta.
      Wszystko się zmienia, gdy Jean w końcu otwiera pozostawiony przez nią list. Wcześniej nie miał odwagi go przeczytać…











2. Droga Cienia Brent Weeks

     Dla Durzo Blinta zabijanie to sztuka, a w tym mieście on jest największym artystą. Dla Merkuriusza przetrwanie nie jest rzeczą pewną. Nie ma żadnej gwarancji przeżycia. Jako szczur z ulicy wychował się w slumsach i nauczył się szybko oceniać ludzi. I podejmować ryzyko. Na przykład zgłaszając się na ucznia do Durzo Blinta. Jednak żeby zostać przyjętym do terminu, Merkuriusz musi odrzucić swoje dawne życie i przyjąć nową tożsamość. Jako Kylar Stern musi nauczyć się poruszać w świecie zabójców - w świecie niebezpiecznych polityków i dziwnej magii. I musi rozwijać talent do zabijania.











3. Plan Patrycja Gryciuk

      Anna i Lorcan. Wszystko byłoby jak w słodkim love story, gdyby nie pojawił się tajemniczy Siergiej ze swoim aksamitnym głosem i milionami na koncie. Świat bohaterki staje na głowie. Zamiast akademika jest luksusowa rezydencja, dżinsy zamieniają się w kreacje Diora, a uzyskane właśnie prawo jazdy staje się niepotrzebne, skoro do dyspozycji jest limuzyna z szoferem. Jednak już wkrótce dziewczyna z disnejowskiej bajki trafia do koszmarnej rzeczywistości. Rozpoczyna się niezwykła gra o miłość, gdzie niespodziewanie stawką staje się życie. Walka o dominację w biznesie biopaliw i świecie ekoterroru, seks, polityka, emocjonalna szarpanina, chore ambicje i mafia. Do tego zbyt częste ucieczki przed śmiercią...
     Anna Smith. Anna Taredov. Anna Williams. Może Anna Maidley... Wiele nazwisk. Jedna kobieta. Dwóch mężczyzn. Jedna decyzja. A jeżeli to wszystko było już z góry ukartowane? Miłość, dynamiczna akcja, intryga. Happy end? Sam sobie odpowiedz na to pytanie. 


4. Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender Leslye Walton

     Zbliża się magiczna noc przesilenia letniego...
     Noc, w której niebo się otworzy, a powietrze wypełnią deszcz i pióra.
     Ava urodziła się ze skrzydłami. Pragnie poznać prawdę, odnaleźć odpowiedzi na pytania dotyczące jej pochodzenia. Niezwykłe wypadki, cudowne zdarzenia, dziwne zbiegi okoliczności i baśniowe rozterki zaprowadzą ją tam, gdzie nie spodziewała się dotrzeć. Kawałek po kawałku odsłania pełną boleści i trosk historię rodziny Roux. Ava Lavender może być pierwszą, która uniknie zguby i ucieknie obojętności. Czy uda jej się odnaleźć prawdziwą miłość?
     Dramat Avy rozpoczyna się, kiedy wielce pobożny Nathaniel Sorrows bierze ją za anioła, a jego obsesja na punkcie dziewczyny rośnie... 







5. Bez pamięci Martyna Kubacka

     Kasia budzi się w pięknym, nieznanym domu…
Dowiaduje się, że miała wypadek, a przystojny prawnik, który się nią opiekuje, jest jej narzeczonym. Czy jednak może mu zaufać? Co w tej historii jest prawdą, a co kłamstwem? Dziewczyna ze wszystkich sił stara się przypomnieć sobie swoją przeszłość i nie zdaje sobie sprawy z tego, że grozi jej poważne niebezpieczeństwo…
Pomiędzy dwojgiem ludzi, których los zetknął wbrew ich woli, rodzi się fascynacja i miłość. Czy uczucie będzie wystarczająco silne, żeby pokonało przeszłość i zmieniło przyszłość?
„Bez pamięci” to romantyczna opowieść o zaskakującej miłości, z fascynującym wątkiem kryminalnym w tle. 









