sobota, 18 kwietnia 2020

Nareszcie się doczekałam! Co myślę o kontynuacji (Nie)zdobytej Melissy Darwood?

     Hej hej! Dziwnie to zabrzmi gdy powiem, że kwarantanna mi służy, ale od początku miesiąca przeczytałam już siedem książek. Nie mam pojęcia, czy uda mi się pobić rekord, jednak obecnie w pełni mogę nasycić się lekturą. Nie przedłużając, zapraszam dalej!

Tytuł: (Nie)zdobyta tom II
Autor: Melissa Darwood
Wydawca: Self-publshing
Data wydania: 13 maja 2020
Liczba stron: 360
Moja ocena: 8/10

     Po pijackim wybryku na weselu Julka i Jeremi mają ciche dni. Janson nadal przygotowuje kobietę do wyprawy, owszem, ale stosunki między nimi stają się dość napięte. Kiedy postanawiają wyruszyć w Tatry, podejmą decyzję, która może skomplikować ich interesy. Czy planowana wyprawa się uda? Czy książka Julki zapewni jej bezpieczną posadę? Jak potoczy się relacja naszej niezdobyte bohaterki i JJ-a?

     Opis jest więcej niż skąpy, ale to jest drugi tom serii i na tym muszę poprzestać, jeśli nie chcę wam nic zdradzić. Tym razem dostajemy w łapki więcej treści, jednakże na tych ponad trzystu stronach dzieje się sporo i chcę, żebyście mogli w pełni cieszyć się lekturą.

     Ciężko było czekać na przesyłkę od autorki, ale na szczęście mogliśmy śledzić początkowe rozdziały na Wattpadzie. Pierwszy tom czytałam w lutym, więc i tak mam szczęście, bo czekałam na kontynuację stosunkowo mało. W recenzji pierwszego tomu pisałam, że zdążyłam się przywiązać do Jansona i Julki i pewnie w jakimś stopniu wpłynęło to na moje rozemocjonowanie podczas lektury. Zbliża się wyprawa a wokół naszej dwójki tyle się dzieje... 

     Tę książkę się po prostu pożera. Melissa Darwood niezwykle umiejętnie dozuje napięcie co sprawia, że od tej opowieści nie sposób się oderwać. Mam wrażenie, że druga część jest zabawniejsza od pierwszej. Oczywiście, Julka wciąż rzuca tekstami, które rozbrajają, ale poznajemy drugą twarz Jeremiego. Otóż okazuje się, że nasz szorstki i niedostępny Iceman ma poczucie humoru. Uwierzcie mi, chcecie poznać flirciarskie oblicze Jansona. Moje serce topiło się jak masło.

     Bardzo mocną stroną tej książki jest kreacja bohaterów. Tym razem skupię się bardziej na Julce, bo to jej oczami obserwujemy wszystkie wydarzenia. Nasza główna bohaterka jest kobietą z krwi i kości. To co się dzieje w jej w głowie jest tak prawdziwe. Psioczenie na okres czy reagowanie na Jeremiego. Takie myśli mogłyby się pojawić w głowie niejednej kobiety. Bardzo mi się podoba, że Julka się rozwija. Nadal miewa opory przed nadmiernym wysiłkiem fizycznym, ale próbuje ze sobą walczyć.

     Ta dylogia to głównie romans. Chociaż nie próbuje być niczym więcej, to Melissa Darwood stara się zwrócić uwagę w treści książek na ważne społecznie kwestie jak śmiecenie przez himalaistów w pierwszym tomie. Tym razem zwraca uwagę na oszczędzanie wody pitnej, gdyż w naszym kraju może się ona skończyć za około dwadzieścia lat. Poprzednio zwróciłam uwagę na to, że w pierwszym tomie autorka zawarła tylko jedną scenę seksu i moim zdaniem absolutnie nie potrzeba było więcej. Tutaj natomiast tych opisów zbliżeń jest więcej i cóż, momentami robiło się naprawdę gorąco. Nie powiem, żebym tych erotyków czytała naprawdę wiele, ale to jednak wyzwanie napisać dobre i nie żenujące sceny tego typu. 

     Nie mogę nie napisać o moich odczuciach po poznaniu zakończenia. Zaskoczyło mnie totalnie. Właściwie nie miałam żadnych podejrzeń. Myślałam, że po prostu dojdzie w końcu do wyprawy na K2 i już ale takiego rozwiązania nie spodziewałabym się nigdy. Mnie generalnie nie trudno zaskoczyć i sama nie mam parcia, żeby te finały książek przewidywać. Jednak to, co zrobiła Melissa... 

     Cóż, wnioskuję, że na tym przygoda z Julką i Jeremim się zakończy. Będę za nimi tęsknić i na pewno będzie mi ciepło na sercu, kiedy będę myślała o tej dylogii. Obydwie części bardzo gorąco polecam jeśli szukacie czegoś, co was rozbawi, zaangażuje i nieco podniesie temperaturę. Trzymajcie się zdrowo na tej kwarantannie. Do napisania!

wtorek, 7 kwietnia 2020

"Ostatnia godzina" Anna Bartłomiejczyk i Marta Gajewska - tak dobra jak wszyscy mówią?

