czwartek, 15 listopada 2018

Najpiękniejsza historia miłosna, jaką poznałam w tym roku? "Tamte dni, tamte noce" Andre Aciman

     Cześć moi kochani! Dzisiaj dla odmiany przychodzę do was z książką, którą nie dostałam do recenzji. Historię Elio i Olivera poznałam na początku roku za sprawą filmu, który jest moim absolutnie ulubionym i który stoi ponad wszystkimi innymi. Do porównania książki i filmu przejdę późnej, a na razie zapraszam was do zapoznania się z moją opinią o książkowym pierwowzorze.

Tytuł: Tamte dni, tamte noce
Tytuł oryginału: Call me by your name
Autor: Andre Aciman
Tłumaczenie: Tomasz Bieroń
Wydawca: Poradnia K
Data wydania: 12 stycznia 2018
Liczba stron: 330
Moja ocena: 10/10

     Akcja książki rozgrywa się w latach osiemdziesiątych w północnych Włoszech. Do rodziny Perlmanów co roku przyjeżdżają studenci. W zamian za pomoc w badaniach ojca Elio mogą spędzić za darmo całe lato w iście rajskim otoczeniu.

     W tym roku u progu rodziny Elio pojawia się pracujący nad doktoratem Amerykanin Oliver. Nastoletni wówczas Elio musi oddać gościowi swój pokój, więc nie z początku nie jest do niego przyjaźnie nastawiony. Jednak z czasem jego niechęć wobec Olivera maleje, a w jej miejsce pojawia się dużo bardziej skomplikowane uczucie.

     Oliver bardzo szybko zdobył serca wszystkich domowników oraz ludzi z najbliższej okolicy. Każdy chce spędzić z nim chociaż chwilę, każdy chce uszczknąć z niego kawałek dla siebie. Jest bardzo inteligentny, dowcipny i przede wszystkim bardzo pewny siebie. Chadza własnymi drogami i stara się czerpać garściami z wakacji. Trudno mu się dziwić, przecież to gorące Włochy.

     Okazało się, że nie tylko nigdy wcześniej nie pił soku morelowego, ale również ogromnym zaskoczeniem była dla niego informacja, że drzewa morelowe rosną w naszym ogrodzie. Późnymi popołudniami, kiedy w domu nie było nic do roboty, Mafalda prosiła go, żeby wszedł na drabinę z koszykiem i zerwał te owoce, które prawie czerwieniły się ze wstydu, jak mówiła. Oliver żartował po włosku, pokazywał jeden z owoców i pytał: czy ten czerwieni się ze wstydu? Nie, mówiła, jest jeszcze za młody, młodość nie ma wstydu, wstyd przychodzi z wiekiem.

     Elio spędza dni na pływaniu, czytaniu oraz na tworzeniu własnej muzyki. Na początku podchodzi do Olivera jak pies do jeża, jednak w końcu przekonuje się do niego i zaczyna czuć więcej niż by chciał. Jako syn uniwersyteckiego profesora jest bardzo oczytany, wie dużo rzeczy i jest bardzo inteligentny jak na siedemnastolatka. Nic więc dziwnego, że daje radę dotrzymać tempa starszemu o niemal dziesięć lat Oliverowi.
    
     Po kilku tygodniach uników, niedopowiedzeń i pełnej erotycznego napięcia gry Elio i Oliver w końcu przekraczają granicę i nie ma już odwrotu. Przede wszystkim Elio jako dorastający chłopak będzie musiał stanąć twarzą w twarz z prawdą, tym co czuje i z własną seksualnością. Wydarzenia tamtego lata na zawsze mogą już odcisnąć na nim piętno.

     Książka jest prowadzona w narracji pierwszoosobowej, co autorowi wyszło po prostu mistrzowsko. Styl Acimana oraz porównania do literatury (głównie antycznej) sprawiają, że Tamte dni, tamte noce można by porównać do dzieł literatury pięknej. Cudowny jest też fakt, że ta historia dotyczy dwóch mężczyzn i paradoksalnie nie odczuwa się tego, że to relacja homoseksualna. To bardzo ważna książka pod kątem rozprawiania o tolerancji, szczególnie obecnie, gdzie społeczeństwo ciągle jest zamknięte i nietolerancyjne. Właśnie poruszenie tego tematu w taki a nie inny sposób  może wpływać na tak ogromny sukces.

