piątek, 24 czerwca 2016

"Zaginiona dziewczyna" Gillian Flynn + Ogłoszenie parafialne.

     Witajcie moi kochani! Znowu publikuję dzień później niż to sobie zakładałam, ale ostatecznie nie samym internetem człowiek żyje. Już na dobre rozwinęły się wakacje, gorąco sięga zenitu... Tymczasem ja, zamiast sięgnąć po coś wakacyjnego i lekkiego - biorę się za kryminały i thrillery. Między innymi oczywiście. Co do tej książki miałam mieszane uczucia. Wpłynęły na to na pewno jej objętość, bo ja książek o tematyce około kryminalnej namiętnie nie pożeram. Koniec końców gdy już zobaczyłam Zaginioną dziewczynę na półce w bibliotece, to nie mogłam sobie odmówić. Zapraszam was więc na recenzję.

Tytuł: Zaginiona dziewczyna
Tytuł oryginału: Gone girl
Autor: Gillian Flynn
Wydawca: Burda Książki
Rok: 2014
Tłumaczenie: Magdalena Koziej
Liczba stron: 652
Moja ocena: 9/10

     Książka skupia się na historii pozornie zgodnego małżeństwa Dunne'ów. Amy i Nick żyją sobie spokojnie a ich związek trwa już pięć lat. Właśnie dzień piątej rocznicy ich ślubu jest kluczowy. Normalny mąż widząc żonę nucącą sobie przy kuchence i smażącą naleśniki z rana zapewne zasiadłby przy stole. Co robi Nick? Bierze nogi za pas i tutaj pojawia się czerwona lampka. Bo przecież coś tu jest nie tak...
     Nick zjawia się w barze, który prowadzi na spółkę z siostrą Go (Margo). Mąż zawodowo parał się pisarstwem, ale został zwolniony. Prowadzi także warsztaty dziennikarskie na uniwersytecie. Nick raczy się piwem w barze i nawet zdaje się nie przejmować tym, że nie ma jeszcze dla żony rocznicowego prezentu.
     W końcu wraca i zastaje drzwi otwarte na oścież. Zaczyna wołać Amy, ale w każdym kolejnym pomieszczeniu domu wita go tylko martwa cisza... Widząc zdemolowany salon dzwoni na policję. Amy zaginęła, przepadła bez śladu. Co się z nią stało?
     Zaczyna się śledztwo, podejrzenia padają na Nicka. Okazuje się, że małżeństwo z Amy nie było wcale takie kolorowe. Owszem, było niemal idealne na początku. Żadna sielanka nie trwa wiecznie, a na wierzch wychodzi coraz więcej brudów z przeszłości.
     Książka jest prowadzona w narracji pierwszoosobowej - przez Nicka i Amy, która opisuje epizody ze swojego życia w dzienniku. Przez ten jakby rozstrzelony tok narracyjny czytelnik jest w stanie dowiedzieć się naprawdę wiele o życiu bohaterów oraz jak nie wygląda szczęśliwe małżeństwo. Po prostu. Wszyscy kłamią jak najęci, nie wiadomo co jest prawdą, a co nią nie jest... No.
     Oczywiście nic więcej z fabuły zdradzić wam nie mogę, bo popsułabym wam przednią zabawę, którą prawdopodobnie będziecie mieli, jeśli sięgniecie po Zaginioną dziewczynę Gillian Flynn. Mogę jedynie dodać nic dobrego nie wynika z udawania tego, kim się nie jest. Wszystko jest dobrze tak naprawdę tylko wtedy, kiedy na twarzy ma się maskę ideału. Co się jednak stanie, kiedy obie strony ukażą swoje prawdziwe oblicze?
     Zakończenie intrygi (nie książki) jest wręcz szokujące. Nie spodziewałabym się takiego rozwoju wydarzeń i spadło to na mnie niczym grom z jasnego nieba. Jedyne co mogłam zrobić, to powiedzieć: Aha, okej. I po prostu czytać dalej. Gillian Flynn naprawdę umie tkać intrygę, połączyć z sobą różne wątki i dopasować kilka wersji historii do tego samego schematu, co nie jest wcale takie łatwe. To moje pierwsze spotkanie z tą autorką i z pewnością nie ostatnie.
     Co do zakończenia książki - hmm... Ono jest tak otwarte, jest w nim tyle niedopowiedzeń, że ja to zostawię może bez komentarza. Zresztą i tak nie mogę tego skomentować! Ugh! Miałam nadzieję, że autorka skończy to inaczej. Naprawdę. To nie jest pomyślne zakończenie. Nie, nie i nie! To horror w czystej postaci, naprawdę. 
     W książce Gillian Flynn jest absolutnie wszystko. Nie przesadzam. Oprócz wątku kryminalnego, który jest świetnie poprowadzony, znajdziemy w niej też świetnie skonstruowane portrety psychologiczne bohaterów. Wraz z elementami horroru i oczywiście thrillera, bo przecież do tej kategorii powieść jest przypisana.
     Cóż, na razie to już wszystko ode mnie. Sięgajcie, czytajcie i zachwycajcie się Zaginioną dziewczyną Gillian Flynn bo naprawdę warto. Życzę wam cudownych, zaczytanych wakacji! Do napisania!

     OGŁOSZENIA PARAFIALNE 

     W niedzielę wyjeżdżam na wakacje i nie będzie mnie przez cały tydzień. Dlatego chcąc nie chcąc na okres mojej nieobecności zawieszam bloga. Do niedzieli nic się już tutaj nie pojawi, ponieważ będę miała trochę roboty z przygotowaniami. Zobaczymy w jaki dzień po powrocie uda mi się napisać kolejny post. Trzymajcie się kochani. Ja mam zamiar wycisnąć z tych wakacji 100% zanim pójdę do pracy.

poniedziałek, 20 czerwca 2016

"Powiedz wilkom, że jestem w domu" Carol Rifka Brunt

     Witajcie! Przepraszam was, że kolejny post nie pojawił się wczoraj, ponieważ rano nie było mnie w domu, a później oglądałam serial, aż w końcu nadeszła burza i nie mogłam korzystać z laptopa. Cóż, mówi się trudno, a ja przygotowałam dla was recenzję Powiedz wilkom, że jestem w domu Carol Rifki Brunt. Zapraszam!