      Przeczytane we wrześniu lektury były naprawdę niesamowite, cudowne i magiczne. Ostatnie pół miesiąca było dla mnie naprawdę ciężkie. Powiedzmy, że wydarzyło się coś, co nieco mnie podłamało, ale historie, którymi pozwoliłam sobie żyć bez reszty uratowały mnie i pozwoliły przejść do porządku dziennego. Nie ważne co by się działo, życie toczy się dalej. Czuję, jakby po każdym upadku unosiły mnie skrzydła podobne do tych Avy Lavender.

     ŁĄCZNA LICZBA PRZECZYTANYCH STRON WYNOSI 2 083! Wynik jak dla mnie bardzo dobry, zważywszy na to, że teraz siłą rzeczy nie spędzam za wiele czasu w domu. Jestem dumna z tych okrągłych dwóch tysięcy i mam nadzieję, że moje wyniki będą sukcesywnie wzrastać.

     BOOK HAUL

     Jako, że zbliżała się wypłata to postanowiłam zaszaleć. Od początku lipca nie robiłam większych zakupów książkowych. Tak oto przybyło do mnie aż dziesięć nowych książek i sześć zdobyczy biliotecznych!
1. Anioł Dorotea de Spirito (książkowa wymiana)
2. Tchnienie śniegu i popiołu Diana Gabaldon (zostały mi tylko dwa tomy i będę mieć całą Obcą!)
3. Za ścianą Sarah Waters (skupowanie kolejnej serii książek trwa)
4. Złodziejka książek Markus Zusak
5. Portret Doriana Graya Oscar Wilde
6. Frankenstein Mary Shelly
7. Dygot Jakub Małecki (bo pokochałam polskie powieści całym sercem)
8. Wielki Gatsby Francis Scott Fitzgerald
9. Bez pamięci Martyna Kubacka
10. Me before you Jojo Moyes (pierwsza powieść anglojęzyczna na mojej półce)

Przytachałam z biblioteki:

11. Swobodna S.C. Stephens
12. Niepokorna S.C Stephens
13. Na krawędzi cienia Brent Weeks
14. Poza cieniem Brent Weeks
15. Tajemniczy brat V.C Andrews (zagapiłam się i jeszcze nie kupiłam)
16. Wampir Lestat Anne Rice (trzeba coś dodawać? Przepadłam na amen!)

     TBR

     W październiku prawdopodobnie będę czytać książki z biblioteki. Chyba, że będę je przeplatać swoimi książkami. Pasowałoby się też zainteresować Koroną w mroku Sarah J. Maas. Na pierwszy rzut jednak pójdzie Wampir Lestat. Właściwie już poszedł, bo zaczęłam dziś czytać. Jestem ciekawa, jakie będą moje odczucia. W końcu Anne Rice Wywiadem z wampirem postawiła sobie poprzeczkę bardzo wysoko.

     Życzę wam cudownie zaczytanego miesiąca. Do napisania!

sobota, 24 września 2016

"Droga Cienia" Brent Weeks

     Witajcie moi kochani! Dzisiaj przychodzę do was z recenzją książki, do której robiłam dwa podejścia. Kilka lat temu porzuciłam ją jakoś po kilkudziesięciu stronach. Postanowiłam dać Drodze Cienia drugą szansę. Tym razem jej nie przeczytałam. JA JĄ POCHŁONĘŁAM! Musiało minąć jednak trochę czasu, abym była w stanie wgryźć się w niesamowity świat wykreowany przez Brenta Weeksa. Zapraszam!

Tytuł: Droga Cienia
Tytuł oryginału: The Way of Shadows
Autor: Brent Weeks
Tłumaczenie: Małgorzata Strzelec
Wydawca: MAG
Rok: 2009
Liczba stron: 576
Moja ocena: 9/10