     Jak na ciężkim kacu zastanawiałem się, kiedy miną mdłości. Od czasu do czasu nagła obolałość uruchamiała falę wstydu. Ktokolwiek powiedział, że dusza i ciało spotykają się ze sobą w szyszynce, był idiotą. Nie w szyszynce, tylko w dupie, ty kretynie!

      Jeśli już mowa o sukcesie, to nie można nie wspomnieć o filmie, który jest po prostu fenomenalny. Obejrzałam go już jakieś dziesięć razy i już po pierwszym obejrzeniu ta historia stała się mi bardzo bliska i bardzo, bardzo ważna. Na początku nie miałam pojęcia, że ten film powstał na podstawie książki. Zachwycił mnie klimat, którego słowa nie oddadzą. To trzeba zobaczyć i przeczytać. 

     Będziecie się pocić w letnim włoskim słońcu i czuć chłodny marmur pod palcami, kiedy już wrócicie do domu. Nie żałuję, że nie zaczęłam tej przygody od książki, jednak papierowa wersja rozjaśniła mi kilka kwestii. W szczególności zachowania Olivera, które Elio w książce poddaje dość szczegółowej analizie. Dość ciekawym zabiegiem jest przeniesienie dialogów i scen z książki na ekran niemalże w skali 1:1. To jest po prostu arcydzieło.

     Co do zakończenia to nie mogę wam zdradzić absolutnie nic. Mogę jedynie powiedzieć, że historia w książce wybiega nieco w przyszłość i cóż, okazało się, że poszła trochę w innym kierunku niż sama zakładałam. Niedawno na koncie Armiego na Instagramie zobaczyłam informację, że będzie druga część filmu i z informacji tam zawartych mogę wnioskować, że powstanie raczej na pewno. Nie jestem pewna czy sequel jest potrzebny. Mogę jedynie wyrazić nadzieję, że oni tego nie zepsują. Nie zepsujcie mi tego, proszę.

     Cieszę się, że w końcu usiadłam i napisałam tę recenzję. Nosiłam się z tym już od dłuższego czasu, ale książki do recenzji mają pierwszeństwo. Trzymajcie się cieplutko. Do napisania!

niedziela, 11 listopada 2018

"Powiedz, że zostaniesz" Corinne Michaels [recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Szósty Zmysł]

     Witam was bardzo serdecznie! Dzisiaj przychodzę do was z kolejną książką, którą dostałam do recenzji. Mam duże szczęście, że ostatnio pojawiło się dużo propozycji, ponieważ tak się złożyło, że w zeszłym miesiącu nie kupiłam żadnej książki. Moje serduszko nie cierpiało tak bardzo, bo praktycznie cały czas otwierałam jakieś paczki.

     Nie przedłużając, zapraszam do zapoznania się z moją opinią o Powiedz, że zostaniesz Corinne Michaels. Możecie przyszykować sobie chusteczki, bo mogą polać się łzy.

Tytuł: Powiedz, że zostaniesz
Tytuł oryginału: Say you'll stay
Autor: Corinne Michaels
Tłumaczenie: Monika Węgrzynek
Wydawca: Szósty Zmysł
Data wydania: 10 października 2018
Liczba stron: 474
Moja ocena: 8/10

     Presley jest spełnioną i szczęśliwą kobietą. Wyszła za mąż za wspaniałego mężczyznę, ma dwóch synów, mieszka w wymarzonym domu a do tego wraz ze szwagierką otworzyła mały, wymarzony biznes.

     Sielanka nie trwa jednak wiecznie. Kiedy Presley pewnego dnia wraca z pracy, w domu zastaje widok, który wstrząsa jej światem. W głowie pojawia się setki pytań a kobieta dziwi się, że dotąd nie widziała albo też nie chciała widzieć oznak tego, co nadeszło.