Tytuł: Powiedz wilkom, że jestem w domu
Tytuł oryginału: Tell the wolves I'm home
Autor: Carol Rifka Brunt
Wydawca: YA!
Rok: 2015
Tłumaczenie: Marcin Sieduszewski
Liczba stron: 399
Moja ocena: 7/10

     Główną bohaterką powieści jest piętnastoletnia June Elbus, która opowiada swoją historię. Nastolatka mieszka z rodzicami i starszą siostrą Gretą. Jest outsiderką, a sama uważa siebie za dziwaczkę. Faktycznie, nie jest zwykłą dziewczyną. Bardzo interesuje się średniowieczem, a jej najlepszym przyjacielem jest mieszkający w Nowym Jorku wujek Finn. 
     Finn jest artystą i to dość znanym. Wystawiał swoje dzieła w rozmaitych galeriach sztuki. Jednak od dekady czy od piętnastu lat - już nie pamiętam - jego prace nie zostawały wystawiane na widok publiczny. Zapalnikiem wydarzeń, które zostały przedstawione w tej książce jest choroba Finna, AIDS.
     June nie może się pogodzić z faktem, że kawałek po kawałku traci przyjaciela. W oswojeniu się z nową sytuacją nie pomaga jej Greta, która zdaje się nienawidzić June. W końcu Finn odchodzi i nie jest to żaden spoiler, bo potem dzieje się dużo więcej. Ostatnie miesiące artysta spędził na coniedzielnym malowaniu portretu June i Grety, który stał się jego ostatnim dziełem. Potem okazuje się, że specjaliści wycenili go na bajońską sumę.
     Powieść stanowi świetny psychologiczny portret nastoletniej dziewczyny. Powieść została napisana w narracji pierwszoosobowej. June jest do bólu szczera i prawdziwa. Czytelnik nie może przestać śledzić jej prób pogodzenia się z nową sytuacją. Jest jeszcze relacja z Gretą. Starsza siostra June jest wkurzająca i nie da się jej zrozumieć. W końcu wyjaśnia się, dlaczego zachowywała się tak a nie inaczej. Jednak moim zdaniem to jej nie usprawiedliwia.
     To nie jest wesoła historia. Więcej w niej nostalgii i smutku niż szczęścia. Trudno, żeby było inaczej, skoro to powieść o chorobie i po bólu po stracie jednej z najbliższych osób na świecie.
     Raczej na temat fabuły nic więcej zdradzić wam nie mogę. Cóż, wydarzenia po śmierci Finna to już czysty spoiler. Czy June poradzi sobie po stracie wujka? Jaka będzie jej odpowiedź na pewien list, który otrzymała? Dowiecie się, sięgając po Powiedz wilkom, że jestem w domu Carol Rifki Brunt.
     Muszę jeszcze wspomnieć o samym tytule, który z pozoru nie ma wiele wspólnego z treścią książki. Autorka jednak nie wyciągnęła go sobie ot tak, z tyłka. Przyznam, że do czytania pchała mnie też ciekawość, skąd wziął się ten nietypowy tytuł. Oczywiście w końcu zaspokoiłam swoją rozbuchaną i nienasyconą ciekawość. Więc zdanie Powiedz wilkom, że jestem w domu ma sens, ale tego sensu będziecie już musieli poszukać sami.
     O ile się nie mylę, powieść pochłonęłam w jakieś trzy dni. Nie jest to jakiś specjalnie dobry wynik, ale chodzi mi o to, że książka nie wypuściła mnie ze swoich "objęć", aż nie przewróciłam ostatniej strony. To przejmująca, gorzka opowieść o dorastaniu, chorobie i radzeniu sobie z odejściem bliskiej osoby.
     Książka bardzo mi się podobała. Nie należy do mojego ulubionego gatunku, ale ja jestem w stanie sięgnąć po wszystko, więc kogo to obchodzi? Zachęcam was oczywiście do sięgnięcia po tę pozycję. Zaczytujcie się i razem z June stawcie czoła nowej rzeczywistości.
     Do napisania!

czwartek, 16 czerwca 2016

"Neva" Sara Grant

     Witajcie moi kochani! Dzisiaj mam dla was recenzję książki, która w żadnym stopniu mnie nie zachwyciła. Powiela schematy i nie ma w niej niczego odkrywczego. Mowa o Nevie Sary Grant. Zapraszam.

Tytuł: Neva
Tytuł oryginału: Dark Parties
Autor: Sara Grant
Wydawca: MAK Verlag
Rok: 2011
Tłumaczenie: Ewa Spirydowicz
Liczba stron: 320
Moja ocena: 3/10