     Dla Merkuriusza każdy dzień staje się walką o przetrwanie. Życie w slumsach nie należy do łatwych. Zwłaszcza wtedy, kiedy trzeba płacić za możliwość pozostania w gildii. Może ufać tylko dwójce przyjaciół - Jarlowi i Laleczce. 
     Pewnego dnia Merkuriusz postawił się Szczurowi, szefowi gildii. Chłopak musi podjąć najważniejszą decyzję w swoim życiu, aby nie dać się złamać. Dramatyczne wydarzenia popychają go w objęcia mroku. Wkracza na drogę, z której nie ma powrotu...
     Durzo Blint to zabójca (Siepacz) doskonały. Dla niego zbrodnia to sztuka, a w Cenarii jest on największym artystą. Nie ma słabych punktów i unika bliższych relacji z ludźmi. Postrzega każdą więź jako słabość. Czy uczynienie z Merkuriusza swojego ucznia zmieni cokolwiek w jego ponurej egzystencji?
     Merkuriusz doskonali sztukę zabijania a zarazem coraz bardziej wsiąka w świat politycznych intryg i dziwnej magii. Jego życie zaczyna przypominać partię szachów. Jeden fałszywy ruch może okazać się tym ostatnim.
     Nie sądziłam, że kiedykolwiek spodoba mi się książka, w której bardzo dużą rolę odgrywa polityka. Tak samo jak nie spodziewałam się, że zacznę chętnie widzieć klasykę w moich osobistych książkowych zbiorach. Droga Cienia to niesamowita, dogłębnie przemyślana powieść. Fabuła została utkana z wielką precyzją, która prowadzi konsekwentnie do wielkiego finału. Którego, muszę przyznać, miejscami nie mogłam się doczekać. Cała historia nie chciała dać mi spokoju, zagnieździła się w moim umyśle na dobre.
     Mocnym punktem powieści Brenta Weeksa są bohaterowie. Żywi, z krwi i kości. Każdy ma wady i zalety i żaden z nich nie jest czarno-biały. Ich decyzje bywają samolubne i każda w jakimś stopniu podyktowana jest chęcią zdobycia władzy. Już wspomniałam wyżej o niemal przyprawiającej o zawrót głowy ilości politycznych intryg, jakie są wplecione w akcję. Na początku trudno się połapać w ilości bohaterów i zajmowanych przez nich stanowisk. Minusem mogą też być podobnie brzmiące nazwiska, które mogą się mylić. Uważam jednak, że ostatecznie wszystko jest do ogarnięcia.
     Jest jeszcze Durzo Blint, który jest chodzącą zagadką i zdecydowanie kreacja jego postaci jest najbardziej fascynująca. Stanowi swoistą wisienkę na torcie w tej opowieści. Kim jest? Dlaczego stał się tym, kim się stał? Skąd właściwie się wziął? Warto przeczytać tę książkę tylko dla Durzo. 
     Już dawno nie spotkałam się z tak pełnokrwistymi bohaterami i chcę więcej. Na szczęście to pierwszy tom trylogii i cała jest wydana w Polsce. Będę tylko ubolewać nad faktem, że nowelka Cień doskonały jest już właściwie niedostępna. Dodałam zdjęcie okładki niby wydania rozszerzonego, ale ja się z tym wydaniem do tej pory nigdzie nie spotkałam, więc nie wiem o co tu chodzi. Chcę mieć całą Trylogię Nocnego Anioła na swojej półce. W taki oto sposób mój schowek w księgarni internetowej stale się powiększa.
     Oczywiście polecam i raczej nie mam już za wiele do dodania. Czytaj, zachwycaj się, kochaj! Do napisania!

poniedziałek, 19 września 2016

"Lawendowy pokój" Nina George

     Cześć! Dzisiaj jest zimno, szaro i ponuro. Do tego świat za oknem otuliła mgła. Dobrze się stało, że przyszedł czas na recenzję takiej a nie innej książki. Bo ta powieść jest jak ciepły kocyk i gorąca herbata w mroźny i deszczowy jesienny wieczór.
    Chcę mieć własny egzemplarz a to o czymś świadczy! Zaczęłam chodzić znowu do biblioteki (postanowiłam wyczytywać własne zbiory i trzymałam się twardo swego postanowienia przez kilka miesięcy). Zazwyczaj wychodzę z niej obładowana co najmniej pięcioma tomiszczami. Standard. Przejdźmy jednak do meritum. Zapraszam!