     Główna bohaterka musi zostawić swoje dotychczasowe życie w mieście i przenieść się z synami do Bell Buckle, wsi, z której niegdyś uciekła i gdzie nigdy nie chciała wracać.

     Wraz z pojawieniem się w rodzinnym domu pojawiają się wspomnienia. Przeszłość zaczyna wracać do Presley a ona będzie musiała się z nią zmierzyć. Na jej drodze pojawi się także mężczyzna, z którym nigdy do końca nie załatwiła pewnych spraw.

     Tyle mi obiecał. Nigdy nie kochałam nikogo tak bardzo jak jego. Pierwsza miłość jest naiwna. Byłam otwarta i ufna. Nigdy nie hamowałam swoich uczuć.

     Po ogromnym wrażeniu, jakie wywarł na mnie duet Consolation i Conviction wiedziałam, że będę chciała sięgnąć po więcej książek spod pióra Corinne Michaels. Chociaż autorka bazuje na podobnym schemacie, to Powiedz, że zostaniesz czytało mi się bardzo dobrze. To nie powieść z rodzaju tych, w których liczy się oryginalność i przy której krzywo bym patrzyła zauważając każdą wtórność. Tutaj chodzi o emocje, a Corinne Michaels wie, jak poruszyć wrażliwe struny w czytelniku. Znowu dałam się złapać i bardzo przeżywałam tę opowieść.
.
     Tyle lat. Tyle wspólnych wspomnień. Wystarczy tylko, że spojrzę na niego i wszystkie od razu wracają. Zach przypomina mi o czasach, kiedy wszystko było po prostu... łatwe. Żyliśmy jakby nic nie mogło nam zagrozić. Mieliśmy w sobie pasję, ufność, miłość i nadzieję na przyszłość, o której wspólnie marzyliśmy. Nadal dostrzegam w Zachu tego chłopca, który miał wtedy cały świat u stóp. Kryje się głęboko  tym mężczyźnie, którego już nie znam.

     To słodko-gorzka opowieść o drugiej szansie, przebaczeniu i pierwszej miłości, której przecież nigdy się nie zapomina. Przyznam, że kilka razy podczas lektury zdarzyło mi się uronić łzę. Czasami miłość nie wystarcza. Czasami los daje nam drugą szansę. Żeby coś naprawić, coś sobie wyjaśnić albo żeby po prostu móc żyć dalej z mniejszym ciężarem na barkach. 

     Być może tym właśnie jest szczęście. To bycie wolnym od cierpienia.

     Co ja mogę tutaj dodać. To kolejna świetna opowieść z miłością w tle. Corinne Michaels rozerwała mi serce i poskładała je na nowo. Pewnie niedługo znowu będę głodna dobrej romantycznej historii, ale teraz powinnam chyba sięgnąć po fantastykę. Bardzo gorąco wam polecam i bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu Szósty Zmysł za zaufanie i że mogłam zapoznać się z tą historią.
.
     To na razie wszystko ode mnie. Trzymajcie się cieplutko i do napisania!

środa, 7 listopada 2018

Tak długo na to czekałam! "Love line II" Nina Reichter [recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Novae Res]

     Cześć! Dzisiaj przychodzę do was z recenzją absolutnie wyjątkowej książki. Jak wyciągnęłam ją z paczki to zaczęłam krzyczeć, piszczeć i skakać po domu - a to o czymś świadczy. Pierwsza część tej serii rozwaliła mnie na łopatki. Ja nie tylko chciałam, ja wręcz potrzebowałam drugiej części. Wreszcie to się stało - dostałam egzemplarz w swoje łapki i przeczytałam prawie na raz. Nie przedłużając - zapraszam dalej.

Tytuł: Love Line II
Autor: Nina Reichter
Wydawca: Novae Res
Data wydania: 26 października 2018
Liczba stron: 352
Moja ocena: 10/10 

     Po burzliwym zakończeniu pierwszej części w fabułę Love line II jesteśmy wprowadzani dość spokojnie można by powiedzieć. Bethany uczestniczy w świątecznym zjeździe w jej rodzinnym domu i stara się udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie pomaga jej w tym Robert, który na nowo próbuje się do niej zbliżyć.