     Poznajemy szesnastoletnią Nevę. Dziewczyna mieszka w nieokreślonym miejscu oraz nieokreślonym czasie. Wiemy natomiast, że mamy do czynienia z przyszłością. Na rodzinne miasto głównej bohaterki nałożono kopułę, którą w założeniu ma chronić mieszkańców. 
     Ludzie żyją w spokoju i harmonii. Pewnego dnia Neva wraz z najlepszą przyjaciółką Sanną urządzają imprezę w domu głównej bohaterki. Zaklejają okna oraz wszelakie szpary, przez które mogłoby przedostać się światło. Już nie pamiętam jaki sens miało według dziewczyn balowanie w kompletnych ciemnościach. W pewnym momencie Sanna lub Neva - mniejsza o to która - wygłasza mowę o szkodliwości kopuły i zaprasza obecnych do wzięcia udziału w ruchu oporu. Ruchu oporu, no bo rewolucją tego nie można było nazwać. Jak można było się spodziewać, w pokoju zostaje niewiele osób.
     Grupka nastolatków przygotowuję farbę (a nie jest to łatwe, ponieważ w mieście zaczyna brakować równych produktów) i w nocy uderza na miasto i maluje gdzie się da propagandowe hasło w stylu: "Kopuła nas zabija" albo "Nigdy więcej kopuły". No coś w ten deseń. Może obydwa te hasła? Cóż...
     Policja szybko kieruje swoje podejrzenia na Nevę i Sannę. Przyjaciółka głównej bohaterki wydaje się wyborem oczywistym, ponieważ wycięła sobie na policzku pierwszą literę swojego imienia. Powinniście wiedzieć, że wszyscy mieszkańcy są do siebie podobni. Mają ten sam kolor skóry czy włosów. Wiadomo, że powielanie podobnych genów nie wpływa zbyt dobrze na ludzi.
     Okazuje się, ku zaskoczeniu gawiedzi (a tak naprawdę nie byłam zaskoczona, ale cicho), że Neva jest główną osobą, która chce przeciwstawić się rządowi, zdjąć kopułę i zobaczyć, co jest poza nią.
     Jak zakończy się cała historia? Czy Neva zdoła uciec? Jaką rolę odegra w powieści Braydon, ukochany głównej bohaterki?
     Cała fabuła brzmi wam znajomo? Ha! Przecież to miks Igrzysk Śmierci i Niezgodnej. Tyle, że historia osadzona jest w innych realiach. Spójrzcie: walcząca z systemem Neva. Nie przypomina Katniss czy Tris? Kopuła w mieście = kopuła na arenie Głodowych Igrzysk. Ogółem cała koncepcja przeciwstawiania się rządowi i ta cała akcja, propagandy. Ta książka jest tak do bólu wtórna, że chce mi się krzyczeć. No dobrze. W takim razie dlaczego po nią sięgnęłam? Ano zaintrygował mnie tytuł i to, że kilka booktuberek miało tę pozycję na swoich półkach (spalcie to lub wyrzućcie - żałować nie będziecie na pewno).
     Na poparcie mojej teorii plagiatu dodam, że Igrzyska Śmierci były wydane przed Nevą. Trudno jest mi posądzać o zżynanie z Niezgodnej, ponieważ obie powieści zostały wydane w tym samym roku. Na początku miałam wrażenie, że to Neva była wydana pierwsza, ale musiałam to sprawdzić i mieć pewność.
     Podsumowując: nie polecam. Jeśli nie czytaliście dwóch wymienionych wyżej dystopii, Neva Sary Grant mogłaby was zainteresować. Jednak ta książka jest po prostu nudna. Przeczytałam ją szybko i mam nadzieję, że szybko wyrzucę to z pamięci. Miałam dać tej książce 5/10 ponieważ jest pod każdym względem średnia. Jednak jeden punkcik odjęłam za nudę, brak większych zwrotów akcji i oryginalności. Drugi za ewidentne korzystanie z gotowego schematu. Bo to naprawdę widać. Da się rozróżnić inspirację od plagiatu.
     Cóż, w życiu nie można trafiać na same perełki, dlatego z pokorą co jakiś czas przełykam i te gorzkie pigułki. To już wszystko ode mnie. Trzymajcie się ciepło. Do napisania!

poniedziałek, 13 czerwca 2016

"Między teraz a wiecznością" Marie Lucas

     Raczej nie wspominałam tutaj o serii książek Poza czasem i ponad czasem. To historie nijak nie powiązane ze sobą fabularnie, jednak mają wspólny element, którym jest obecność magii oraz wątek romantyczny. Seria, bo te książki de facto serią są, jest zakończona. Wydawaniem zajmowało się wydawnictwo Egmont, które moim zdaniem tym razem świetnie wykonało robotę. Cóż, tym razem, ponieważ raczej nie zapomnę tego, co zrobili z Sagą Księżycową Marissy Mayer, tak... Jednak wróćmy do meritum. Zapraszam więc do recenzji książki Marie Lucas.

Tytuł: Między teraz a wiecznością
Tytuł oryginału: Zwischen Ewig und Jetzt
Autor: Marie Lucas
Wydawca: Egmont Polska
Rok: 2014
Tłumaczenie: Agnieszka Hofmann
Liczba stron: 464
Moja ocena: 6/10