Tytuł: Lawendowy pokój
Tytuł oryginału: Das Lavendelzimmer
Autor: Nina George
Tłumaczenie: Paulina Filippi-Lechowska
Wydawca: Otwarte
Rok: 2014
Liczba stron: 344
Moja ocena: 11/10

     Jean Perdu, około pięćdziesięcioletni mężczyzna, mieszka w jednej z paryskich kamienic, otoczony dość barwnymi ludźmi. Sam jednak wydaje się bardzo zdystansowany, niemal wyobcowany. W jego mieszkaniu panują iście spartańskie warunki. Jean prowadzi księgarnię. Mieszcząca się na barce (Lulu) Apteka Literacka wydaje się być dziełem jego życia. Mężczyzna potrafi zajrzeć w głąb ludzkiej duszy i jest w stanie polecić każdemu człowiekowi lekturę pasującą do ich aktualnej życiowej sytuacji oraz nastroju nastroju.
    Do kamienicy wprowadza się nowa osoba. Catherine rozstała się z mężem i próbuje na nowo nauczyć się funkcjonować. Nie ma za wiele rzeczy osobistych, dlatego Jean postanawia podarować jej kilka mebli i oczywiście książek. Ich znajomość wydaje się dokądś prowadzić, ale czy coś z tego będzie?
    To tyle, jeśli chodzi o fabułę. Resztę cudowności poznawajcie sami. Ta książka jest tak przepełniona literackimi, cytatowymi, życiowymi i filozoficznymi smaczkami, że niemal rozpływałam się z zachwytu. Na każdej stronie znajdowały się słowa, które spływały niczym miód na moje wiecznie głodne literatury serce.
     Książka jest ciepła i przepełniona nadzieją, przy czym potrafi też zaskoczyć. I tutaj jest jedna rzecz, która mi się nie podoba. Ta mapka, która jest na początku książki, moim zdaniem powinna być na końcu. Bo to jednak spoiler dotyczący najważniejszego wątku i punktu zwrotnego w życiu Jeana i Maxa Jordana (pisarza).
    Na swojej drodze Jean poznaje nowych, wspaniałych ludzi. Uczy się na nowo żyć, czerpiąc z każdego dnia pełnymi garściami. Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, wybaczyć sobie, dać odejść żalowi, żeby zmienić coś w swoim życiu. Wystarczy odrobina odwagi i wiary.
    Lawendowy pokój wywołuje skrajne emocje przy czytaniu. Przy niektórych momentach się śmiałam, przy niektórych w oczach miałam łzy. Oczywiście najbardziej satysfakcjonujące dla mnie były odniesienia do wszelakiej literatury, których w treści można znaleźć na pęczki.
    W tej książce pojawia się trójkąt miłosny, ale na szczęście nie wysuwa się na pierwszy plan. Szczerze nienawidzę kobiety, przez którą Jean zamknął na głucho swoje serce na dwadzieścia lat. Jej tłumaczenie swojego postępowania było dla mnie żałosne, bo niestety byłam zmuszona przebrnąć przez fragmenty jej dziennika... Na szczęście to tylko tyci mankament, który nie przeszkadza w syceniu się treścią książki. Jest jeszcze ten list, który stanowi zapalnik wszystkich spontanicznych decyzji Jeana.
    Nie mogę napisać nic więcej, naprawdę. Zaczytujcie się i wyciągnijcie z tej książki to, czego potrzebuje wasza dusza. Nie żartuję. Ta powieść niesie nadzieję, pocieszenie, otuchę... Lećcie do biblioteki, kupujcie... COKOLWIEK, TYLKO SIĘGNIJCIE PO TĘ POWIEŚĆ. PROSZĘ. Kłaniam się nisko pani Ninie George, tyle.
    Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się tutaj nowy post. Trzymajcie się cieplutko! Do napisania!

poniedziałek, 12 września 2016

"Wywiad z wampirem" Anne Rice + ocena ekranizacji

     Witajcie moi kochani! Wreszcie mogę zamieścić tu kolejną recenzję po przerwie spowodowanej poniekąd problemami technicznymi. Prawie zabiłam laptopa, ale zrzućmy na ten hańbiący fakt zasłonę milczenia...
     ... bo przygotowałam dla was recenzję bardzo specjalnej książki. Wzięłam ją z biblioteki, ale niech mnie kule biją, jeśli ta pozycja nie trafi do mojej osobistej kolekcji! Mowa oczywiście o cudownym, fenomenalnym i ani trochę nie przereklamowanym Wywiadzie z wampirem Anne Rice! Zapraszam! 

