środa, 31 sierpnia 2016

CZYTELNICZE PODSUMOWANIE SIERPNIA + MINI BOOK HAUL + TBR

     Cześć i czołem! Przybywam dziś do was z podsumowaniem miesiąca. Powiedziałabym, że sierpień był średnio zaczytany, chociaż swoim zwyczajem wykorzystywałam każdą wolną chwilę na lekturę. Cóż, miałam inne zajęcia, a przecież to nigdy nie są zawody. Chociaż miło jest podsumowywać miesiąc, w którym przeczytało się dziesięć książek. Ja mogę pochwalić się skromnym stosikiem, czyli pięcioma książkami. Zapraszam serdecznie!

     PRZECZYTANE W SIERPNIU (WSZYSTKIE OPISY POCHODZĄ Z LUBIMYCZYTAĆ.PL)

1. Ogród letni Paullina Simons 
 
      Tatiana i Aleksander przeszli przez największe piekło, jakie rozpętało się w XX wieku. Po latach separacji zrządzeniem losu znaleźli się razem w Ameryce, krainie swoich marzeń. Mają wspaniałego syna Anthony’ego. Udowodnili sobie nawzajem, że ich miłość jest silniejsza od zła, które zapanowało nad światem. Czy w nowym kraju uda im się zbudować nowe życie i nowe szczęście? 













 
2. Trawers Remigiusz Mróz

     Grupa uchodźców miała zostać w Kościelisku tylko przez trzy dni. Wójt zakwaterował ich w sali gimnastycznej, czekając, aż rząd znajdzie dla nich stałe miejsce pobytu.
     Wszystko zmieniło się, gdy przypadkowy turysta został odnaleziony martwy na szlaku prowadzącym na Czerwone Wierchy.
     Odcięto mu opuszki palców, wybito wszystkie zęby, a w ustach umieszczono syryjską monetę. Czy Bestia z Giewontu powróciła? A może to któryś z uchodźców jest winny? Rozpoczyna się nagonka medialna, a wraz z nią śledztwo prowadzone przez Dominikę Wadryś-Hansen.
     Tymczasem Wiktor Forst wsiąka coraz bardziej w więzienny świat, zupełnie nieświadomy tego, że na wolności jest ktoś, kto liczy na jego ratunek… 




 

3. Zła krew Sally Green

      Wola przetrwania, która pokonuje wszelkie przeciwności.
Współczesny świat, w którym obok ludzi żyją wiedźmy – dobre białe oraz złe czarne. Piętnastoletni Nathan jest mieszańcem obu zwaśnionych, ściganym i wyalienowanym, lecz zdecydowanym przetrwać za wszelką cenę. Pierwsza część trylogii, która zostanie przetłumaczona w kilkudziesięciu językach.













 
4. Bezmyślna S.C. Stephens
 
      Od niemal dwóch lat Kiera ma chłopaka - Denny jest spełnieniem jej marzeń: kochający, czuły, całkowicie jej oddany.
     Kiedy razem wyjeżdżają do nowego miasta, aby zacząć wspólne życie - on jako stażysta w znanej firmie reklamowej, ona zaś jako studentka na renomowanym uniwersytecie - wszystko wydaje się idealnie układać.
     Potem jednak nieprzewidziane okoliczności zmuszają parę do tymczasowej rozłąki. Kiera czuje się osamotniona, zdezorientowana; potrzebuje opieki i pocieszenia. Na pomoc przychodzi jej współlokator, lokalny gwiazdor rocka - Kellan Kyle. Jego przyjaźń pomaga Kierze poradzić sobie z uczuciem wyobcowania w nowym mieście. Kiedy jednak jej samotność staje się coraz bardziej intensywna, relacje z Kellanem ulegają stopniowej przemianie. A potem pewnej nocy wszystko zmienia się drastycznie... i od tej pory życie żadnego z bohaterów nie jest już takie, jak dawniej.