     Wyobraźcie sobie, że zmarły członek rodziny chce się z wami skontaktować. Mimo sceptycyzmu zgadzacie się na taki rodzaj paranormalnego eksperymentu? Wierzycie osobie, która przekazuje wam prośbę o rozmowę? Czy może uciekacie od samozwańczego medium, gdzie pieprz rośnie?
     Julia jest zwyczajną szesnastolatką. Bogatą, popularną. Do czasu, aż jej ojciec ginie w wypadku samochodowym, a ona traci wszystko. Musi przeprowadzić się z matką do nowego miasta, małego mieszkania (dom został im odebrany) oraz zmienić szkołę. Nie umie przyzwyczaić się do nowej sytuacji i w miarę możliwości ciągle udaje damę z wyższych sfer. Znajduje sobie bogatego chłopaka i paczkę znajomych składającą się ze snobów, którzy nie pytają o zbyt wiele. Wszystko udaje się jej całkiem zgrabnie ukrywać. Nadkłada nawet sporo drogi do szkoły, aby nikt nie podejrzewał, że wcale nie mieszka w dzielnicy dla bogaczy.
     Życie nigdy nie bywa aż tak proste, więc wiadomo, że zaraz coś się skomplikuje i czytelnik zostanie wrzucony do właściwych wydarzeń oraz wartkiej akcji. Brzmi to jak wstęp do recenzji książki sensacyjnej. Oczywiście Między teraz a wiecznością taką książką nie jest. Jednak coś tam się wydarza. 
     Zacznijmy od tego, że Julia zaraz po powrocie doznała miłości od pierwszego wejrzenia, a zaraz potem złamanego serca pod hasłem: Nie, on nigdy nie będzie mój! Jest zbyt przystojny... bla, bla, bla. Obiektem westchnień Julki jest oczywiście chłopak. W końcu mamy do czynienia z paramormal romance, więc jak mogłoby być inaczej? Niki (Nikolas albo Nicholas, już nie pamiętam) Galanis jest bardzo przystojny: ma kręcone brązowe włosy, błękitne oczy i kolczyk w wardze. Nosi skórzaną kurtkę w komplecie z bluzą z kapturem. Jednak to nie z nim wiąże się nasza główna bohaterka, więc mamy tutaj trójkąt miłosny na linii Julia - Niki - Feliks. 
     Cały problem polegałby na tym, którego chłopaka wybrać, gdyby nie pewien drobny problem/nie problem. Niki twierdzi, że potrafi rozmawiać z duchami i wcale tego nie kryje. Dlatego wszyscy wokół uważają go za dziwaka i generalnie trzymają się na dystans. Pewnego razu Niki oznajmia Julii, że jej zmarły dziadek chce się z nią skontaktować. I nie robi tego jakoś delikatnie tylko wali prosto z mostu, jakby to była najbardziej normalna rzecz na świecie. Oczywiście, główna bohaterka nie od razu mu wierzy, ale coś ją ciągnie w te mniej bezpieczne rewiry... i do Nikiego. Powiedziałabym, że jest to typowy paranormal romance, ale tak nie jest. Bo żaden z zainteresowanych nie jest istotą nadprzyrodzoną i to naprawdę miła odmiana. Co po niektórzy mają specjalne umiejętności, ale co tam!
     Od tej pory robi się coraz ciekawiej. Co właściwie chciał przekazać Julii zmarły dziadek? Jaką tajemnicę skrywał ojciec Julii? Jaką rolę w historii odegra Justin? Odpowiedzi znajdziecie oczywiście sięgając po Między teraz a wiecznością Marie Lucas.
     Książka generalnie mi się podobała i miło spędziłam z nią czas. Marie Lucas pisze w bardzo przystępny sposób i czytelnik wręcz płynie przez tę powieść. Oczywiście nie jest to literatura bardzo ambitna i angażująca czytelnika. Jest jednak idealna dla relaksu i pozwala czerpać maksimum przyjemności z lektury.
     Polecam szczególnie nastoletnim dziewczynom. Nie oszukujmy się, chłopakom pewnie się nie spodoba. Nie jest wybitna i nie wywarła na mnie wielkiego wrażenia, ale była po prostu fajna i przyjemna.
     Nieszczególnie przepadam za Wydawnictwem Egmont Polska, ale okładki do całej serii to jakieś cudo. Jestem okładkową sroką, kocham piękne okładki - przyznaję się. Nawet ten róż mi się podoba, a jest naprawdę intensywny. Te wszystkie nachodzące na siebie elementy, dobrane barwy... Jestem zakochana w tych okładkach!
     Na dziś to już wszystko ode mnie. Trzymajcie się i do napisania!

piątek, 10 czerwca 2016

"Cisza" Becca Fitzpatrick

     Dzisiaj mam dla was recenzję trzeciego tomu serii Szeptem Becci Fitzpatrick. Książki, która jak dotąd jest najbardziej wkurzającym tomem. Jednocześnie jest w niej coś takiego, co zachęca czytelnika do dalszego czytania, aż w końcu jest zaskoczony, że książka się już skończyła.

Tytuł: Cisza
Tytuł oryginału: Silence
Autor: Becca Fitzpatrick
Wydawca: Otwarte
Rok: 2011
Tłumaczenie: Paweł Łopatka
Liczba stron: 400
Moja ocena: 6/10

     Na początku książki jesteśmy świadkami sceny, w której Patch ugaduje się z Hankiem Millarem aka Czarną Ręką. Doświadczyłam mocnej dezorientacji, bo przecież Crescendo zakończyło się w momencie, gdy Hank napadł na Norę i Patcha w Delphic. Zaraz zaraz... Coś mi chyba umknęło, prawda? Otóż autorka zastosowała całkiem sprytny zabieg. Mimo tego, że książki z serii Szeptem są bardzo fajne, to jednak niezbyt wybitne. Becca Fitzpatrick po raz kolejny wykazała się sprytem, niemal zmuszając czytelnika, żeby czytał dalej i dalej. Przecież chcemy zapełnić lukę, jaka powstała nam w pamięci? Ano oczywiście, że chcemy.
     Nora budzi się na cmentarzu. Nie wie, jak się tak znalazła, spłoszona ucieka od mężczyzny, który się na nią natknął. W efekcie powraca do domu, gdzie okazuje się... że straciła kilka miesięcy ze swojego życia. Jakby ktoś bardzo starannie wykasował jej pamięć. Przypadek? Cóż, to okaże się później.
     Jak na razie Nora próbuje normalnie żyć. Nie jest to jednak łatwe zadanie, ponieważ stała się znana podczas poszukiwań. Nie pamięta też o Patchu, jednak coś cały czas ciągnie ją ku ciemności... Jak można się domyślić, ich losy się stykają, ale nie w sposób, w który można by to było sobie wyobrazić. Nora bowiem nie odzyskuje pamięci. Musi na własną rękę szukać odpowiedzi. Co mnie nie dziwi, matka Nory i Vee jej w tym nie pomagają.
     Blythe (jak mnie wkurza ta kobieta, nie mogę!) zaczęła spotykać się z Hankiem Millarem. I o ile Blythe wkurza mnie niesamowicie, to Vee wykopałabym z tej książki. Odgrywa rolę najlepszej przyjaciółeczki, serwuje pączki, ale nie mówi prawdy. W dodatku ze słodkiej idiotki przetransformowała się we wściekłą, nienawidzącą każdego faceta słodką idiotkę.
     Nadal mam mieszane uczucia co do Nory, ale raczej skłaniam się ku temu, że jej nie lubię. Jedyną jasną stroną tej powieści jest Patch i to dla niego nadal brnę w tę historię. No i dlatego, że ja nie zwykłam porzucać rzeczy, które zaczęłam. Już kilka osób mnie straszyło, że ostatnia część mi się nie spodoba i jak na razie nie mogę się do tego odnieść, bo książki jeszcze nie zaczęłam.
     Podsumowując: książka nie jest zła. Mamy tajemnice do rozwiązania, przekonujemy się, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Oczywiście jest też Patch, którego kocham. Jest idealnie wykreowanym książkowym chłopakiem, w którym każda dziewczyna się zakocha. Pomińmy fakt, że nie jest człowiekiem...
     Pomimo dość niskiej oceny, jaką wystawiłam Ciszy Becci Fitzpatrick mogę wam ją polecić. Szczególnie nastolatkom, które lubią takie paranormalne klimaty rodem ze Zmierzchu. Bo to nie jest zła książka. Jednak to literatura młodzieżowa, która bywa mało ambitna. Nie można jednak powiedzieć, żeby czytanie jej było startą czasu. Jeśli szukacie czegoś lekkiego do zabicia czasu - seria Szeptem jest dla was. To już wszystko ode mnie. Do napisania!