     Matthew zaś... Cóż, wystarczy powiedzieć, że całe zajście odreagował w dość intensywny sposób. Oboje próbują poradzić sobie z sytuacją. Nie spodziewają się jednak, że niedługo znowu będą musieli ze sobą pracować. Ściślej niż kiedykolwiek wcześniej.

     Czy ich profesjonalizm wystarczy, aby zachowali wobec siebie dystans? Tajemnice z przeszłości zaczynają wychodzić na jaw. Czy miłość tym razem okaże się wystarczająca?

     Widocznie naprawdę poznajesz człowieka dopiero wtedy, gdy się z nim rozstajesz - powiedział tak cicho, że przez maszerującą nieopodal paradę Olaf ledwo go słyszał.

      Podczas lektury moje emocje były w strzępach i cały czas byłam bardzo czujna na każdy smaczek, każde piękne zdanie. Przywiązałam się do tych bohaterów tak bardzo, że trudno to sobie wyobrazić. Kocham Matta, uwielbiam Beth i kibicowałam im od samego początku. Rozumiem także zachowanie Bree. Tutaj nie dodam nic więcej bo balansowałabym za bardzo na granicy spoilera.

     Choroba zmienia wiele rzeczy. A życie jest krótkie, Matt. Za krótkie na to, aby skazać się na obojętność. Robić coś, bo wypada, albo nie chcieć czuć niczego.

     Ilekroć myślę o Love line jako o całej serii, ogarnia mnie wzruszenie. Poprzednim razem pisałam, że przy lekturze pierwszego tomu można było bardzo dużo dla siebie wynieść. Tutaj także, natomiast książka jest dużo cieńsza, więc autorka skupia się stricte na tym, żeby zamknąć tę historię. Po zdaniu sobie sprawy, że faktycznie, to już koniec, było mi bardzo smutno. 

     Nie chciała się nad tym zastanawiać. Pomimo tego, że nie rozmawiali ze sobą, ten wyjazd był jak sen. Przede wszystkim dlatego, że prędzej czy później będzie musiała się obudzić. W życiu są momenty, kiedy nadzieja pomaga, i są takie, kiedy nabiera zabójczych właściwości. Dorosłość polega na tym, żeby możliwie szybko odróżnić jedne od drugich.

     Ta recenzja może wydać się wam nieco patetyczna, ale to przez moje zżycie z tą historią. Bo znaczy dla mnie niemal tak wiele i trafiła do mnie w podobnym czasie jak Mleko i miód Rupi Kaur. Historię Matthew i Bethany bardzo długo będę nosiła w swoim sercu.

     Od faceta, który wcale nie chciał pomagać. Na początku chciał tylko wyrwać się z Harlesden i przestać słyszeć za sobą "white trash". - Oparł się na wyprostowanych rękach i chwilę na nich kołysał. - W życiu chciałem jedynie dwóch rzeczy. Cofnąć czas, żeby Camille nie wsiadła do tego samochodu. I Beth. Chciałem jej. Nas.

     Odniosę się jeszcze do zakończenia. Ostatecznie chyba trudno byłoby o lepszy finał tej historii. Jestem bardzo zadowolona i na pewno będę bardzo tęsknić za Mattem i Beth. Cóż, przynajmniej do kolejnej lektury, bo do tych książek na pewno będę wracać.

     Co ja mogę więcej dodać? To proza Niny Reichter. To musi być dobre. To literatura kobieca na najwyższym poziomie. To trzeba czytać i trzeba to kochać. Czekam bardzo na kolejne książki autorki. Chciałam także bardzo serdecznie podziękować Ninie za szybką reakcję na dziury w druku (zdarza się, cóż) i za przepiękną dedykację. Wydawnictwu dziękuję zaś za podesłanie mi egzemplarza do recenzji. Tak się składa, że ostatecznie mi się zdublowały.