Tytuł: Wywiad z wampirem
Tytuł oryginału: Interview with the Vampire
Autor: Anne Rice
Tłumaczenie: Tomasz Olszewski
Wydawca: Rebis
Rok: 2007
Liczba stron: 400
Moja ocena: 11/10

     Rzadko kiedy zakochuję się w książce od pierwszej strony (dosłownie), ale w przypadku tej powieści tak się stało. Nie mam pojęcia, dlaczego nie sięgnęłam do niej wcześniej, ale może dobrze się stało. W tej książce jest bowiem tyle przemyśleń nad życiem, jego wartością oraz nad samą istotą wampiryzmu, że nie mam pojęcia, czy to wszystko pomieściłoby się w moim umyśle wcześniej. Gdy dowiedziałam się, że to był debiut Anne Rice, no to... Gdybym spotkała tą panią, to niechybnie pochyliłabym głowę nad jej kunsztem pisarskim oraz wyobraźnią.
     Jak sama nazwa wskazuje, mamy do czynienia z wywiadem z wampirem. Sugerowałabym aby nie czytać opisu z tyłu książki, ale cieszyć się jej treścią oraz dać się zaskoczyć. Ja zawsze czytam opisy z tyłu, więc siłą rzeczy pozbawiłam się kilku niespodzianek. Opis zdradza po prostu za dużo, a właściwie jest streszczeniem całej fabuły. KTO ROBI COŚ TAKIEGO CZYTELNIKOM?! Zostawiłabym tylko pierwsze zdanie, resztę wyrzuciła. 
     Od samego początku nie znamy imienia wampira, który zgodził się udokumentować całe swoje życie. Jest owiane tajemnicą, ale poznajemy je w trakcie czytania. Jednak nie następuje to od razu, a sam Louis de Pointe du Lac jest nazywany wampirem, ponieważ oprócz wywiadu oczywiście, narracja prowadzona jest w trzeciej osobie.
     I tu następuje wielki problem, bo nie wiem, od jakiego momentu zaczynają się spoilery. Dodam, że sama przed lekturą książki na szczęście o fabule nie wiedziałam nic ani nie oglądałam filmu. Wiedziałam tylko, że występuje jakiś tam Lestat. Jeśli jesteście w takiej komfortowej sytuacji w jakiej byłam ja, to nie czytajcie opisu z tyłu. Wiem sama, że ciężko jest się oprzeć. Nie pożałujecie. 
     Louis opowiada o całym swoim życiu. Zarówno śmiertelnym jak i tym po "śmierci". Nie pamiętam dokładnie, w jakim wieku został przemieniony, ale jest młodym, przystojnym mężczyzną. Słynął ze smykałki do interesów, co pozwoliło jemu i jego rodzinie na dostatnie życie. Był plantatorem w Luizjanie, a po przemianie w wampira osiedlił się w Nowym Orleanie. Ach, Nowy Orlean... Anne Rice prowadzi narrację tak sugestywnie i obrazowo, że aż czuło się ciarki na plecach podczas wędrówek przez mroczne uliczki miasta. Żył przez jakiś czas u boku swego stwórcy, ale przepaść między nimi wkrótce doprowadziła do narastającej latami nienawiści.
     Louis bowiem różni się od swoich pobratymców. Zdaje się nie czerpać przyjemności z zabijania i usilnie stara się zrozumień, kim się stał. Oczywiście w bardziej filozoficznym sensie. W porównaniu do innych wampirów zastanawia się nad sobą i zdaje się przechowywać w sobie okruchy człowieczeństwa. Jego rozważania oraz brak akceptacji własnej natury zmieniają egzystencję wampira w pasmo nieustannego cierpienia.
     Wywiad z wampirem czytałam stosunkowo powoli, delektując się każdym słowem. Język jest bogaty i wyrafinowany, a jednocześnie bardzo przystępny w odbiorze. Jak pisałam powyżej, powieść jest przepełniona rozmyślaniami na temat życia. Kim jest wampir? Tylko nieśmiertelną maszyną do zabijania, czy też czymś więcej? Bardzo podoba mi się samo przedstawienie wampirów w książce. Anne Rice postawiła ich ponad ludźmi i nie ma wątpliwości, że służą im tylko jako pokarm. Nie byłoby mowy o zakochaniu się wampira w śmiertelnym człowieku. 
     Nie neguję oczywiście Zmierzchu czy Pamiętników wampirów, bo obie serie bardzo lubię, ale zawsze to coś innego. Nie nowego, zważywszy na to, ile już Wywiad z wampirem liczy sobie lat. Wampir i człowiek mogą nawiązać swego rodzaju relację, ale zgoła inną niż w wymienionych przeze mnie książkach. 
    Trzeba przeczytać, żeby zrozumieć, o co mi chodzi. Mechanizmy opisane przez Anne Rice są dość skomplikowane i trudno mi rozwodzić się na temat wszystkich poruszonych przez nią kwestii. 
     Z pewnością będę chciała powrócić do Wywiadu z wampirem jeszcze nie raz. W końcu nie na darmo oceniłam ją na 11/10. A na mnie czeka jeszcze wiele części Wampirzych kronik i jestem ciekawa, czy pozostałe części są tak dobre jak pierwsza.
     Co do zakończenia powieści, to jest niesamowite. Zaostrza apetyt na ciąg dalszy historii. Nawet nie muszę pisać, czy polecam, bo to jest oczywiste. Z całego serca! Czytajcie, czytajcie, czytajcie! Naprawdę kocham Wywiad z wampirem
     Mam nadzieję, że udało mi się niczego ważnego nie zdradzić na temat fabuły. Odkrywajcie ją sami i cieszcie się tym. 