5. Wywiad z wampirem Anne Rice

     Louis de Pointe du Lac, arystokrata z Luizjany, opowiada dziennikarzowi o swojej podróży przez życie i nieśmiertelność. Zmieniony w wampira przez ponurego Lestata, wiedzie egzystencję, której nie rozumie i do końca nie akceptuje. Jedyną jego towarzyszką jest Claudia - ukochana kobieta zaklęta w ciele dziecka. Łączy ich chęć poznania podobnych sobie istot i zajadła nienawiść do własnego stwórcy - Lestata. Nasyciwszy się zemstą, Louis i Claudia wyruszają na wyprawę do Europy, by znaleźć swoje miejsce i odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Spotkany w Paryżu Armand wprowadza ich w społeczność wampirów.










     Mimo tego, że ilość lektur nie powala, to ten miesiąc był naprawdę godny, jeśli chodzi o jakość książek, z jakimi miałam okazję się zapoznać. Wyjątek stanowi tutaj oczywiście Sally Green i jej Zła krew... O której chcę jak najszybciej zapomnieć. 

     ŁĄCZNA LICZBA PRZECZYTANYCH STRON WYNOSI 2 886! Jak na razie oscyluję w okolicach trzech tysięcy stron, co jak dla mnie jest wynikiem nader zadowalającym. Mogę tylko mieć nadzieję, że kiedyś uda mi się pobić rekord bodajże z maja.

     MINI BOOK HAUL
W tym miesiącu przybyła do mnie tylko jedna książka, pochodząca z wymiany. Jest to Martwa Natura Joy Fielding i zapowiada się naprawdę obiecująco!

     TBR
Jeśli chodzi o lektury wrześniowe, to będę kontynuować Lawendowy pokój Niny George, co do którego nie miałam żadnych oczekiwań. Ale mimo tego, że przeczytałam dopiero 1/3 tej książki, to okazała się być naprawdę cudowną lekturą. Muszę ją mieć na swojej biblioteczce! Może by pasowało powrócić do Celaeny i przeczytać Koronę w mroku, ale jeszcze zobaczę. Niechaj reszta lektur pozostanie po części niespodzianką.

     To by było na tyle. Życzę wam zaczytanego miesiąca i przede wszystkim, aby powrót do szkoły okazał się dla was być możliwie jak najmniej bolesny. Do napisania!

czwartek, 25 sierpnia 2016

"Zła krew" Sally Green - bestseller na miarę "50 twarzy Grey'a"?

     Cześć i czołem! Dzisiaj niestety sobie znowu ponarzekamy. Ludzie naprawdę nie powinni rzucać na prawo i lewo porównaniami, bo stawianie Sally Green na równi z J.K. Rowling... No ja przepraszam bardzo, ale CO? Ta książka to jakiś fenomen pod względem beznadziejności. Zapraszam do lektury.

Tytuł: Zła krew
Tytuł oryginału: Half Bad
Autor: Sally Green
Tłumaczenie: Dorota Konowrocka-Sawa
Wydawca: Uroboros
Rok: 2014
Liczba stron: 400
Moja ocena: 2/10