wtorek, 7 czerwca 2016

"Eleonora & Park" Rainbow Rowell

     Witajcie kochani w ten piękny czerwcowy dzień! Wakacje dla niektórych osób trwają już w najlepsze, a ja sięgnęłam ostatnio po książkę moim zdaniem idealną na lato. Mam w domu wszystkie książki Rainbow Rowell wydane w Polsce i wiedziałam, że ta autorka przypadnie mi do gustu. Jednak tak zwlekałam, zwlekałam... Tak samo jak Igrzyska Śmierci była moim wyrzutem sumienia, chociaż Eleonorę & Parka na swojej półce miałam krócej niż dwa lata. Zapraszam na recenzję.

Tytuł: Eleonora & Park
Tytuł oryginału: Eleanor & Park
Autor: Rainbow Rowell
Wydawca: Otwarte
Rok: 2015
Tłumaczenie: Magdalena Zielińska
Liczba stron: 340
Moja ocena: 9/10

     eleonora... Nie sposób jej nie zauważyć: rude włosy, dziwne ciuchy. Czyta mu przez ramię. Uważa Romea i Julię za bogate dzieciaki, które dostawały wszystko, co chciały. Najbardziej nie lubi weekendów, bo spędza je bez niego.

     park... Dobrze mu w czerni. Denerwuje się, gdy musi prowadzić samochód w obecności taty. Uwielbia imię Eleonory i nie skróciłby go ani o sylabę. Wie, która piosenka się jej spodoba, zanim ona zacznie jej słuchać. Śmieje się z jej dowcipów, zanim ona dotrze do puenty.

     Oto historia dwojga nastolatków, która z pozoru nie powinna mi się spodobać, bo jestem starą babą. Jednak ta książka jest po prostu cudowna! Słodka z domieszką goryczy. Po prostu cud, miód i orzeszki. Najpierw może kilka zdań o fabule. Historia zaczyna się w szkolnym autobusie, do którego wsiada nowa uczennica. Eleonora, która przeprowadziła się do nowego miasteczka, od razu zwróciła na siebie uwagę wszystkich swoim dziwacznym wręcz wyglądem. Nie chodzi tylko o szopę rudych włosów, ale przede wszystkim o ciuchy. Dziewczyna przeważnie nosi męskie koszule a włosy zdarza się jej przewiązywać krawatem. Eleonora nie ma gdzie usiąść i tknięty okruchem litości Park robi jej miejsce obok siebie.
     Od tego dnia wszystko się zaczyna. Podróżują codziennie do szkoły i ze szkoły, nie zamieniając ze sobą ani słowa. Ona zaczyna czytać mu przez ramię komiksy, on to zauważa i bez słowa wciska jej w ręce kilka egzemplarzy przy następnym spotkaniu. Zaczynają z sobą rozmawiać, na początek to kilka urywanych zdań na dzień. Przechodzą płynnie od zdawkowej znajomości do bycia parą.
     Jednak w tej ilości słodyczy jest i ziarnko gorczycy. Eleonora nie ma łatwego życia. Musi gnieździć się w małym domku z ojczymem, który jej nienawidzi; matką, która jest bierna aż do bólu i chyba czwórką rodzeństwa, już nie pamiętam, ile było ich dokładnie. Dziewczyna robi wszystko, aby ukryć istnienie Parka przed swoją patologiczną rodziną. Uważa i zapewne ma racje, że Richie byłby w stanie zbrukać jej relacje z Parkiem.
     U Parka sytuacja nie jest aż tak dramatyczna, jednak boryka się z brakiem akceptacji u ojca. Połączyło ich wspaniałe uczucie. Czysta, niewinna, pierwsza miłość. Jak potoczą się dalej ich losy? Musicie już przekonać się sami, sięgając po Eleonorę & Parka Rainbow Rowell.
     W tej książce nie ma chyba nic, co by mi się nie podobało. Ogromnym plusem jest umiejscowienie akcji w latach '80. Aż czuje się klimat tamtych lat, kasety, magnetofony... Może tę powieść czytało mi się tak dobrze, ponieważ jest w niej pełno odniesień do muzyki, komiksów i superbohaterów. Może wiecie, może nie, ale uwielbiam postaci wykreowane przez Marvela czy DC.
     Należy się pokłonić Rainbow Rowell za stworzenie postaci Eleonory, która nie jest postacią papierową, z którą każda dziewczyna mająca kompleksy może się utożsamić. Eleonora bowiem ma nadwagę i naprawdę daleko jej do ideału. Jednak znajduje swoją miłość. Autorka chce w ten sposób przekazać, że miłość może cię spotkać nawet wtedy, kiedy nie masz figury modelki, a całe twoje ciało pokrywają piegi.
     Jest jeszcze Park, pół-Koreańczyk, który jest nieco wyobcowany, nosi czarne ciuchy, kocha muzykę i komiksy. Powiedzcie mi, gdzie znajdę mojego Parka, a ja tam pojadę. Bez kitu! Jest chłopakiem idealnym i myślę, że każda dziewczyna chciałaby mieć takiego własnego Parka. Umie też stanąć w obronie swojej dziewczyny i wcale się jej nie wstydzi, chociaż nie należy ona do grona osób popularnych.
     Jedyne, co mi się nie podobało i czego nie powinno w tej książce być, to fragment na samym początku. Ja nie wiem, kto normalny wali ogromnym spoilerem zaraz na początku treści. No nie rozumiem tego. Czytelnik po prostu jest na samym początku uświadomiony, że ta miłość nie przetrwa. Naprawdę w trakcie czytanie chce się dać szansę tej miłości. Ja pragnęłam happy endu z całego serca. Bo są takie historie, które powinny dobrze się zakończyć.
     Kolejnym plusem już czysto wizualnym i nie związanym z treścią jest śliczna okładka. Widać, że powieść została wydana z duża starannością i jest po prostu cudowna. Minimalizm i pastelowe kolory... Niebo.
     Polecam w szczególności osobom w nastoletnim wieku i osobom nieco starszym, które lubią młodzieżówki i które są młode duchem. Zaczytujcie się, kochajcie, bo naprawdę warto. Myślę, że czym prędzej sięgnę po Fangirl oraz Linię Serc gdyż już się nie boję książek Rainbow Rowell. Do napisania!