     Zaraz po przeczytaniu książki obejrzałam ekranizację. Bardzo mi się spodobała. Nie mogłam się jednak pozbyć wrażenia, że fabuła została zanadto spłycona. Wiem, że inaczej być nie mogło, a wcześniejsza lektura pomogła w zrozumieniu wyborów, jakich dokonali bohaterowie. Jednak sam film jest cudowny! Dekoracje, kostiumy no i sam dobór obsady. Brad Pitt w kreacji Louisa wypadł niesamowicie, jednak wyobrażałam go sobie nieco inaczej. Za to Tom Cruise jest Lestatem idealnym, po prostu. Pewnie trudno było dobrać dobrą aktorkę do zagrania Claudii, ale Kristen Dunst stanęła na wysokości zadania. Z bólem serca to piszę, ale do tego filmu kompletnie nie pasuje mi Antonio Banderas. Może wpływ ma na to książkowy wygląd Armanda, ale nie. No po prostu nie. 
     W książce dzieje się naprawdę wiele, dlatego nie można było uniknąć przeskoków, ale boli mnie przeoczenie pewnego wątku. W trosce o opinię bez spoilerów nie napiszę o co dokładnie chodzi, ale moim zdaniem pominięto bardzo ważny fragment historii Louisa. Generalne klimat filmu jest tak niesamowity, że mogłabym go oglądać nawet i trzy godziny. Z pewnością jeszcze do niego powrócę, tak jak i do książki.

     To na razie wszystko ode mnie. Trzymajcie się ciepło i czytajcie więcej ode mnie. Do napisania!

niedziela, 4 września 2016

"Bezmyślna" S.C Stephens

     Witam was w ten piękny, wrześniowy dzień! Dzisiaj przygotowałam dla was recenzję książki, która mnie i zachwyciła, i nieludzko irytowała. Na dodatek nawet skłoniła do refleksji. I jak ja mam ją ocenić?! Zapraszam do przeczytania mojej opinii o Bezmyślnej S.C Stephens.

Tytuł: Bezmyślna
Tytuł oryginału: Thoughtless
Autor: S.C Stephens
Tłumaczenie: Joanna Grabarek
Wydawca: Akurat
Rok: 2014
Liczba stron: 670
Moja ocena: 8/10

