Witajcie moi kochani! Znowu publikuję dzień później niż to sobie zakładałam, ale ostatecznie nie samym internetem człowiek żyje. Już na dobre rozwinęły się wakacje, gorąco sięga zenitu... Tymczasem ja, zamiast sięgnąć po coś wakacyjnego i lekkiego - biorę się za kryminały i thrillery. Między innymi oczywiście. Co do tej książki miałam mieszane uczucia. Wpłynęły na to na pewno jej objętość, bo ja książek o tematyce około kryminalnej namiętnie nie pożeram. Koniec końców gdy już zobaczyłam Zaginioną dziewczynę na półce w bibliotece, to nie mogłam sobie odmówić. Zapraszam was więc na recenzję.
Tytuł: Zaginiona dziewczyna
Tytuł oryginału: Gone girl
Autor: Gillian Flynn
Wydawca: Burda Książki
Rok: 2014
Tłumaczenie: Magdalena Koziej
Liczba stron: 652
Moja ocena: 9/10
Książka skupia się na historii pozornie zgodnego małżeństwa Dunne'ów. Amy i Nick żyją sobie spokojnie a ich związek trwa już pięć lat. Właśnie dzień piątej rocznicy ich ślubu jest kluczowy. Normalny mąż widząc żonę nucącą sobie przy kuchence i smażącą naleśniki z rana zapewne zasiadłby przy stole. Co robi Nick? Bierze nogi za pas i tutaj pojawia się czerwona lampka. Bo przecież coś tu jest nie tak...
Nick zjawia się w barze, który prowadzi na spółkę z siostrą Go (Margo). Mąż zawodowo parał się pisarstwem, ale został zwolniony. Prowadzi także warsztaty dziennikarskie na uniwersytecie. Nick raczy się piwem w barze i nawet zdaje się nie przejmować tym, że nie ma jeszcze dla żony rocznicowego prezentu.
W końcu wraca i zastaje drzwi otwarte na oścież. Zaczyna wołać Amy, ale w każdym kolejnym pomieszczeniu domu wita go tylko martwa cisza... Widząc zdemolowany salon dzwoni na policję. Amy zaginęła, przepadła bez śladu. Co się z nią stało?
Zaczyna się śledztwo, podejrzenia padają na Nicka. Okazuje się, że małżeństwo z Amy nie było wcale takie kolorowe. Owszem, było niemal idealne na początku. Żadna sielanka nie trwa wiecznie, a na wierzch wychodzi coraz więcej brudów z przeszłości.
Książka jest prowadzona w narracji pierwszoosobowej - przez Nicka i Amy, która opisuje epizody ze swojego życia w dzienniku. Przez ten jakby rozstrzelony tok narracyjny czytelnik jest w stanie dowiedzieć się naprawdę wiele o życiu bohaterów oraz jak nie wygląda szczęśliwe małżeństwo. Po prostu. Wszyscy kłamią jak najęci, nie wiadomo co jest prawdą, a co nią nie jest... No.
Oczywiście nic więcej z fabuły zdradzić wam nie mogę, bo popsułabym wam przednią zabawę, którą prawdopodobnie będziecie mieli, jeśli sięgniecie po Zaginioną dziewczynę Gillian Flynn. Mogę jedynie dodać nic dobrego nie wynika z udawania tego, kim się nie jest. Wszystko jest dobrze tak naprawdę tylko wtedy, kiedy na twarzy ma się maskę ideału. Co się jednak stanie, kiedy obie strony ukażą swoje prawdziwe oblicze?
Zakończenie intrygi (nie książki) jest wręcz szokujące. Nie spodziewałabym się takiego rozwoju wydarzeń i spadło to na mnie niczym grom z jasnego nieba. Jedyne co mogłam zrobić, to powiedzieć: Aha, okej. I po prostu czytać dalej. Gillian Flynn naprawdę umie tkać intrygę, połączyć z sobą różne wątki i dopasować kilka wersji historii do tego samego schematu, co nie jest wcale takie łatwe. To moje pierwsze spotkanie z tą autorką i z pewnością nie ostatnie.
Co do zakończenia książki - hmm... Ono jest tak otwarte, jest w nim tyle niedopowiedzeń, że ja to zostawię może bez komentarza. Zresztą i tak nie mogę tego skomentować! Ugh! Miałam nadzieję, że autorka skończy to inaczej. Naprawdę. To nie jest pomyślne zakończenie. Nie, nie i nie! To horror w czystej postaci, naprawdę.
W książce Gillian Flynn jest absolutnie wszystko. Nie przesadzam. Oprócz wątku kryminalnego, który jest świetnie poprowadzony, znajdziemy w niej też świetnie skonstruowane portrety psychologiczne bohaterów. Wraz z elementami horroru i oczywiście thrillera, bo przecież do tej kategorii powieść jest przypisana.
Cóż, na razie to już wszystko ode mnie. Sięgajcie, czytajcie i zachwycajcie się Zaginioną dziewczyną Gillian Flynn bo naprawdę warto. Życzę wam cudownych, zaczytanych wakacji! Do napisania!
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
W niedzielę wyjeżdżam na wakacje i nie będzie mnie przez cały tydzień. Dlatego chcąc nie chcąc na okres mojej nieobecności zawieszam bloga. Do niedzieli nic się już tutaj nie pojawi, ponieważ będę miała trochę roboty z przygotowaniami. Zobaczymy w jaki dzień po powrocie uda mi się napisać kolejny post. Trzymajcie się kochani. Ja mam zamiar wycisnąć z tych wakacji 100% zanim pójdę do pracy.