sobota, 4 czerwca 2016

Dary Anioła TAG

     Witajcie moi kochani! Dzisiaj mam dla was kolejną notkę z cyklu Tego tu jeszcze nie było. Już dawno miałam zrobić tutaj Dary Anioła TAG, ale zawsze było dużo recenzji do napisania i zrobienie tego TAGU tak zawsze schodziło na drugi plan. Jednak koniec wymówek, bo nigdy tego nie zrobię, a oczywiście chcę to zrobić. Jeśli nie czytaliście całej serii, lepiej wróćcie tu po lekturze, ponieważ w niektórych pytaniach pojawiają się spoilery. Zapraszam!
     Uwaga! Może zauważyliście, a może nie, że na blogu nie pojawiła się recenzja ostatniego tomu Darów Anioła. Nie jest to przeoczeniem z mojej strony, gdyż moją opinię możecie znaleźć tutaj Chciałabym podziękować ekipie Moznaprzeczytac.pl za możliwość napisania dla nich recenzji. Czuję się wyróżniona, ponieważ sami mi to zaproponowali.

1. Ulubiona postać

Moją ulubioną postacią jest oczywiście Jace. Cudowny, niesamowity Jace... Czasami Alec bywał dla niego dość poważną konkurencją, ale jednak w moim sercu ten fantastyczny, sarkastyczny blondyn jest na pierwszym miejscu.

2. Najmniej lubiana postać

Valentine, ponieważ dokonał wyborów, jakich dokonał. Mogłabym też podać tutaj Sebastiana, ale on nie miał de facto wpływu na to, kim się stał. Oprócz Valentine byłoby to alter ego Jace'a z tomu piątego. Jeśli czytaliście, to sami wiecie.

3. Twoja przynależność

Już, już miałam napisać, że jestem Nocnym Łowcą, ale chyba za bardzo cenię sobie swoje życie, abym z całym zaangażowaniem walczyła z demonami. Jestem czarownicą! Mogłabym zarabiać tworząc różne zaklęcia czy nawet lecząc ludzi albo otwierając bramy dla Nocnych Łowców. Poza tym mogłabym przez wieczność przyjaźnić się z Magnusem, a to by było świetne.

4. Ulubiony Parring

Malec, czyli Magnus & Alec. Mój Boże, przecież oni są najlepszą parą na świecie! Drugie miejsce zajmuje Clace, czyli Clary & Jace, tak.

5. Ulubiona przyjaźń

Jace i Alec! Są tak niesamowicie zgrani, tak świetnie się dogadują i sceny z ich rozmowami są tak świetne.

6. Najmniej lubiana przyjaźń

Może nie najmniej lubiana, ale najmniej rozumiana dla mnie więź zaistniała pomiędzy Valentinem a Lukiem. Trudno uwierzyć, że tak różne osobowości odnalazły wspólny język. W końcu Valentine to taki typowy czarny charakter, a Luke ma czyste serce.

7. Ulubiona runa

Zdecydowanie Iratze, ponieważ czyni Nocnych Łowców w małym stopniu niepokonanymi. Lubię też runę anielskiej mocy oraz runę parabatai.

8. Wymarzona aktorka grająca Clary

Nie mam typu aktorki, która byłaby idealną Clary, ponieważ chyba nie ma takiej kobiety, która wyglądałaby jak Clary z moich wyobrażeń.

9. Wymarzony aktor grający Jace'a

Alex Pettyfer w tej młodszej wersji. Może wpływ na mój wybór ma ta pierwsza polska okładka Miasta kości, na której właśnie widnieje. Tak, on byłby idealnym Jace'em i Michaelem z Wampirów z Morganville, gdyby powstała PORZĄDNA ekranizacja.