     Główna bohaterka, a zarazem narratorka Kiera od niemal dwóch lat tworzy szczęśliwy związek ze swoim chłopakiem Dennym. Para postanowiła przenieść się na drugi koniec kraju, do Seattle. Denny pognał za ofertą pracy nie do odrzucenia, za to Kiera z miłości spakowała manatki i pojechała zdobywać świat razem z nim. No, przynajmniej uniwersytet, na który, chcąc nie chcąc, musiała się przenieść.
     Jak się okazuje, mają zamieszkać z przyjacielem Denny'ego. Kellan, cóż, jest Kellanem. Ogarniecie o co mi chodzi, jeśli zdecydujecie się sięgnąć po tę książkę. Już pomijając schematyczność, która by mnie bolała, gdyby nie sposób napisania książki. O laboga! Trójkąt miłosny. Tak, w tej powieści pojawia się trójkąt miłosny. Rozpaczałabym nad tym i chyba zaczęła rzucać książkami, ale pani Stephens pisze tak cudownie! Oczywiście zboczyłam z kursu mojej wypowiedzi. No jak zwykle.
     Oczywiście zamieszkali razem. Denny zaczął pracę, Kellan miał swoje nocne życie, a Kiera znalazła zajęcie w pubie U Pete'a (gdzie regularnie koncertują D-Bagsi, zespół Kellana).
     Sielanka trwałaby w nieskończoność i generalnie byłoby nudno, gdyby Denny nie dostał atrakcyjnej oferty obejmującej dwumiesięczny wyjazd. Biedaczka Kiera wpadła w histerię jak nie przymierzając kilkuletnia dziewczynka. Nie wiedziałam, czy czytając ten fragment mam się śmiać, zapłakać czy po prostu rzucić tą książką o ścianę.
     Nie dość, że dzwoniła do niego codziennie, zamieniła się w chodzące i płaczące zombi, to jeszcze zbliżyła się do Kellana. BANG! Możecie się domyślić, jak to się skończyło. Ale dość o fabule, bo naspoileruję tu zanadto.
     Zacznijmy od Kiery. Ma dwadzieścia albo dwadzieścia jeden lat, czyli jest moją równolatką. I ja nie mogę, no po prostu nie zdzierżę jej. Starałam się nie oceniać, ale what the hell. Ostatecznie doszłam do wniosku, że jest po prostu zwyczajną kretynką. Chodzi mi o tę jej bolącą bezmyślność. No i trudno byłoby o bardziej trafny tytuł. Pozwólcie, że coś zacytuję: O mój Boże! Ja powiedziałam to na głos? Czy ja naprawdę tego chcę? Jej mózg chyba został odłączony od aparatu mowy, bo ona naprawdę nie panuje nad słowami, które wychodzą jej z ust. Jest też samolubna, tak do bólu, że bardziej już nie można. Co z tego, że jej chłopak wyjechał tylko na dwa miesiące. Ona nie mogła wytrzymać i zaczęła flirtować z Kellanem. Na litość boską, to były tylko dwa miesiące. Każdy by wytrzymał. Gardzę bohaterkami, która nie potrafią żyć bez faceta. Normalna kobieta znalazłaby sobie zajęcie, jakiekolwiek. Ale nie, Kiera narobiła nadziei Kellanowi, a potem to już wszystko się skomplikowało.
     Danny jest chłopakiem idealnym. Jak raz się zakocha, nie istnieją dla niego inne. Chyba ta stateczność to jego największa zaleta. No co mogę więcej o nim powiedzieć?
     Przejdźmy do mojego serduszka, czyli Kellana. Pod jego pozą frontmana i podrywacza kryje się zraniony i zagubiony chłopak, który ma problemy z okazywaniem uczuć. Moje serce było łamane raz po raz, kiedy Kiera tak bezmyślnie go raniła i to tak chamsko i do żywego, że ja po prostu nie mogę.
     Też nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć, że Kiera będzie miała problem z wyborem pomiędzy Kellanem a Dennym. Moja irytacja sięgnęła zenitu. Jednak jest w Bezmyślnej coś, co wręcz kazało mi czytać dalej. Jest tak pogmatwana i niełatwa w odbiorze jak samo życie. Czasem jest dobrze, a czasem źle. Lektura zmusza do analizy i długich przemyśleń na temat fabuły. Która byłaby bardzo prosta i pusta, gdyby nie zręczność autorki. Jak już pisałam powyżej, starałam się zrozumieć i pochopnie nie oceniać Kiery, ale koniec końców się nie dało. No nie i koniec. Cała historia diabelnie wciąga. Ma niemało stron, a ja ją pochłonęłam w jakieś trzy-cztery dni. Mogę wam obiecać, że emocji podczas czytania wam nie zabraknie.
     Tym razem jest naprawdę krócej niż zwykle, ale i nie mam bardzo dużo do powiedzenia. Polecam wam bardzo serdecznie i muszę sięgnąć po pozostałe tomy. Na moje nieszczęście to trylogia. Chyba umrę nadal zgłębiając myśli Kiery, ale niech będzie. Dopóki w fabule będzie obecny Kellan, dopóty zniosę tę idiotkę.
     Cóż, do następnej recenzji! Trzymajcie się ciepło i dużo czytajcie. Do napisania!