     Cześć! Odkąd pojawia się tutaj tak mało recenzji, to trudno mi usadzić tyłek i poklikać z klawiaturę. Jednak ostatnio przeczytałam pewną książkę i chcę od razu podzielić się z wami moimi wrażeniami. Chodzi o Ostatnią godzinę napisaną przez Bestselerki, czyli Anię i Martę z książkowego kanału na YouTube o tej samej nazwie. Zapraszam dalej!

Tytuł: Ostatnia godzina
Autor: Anna Bartłomiejczyk, Marta Gajewska
Wydawca: WasPos
Data wydania: 12 marca 2020
Liczba stron: 661
Moja ocena: 8/10

     Na świecie nastały poważne zmiany. Kontynenty nawiedzają huragany, powodzie, trzęsienia ziemi, a Australia w całości znalazła się pod wodą. W Amsterdamie, jednym z ostatnich miejsc uznawanych za bezpieczną przystań spotyka się dwójka głównych bohaterów - Alex i Mercy.

     Mercy rozpoczęła praktykę w Instytucie Kilmana pod okiem Evreta Vermeera. Bycie psychiatrą to jej marzenie. Alexander za to ma wykonać w Amsterdamie zlecenie dla nie do końca legalnej agencji, z którą związał się wieloletnim kontraktem. Czy ich spotkanie było przypadkowe i czy ma związek ze wszystkimi zmianami na Ziemi?

     Po Ostatnią godzinę sięgnęłam nie tylko z ciekawości, jak Ani i Marcie wyszedł debiut. Tę historię poznałam na Wattpadzie i już wtedy śledziłam z ogromnym zainteresowaniem każdy dodawany rozdział. Od tamtej pory minęło chyba już kilka lat, a ja powoli pogodziłam się z tym, że nigdy nie dowiem się, jak ta opowieść się zakończy. My life is complete now.

     Dziewczyny postanowiły zająć się tematyką końca świata. Jest to pomysł o tyle oryginalny, że wiele tytułów opowiada już o świecie po apokalipsie, a mało traktuje o tym, jak do niej w ogóle doszło. Przynajmniej ja się z takowymi nie spotkałam. Myślę, że umiejscowienie akcji w samym epicentrum zdarzeń prowadzących do końca świata jaki znamy jest bardzo trudne. Ania i Marta miały ograniczone z góry pole manewru, ale dały radę. Tak, niesamowicie mi się podobało.

     Już kiedy Ostatnia godzina była publikowana na Wattpadzie jako Dies Irae, styl dziewczyn był bardzo przyjemny do czytania. Od tamtej pory na pewno skille Ani i Marty się poprawiły i teraz wszystko czyta się naprawdę bardzo przyjemnie. Zakładam że jedna, druga i dziesiąta korekta też nieco tu pomogły, ale jest naprawdę dobrze.

     Jeśli ktoś by mnie zapytał, czy według mnie dobra książka stoi bardziej bohaterami czy akcją i kreacją świata, to chyba mimo wszystko wskazałabym bohaterów. Żeby już nie rozwodzić się nad każdym z osobna, powiem, że naprawdę podobało mi się, że każdy z nich ma swój charakter i historię, przez co można lepiej zrozumieć ich motywację. Kiedy czytałam Ostatnią godzinę jeszcze jako Dies Irae, to szczególnie ukochałam sobie Alexa i tak już zostało.

     Spotkałam się z opiniami, jakoby Ostatnia godzina była przegadana. Cóż, ja tego tak nie widzę. Być może dlatego, że te ponad sześćset stron pochłonęłam w dwa dni. Uważam, że te wszystkie rozmowy między bohaterami były potrzebne. Owszem, czytelnicy mogliby zostać wrzuceni w fabułę, kiedy Alex i Mercy już wiedzą, co się z nimi dzieje, ale wolą autorek było to, aby dowiadywali się wszystkiego na moich oczach. Nie mam z tym absolutnie żadnego problemu.

     Co do zakończenia, to akcja moim zdaniem mogła potoczyć się dwoma torami. Albo ta apokalipsa się ziści, albo coś się stanie i do niej nie dojdzie. Nie powiem co obstawiałam, bo naprowadzę was na trop, ale autorkom udało się mnie zaskoczyć.

     Już tylko dla formalności napiszę, że polecam. Dla mnie powrót do tego świata był niezwykle przyjemny (o ile przyjemne może być czytanie o końcu świata). Na szczęście nie tylko ja, ale mnóstwo innych osób dostrzegło potencjał te historii i teraz możemy trzymać tę cegiełkę w swoich biblioteczkach. Bestselerkom gratuluję udanego debiutu i czekam na kolejne książki. Trzymajcie się cieplutko i do napisania!