10. Ulubiony cytat

Kochać to niszczyć, a być kochanym znaczy zostać zniszczonym.

11. Ulubiona śmierć

Rozumiem, że mam to interpretować jako śmierć, która jest dla mnie najbardziej pożądana. Myślę, że śmierć Valentine'a najbardziej mnie satysfakcjonowała oraz sposób, w jaki zakończył swój żywot.

12. Ulubiony moment Clary & Jace

Myślę, że taki ulubionym jest to, kiedy zawołała Sebastiana w piątym tomie, żeby uratować Jace'owi życie. Zdradziła go, aby ocalić mu życie. Może być nim też scena, kiedy Clary przebija Jace'a niebiańskim ostrzem, aby wypalić czające się w nim zło.

13. Ulubiona scena walki

Scena u Dorothei, kiedy Simon wziął łuk Aleca i przebił nim świetlik, zmuszając Wielkiego demona do odwrotu. Wtedy Simon pokazał, że nie jest tylko bezużytecznym nerdem i było to naprawdę zaskakujące.

14. Scena, która wywołała u ciebie płacz

Ja nie płaczę na książkach ani na niczym. Mogę jedynie przywołać scenę, która mnie wzruszyła i bez łez rozdarła mi serce. Do tej kategorii pasuje śmierć Maksa, ponieważ był tylko niewinnym dzieckiem; scena, kiedy Sebastian pod koniec czwartej części ostatecznie zostaje związany z Jace'em, chociaż wydawać by się mogło, że wszystko dobrze się skończy.

15. Scena, która wywołała u ciebie śmiech

Ojej, żeby tylko jedna... Kiedy Simon zamienił się w szczura; kiedy krzykiem wyznawał miłość Isabelle pod oknem domu Lightwoodów w Alicante.

16. Ulubiony czarny charakter

Zdecydowanie Sebastian, ponieważ jest zły do szpiku kości i nie ma w nim nic ludzkiego. Idealne, czyste zło.

17. Moment, który najbardziej trzymał cię w napięciu

Myślę, że scena w szóstym tomie, kiedy nie wiadomo było, jak mają wydostać się z Edomu i nie wiadomo było, kogo będą musieli w tym celu poświęcić.

18. Ulubiony moment

Może nim być scena pierwszego pocałunku Jace'a i Clary oraz wszystkie sceny Maleca.

19. Scena, która cię zaskoczyła

Kiedy okazało się, że w głębi Sebastiana tkwi Jonathan nie skażony demoniczną krwią. Czego jak czego, ale tego to ja się nie spodziewałam.

20. Bohater, dla którego zrobiłabyś wiele

Dla Aleca! Poszłabym do Magnusa przekonywać go, aby wybaczył Alecowi po tej akcji z Camille oraz dla Jace'a, ponieważ jest najbardziej pokrzywdzoną osobą z całej serii.

21. Co byś zmieniła w serii?

Zdecydowanie wplotłabym w fabułę więcej scen Maleca. Reszta jest idealna.

22. Kiedy natknęłaś się na twórczość Cassandry Clare?

Po raz pierwszy w bibliotece; wtedy właśnie wzięłam sobie trzy pierwsze tomy Darów Anioła nie wiedząc kompletnie czego mam się spodziewać ani kim jest Cassandra Clare.

23. Ulubiona część

Chyba piąta, bo cała fabuła to jeden wielki heartbreak.

24. Co sądzisz o filmie?

Film generalnie jest dobry i podobał mi się i zyskuje jeszcze więcej, kiedy zestawić go z serialem.

25. Co byś w nim zmieniła?

Generalnie całą drugą część filmu, aby trzymali się książki, bo to, co zrobili z końcówką, to mimo wszystko cyrk na kółkach. No i jak można zdradzić od razu, że Clary i Jace nie są rodzeństwem? JAK MOŻNA?

26. Czy jesteś zadowolona z zakończenia serii?

Jak najbardziej, ponieważ było słodko-gorzkie i bardzo satysfakcjonujące zarazem.

27. Z jakim bohaterem się utożsamiasz? 

Myślę, że z Simonem, ponieważ oboje jesteśmy wciągnięci w świat anime, mangi czy superbohaterów. Jestem takim nerdem jak on. Za to chciałabym być jak Isabelle: przebojowa, świadoma własnego ciała oraz śmiała w stosunkach damsko-męskich.

28. Postać, o której chciałbyś dowiedzieć się więcej

O Alecu! Gdyby powstała seria, w której Alec byłby głównym bohaterem i jeszcze gdyby obok niego stał Magnus, to bym czytała i brała w ciemno. Ciekawi mnie też przeszłość Magnusa, ale mam nadzieję, że Kroniki Bane'a, które są ciągle przede mną, rzucą trochę światła na jego postać.

     To już koniec TAGU. Mam nadzieję, że pytania się wam spodobały i że ogólnie spodobała się wam ta notka. Możliwe, że w przyszłości będę robić więcej TAGÓW. Do napisania!

czwartek, 2 czerwca 2016

"Szklany Tron" Sarah J. Maas

     Wreszcie przeczytałam osławiony Szklany Tron! Mam wrażenie, że jestem ostatnią osobą, która zapoznała się z książką napisaną przez Sarah J. Maas. Na youtube krąży pełno recenzji, na blogach można przeczytać ich chyba jeszcze większy ogrom... No to gorsza być nie mogę! Zapraszam was dziś na wycieczkę do niesamowitego, tajemniczego oraz niebezpiecznego Adarlanu. Pogoda nie zachwyca, więc mam nadzieję, że wszyscy skorzystacie z okazji.

Tytuł: Szklany Tron
Tytuł oryginału: Throne of Glass
Autor: Sarah J. Maas
Wydawca: Uroboros
Rok: 2013
Tłumaczenie: Marcin Mortka
Liczba stron: 520

     Siedemnastoletnia Celaena Sardothien jest legendarną zabójczynią. Najlepszą w Adarlanie, a może i w całej Erilei. Popełnia jednak błąd i zostaje złapana. Jakiż to błąd? Sama nie wiem, bo nie jest to wyjaśnione w tej części. Na procesie została skazana na dożywotnią pracę w kopalni soli Endovier.
     Prawdopodobnie umarłaby w czeluściach kopalni, spracowana, gdyby nie pewno wydarzenie. Otóż, rok po zapadnięciu wyroku w Endovier zjawia się sam książę Adarlanu. Dorian Havilliard wraz z kapitanem Gwardii królewskiej, Chaolem Westfallem składa dziewczynie propozycję nie do odrzucenia. Bowiem alternatywą jest śmierć. Celaena oczywiście zgadza się wziąć udział w turnieju, który ma wyłonić królewskiego Obrońcę.
     Osiemnastolatka wyrusza do Szklanego Zamku, siedziby rodziny królewskiej i zarazem miejsca, gdzie ma się odbyć turniej. Celaena spędza swój czas na czytaniu książek oraz ostro trenując, aby odzyskać formę utraconą podczas niewolniczej pracy w kopalni.
     Zabójczyni rośnie w siłę, rozpoczyna się turniej... podczas którego w tajemniczych okolicznościach giną kolejni uczestnicy.
     Zaczyna się wyścig z czasem: czy Celaena zdoła powstrzymać mordercę, zanim on dopadnie ją?
     Już trzymając własny egzemplarz Szklanego Tronu czułam podekscytowanie ale i zarazem obawę. Bałam się, że mi się nie spodoba i nie tylko dlatego, że wydałam na tę powieść z 20 zł, ale dlatego, że jest tak popularna i w ogóle. Jak się później okazało, moje obawy były całkowicie niesłuszne.
     W powieści Sarah J. Maas można zakochać się bez reszty. Ja też nie okazałam się odporna na roztaczający przez tę książkę czar. Podoba mi się w niej dosłownie wszystko, naprawdę. Autorka stworzyła coś absolutnie magicznego i niesamowitego... Chociaż magia w Adarlanie pozornie zniknęła bez śladu.
     Cóż, na temat fabuły już nic więcej zdradzić wam nie mogę. Przejdźmy więc do moich osobistych odczuć. Na początek Celaena. To bohaterka idealna. Naprawdę, od razu dostała się do ścisłej czołówki moich ulubionych głównych bohaterek. Dodajmy jeszcze moją obsesję na punkcie silnych bohaterek... no. Dlaczego ją kocham? Jest silna, oczywiście. Nie jest taka rozmemłana. Dokładnie wie, czego chce i konsekwentnie do tego dąży. Nie jest tylko i wyłącznie Zabójczynią: od czasu do czasu pokazuje swoją kobiecą stronę. Jak wtedy, kiedy ubiera się w te cudowne suknie. To naprawdę super. Kocha książki. Jest inteligentna, zabawna i czasami sceny z jej udziałem są takie... PRZECZYTAJCIE TO, A SIĘ SAMI DOWIECIE, NO!
     Im dalej w las, tym coraz wyraźniej widać, że król Adarlanu stanie się głównym złym, ale na razie nie miał aż takiego wpływu na rozwój fabuły w pierwszym tomie. Co nie zmienia faktu, że jest podłą, apodyktyczną mendą. Wystarczy przyjrzeć się temu, jak traktuje Doriana. Jeśli już chodzi o grono tych czarnych charakterów... uczcijmy minutą ciszy moją nienawiść do Perringtona i lady Kaltain. To, co ona zrobiła... To, co ona zrobiła pod koniec książki... OSOBA, KTÓRA OKAZAŁA SIĘ IM W TYM POMAGAĆ... Okay, uspokoiłam się.
     Chyba najczęściej poruszana kwestia, to oczywiście trójkąt miłosny, który zaistniał w powieści Sarah J. Maas. Zaznaczę, że nie przeszkadza mi on zupełnie. W końcu kocham Chaola i Doriana i jakbym mogła chcieć pozbyć się jednego z nich? Oboje są tak kochani, oddani Celaenie, kochają książki, są silni, umieją walczyć... Są mega słodcy! Myślę, że żadna dziewczyna im się nie oprze, ewentualnie jednemu z nich.
     Oglądając/czytając recenzje Szklanego Tronu zauważyłam, że więcej dziewczyn jest Team Chaol, co jest oczywiście zrozumiałe. Jednak ja jestem Team Dorian. Naprawdę, jak można nie kochać Doriana? Dorian (atak serduszek: <3 <3 <3) Nie kocham go tylko dlatego, że jest księciem, ale za całokształt.
     Polubiłam też Nehemię za to, że była taka odważna i tak oddana Celaenie. Bardzo podobało mi się również przestawienie przyjaźni Chaola i Doriana. Ich duet jest absolutnie fantastyczny. Odczułam niewysłowioną ulgę, że wątek miłosny nie wysunął się na pierwszy plan. Widać, że dla autorki ważniejsza jest akcja, za co ma u mnie ogromny plus.
     Zżera mnie ciekawość, jeśli chodzi o pozostałe tomy serii. Będzie ich bodajże sześć, a w Polsce jak na razie wydano cztery + te nowelki. Więc chyba nie będziemy musieli czekać na całą serię aż tak długo. 
     Pisanie, jak bardzo, bardzo wam polecam tę książkę jest już chyba zbędne, ale NA LITOŚĆ BOSKĄ NIE BĄDŹCIE LAMAMI I PRZECZYTAJCIE SZKLANY TRON!
     To już wszystko ode mnie. "Widzimy" się niebawem i do napisania!