      Nie bardzo wiem, jak zacząć opis fabuły, co mi się raczej nie zdarza. W tej książce na dobrą sprawę nie wiadomo o co tak naprawdę chodzi. Należałoby może zacząć od nakreślenia obrazu świata przedstawionego. Cała akcja dzieje się we współczesnej Anglii. Żyją tam osoby mające magiczne zdolności. Są Biali (docelowo dobrzy) - Czarodzieje i Czarodziejki oraz Czarni (docelowo źli) Czarownicy i Czarownice. Oraz oczywiście osoby poza magiczne. 
     Uwaga! W tej recenzji mogą wystąpić przekleństwa oraz SPOILERY, ponieważ szlag mnie trafia, jak myślę o tej książce.
     Główny bohater Natan jest synem Czarodziejki i Czarownika. Trzeba bardzo uważnie czytać bo jak się te nazwy zleją ze sobą to można się pogubić. Dość istotny fakt: Biali są uważani za tych, którym należy się istnienie i usuwają Czarnych z powierzchni ziemi. Bo mogą. Pond wszystkim stoi Rada Białej Magii, która steruje światem za pomocą durnych rozporządzeń.
     Natan jest nazywany pół-kodem. Wiadomo, pół tej krwi, pół tej. Wszyscy go nienawidzą i uważają za oczywiste zagrożenie, co jest słuszne. Nie chodzi tylko o to, że jego ojcem (a jakżeby inaczej) jest najpotężniejszy, najbardziej zły i niegodziwy człowiek ze wszystkich. Jego matka natomiast zdawała się nie mieć wad. Była taka czysta i bez skazy, jakby ktoś ją ukąpał w wybielaczu. Kobiecina zabiła się po tym, jak urodziła Natana. Aż dziw bierze, że nie brała pod uwagi możliwości zajścia w ciążę, kiedy wdała się w romans. I to jeszcze z człowiekiem, z którym wiązać się nie mogła. 
     Jakiekolwiek Biało-Czarne kontakty są absolutnie zakazane. Za rozmowę z przedstawicielem wrogiego obozu można trafić na stryczek czy coś. Metody Rady jakoś niezbyt mnie interesują.
     Na samym początku książki jest prowadzona narracja w drugiej osobie i próbowałam z całej siły ogarnąć o co tak naprawdę chodzi. Autorka przechodzi z tematu do tematu. Mamy jakąś klatkę, potem jakaś akcja ze zdjęciem, potem coś z zapałkami. Te przeskoki wprost wkurwiają z tego względu, że narrator zwraca się bezpośrednio do odbiorcy. Jesteś w klatce. O, teraz dostajesz w twarz zdjęciem, bo dlaczego by nie?
     Na szczęście to coś się kończy i zaczyna się właściwa akcja. W tym momencie ledwo wstrzymuję wybuch śmiechu, bo tego nie można nazwać akcją. Najważniejszą jednak rzeczą jest to, że narracja przeskakuje na pierwszoosobową, która wcale tej całej książki nie ratuje.
     Zacznijmy od Natana i analizy jego nielogicznych zachowań. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że wrogiem publicznym numer jeden. Nic sobie z tego jednak nie robi. Prowokuje członków rady i zachowuje się jakby był wychowany w lesie. Jest bardzo dziki i nie można nad nim zapanować. Czym oczywiście utwierdza radę w przekonaniu, że należy zamknąć go w klatce. I zrobili to, kiedy pobił dwóch Czarodziejów. Jest dobry tylko w rysowaniu, a w wieku lat siedemnastu nie umie czytać ani pisać, mimo tego, że jego babcia a potem brat starali się czegokolwiek go nauczyć.
     W końcu trafia do tej klatki i nawiązuje co najmniej dziwną więź ze swoim strażnikiem więziennym. Już pominę fakt, że jest uznawany za niebezpiecznego, ale jest uczony walki oraz poddaje się różnym ćwiczeniom mającym na celu zwiększenie jego wytrzymałości. Za każde nieodpowiednie słowo, krzywe spojrzenie czy próbę przeciwstawienia się dostaje kopa w facjatę, bo tak. Potem jest niemal z troską opatrywany (?).
     Poza tym wydał mi się być heteroseksualny, z czym nie miałabym problemu, gdyby nie zbyt bliska jak na moje oko relacja z rodzonym bratem. Okej... 
     Zakochuje się w Czarodziejce imieniem Annalise. Ona jako jedyna zdaje się go rozumieć i nawiązują jakąś-tam relacje, co jest określane miłością.
     W końcu udaje mu się uciec w zbyt prosty sposób, a wszystkich okoliczności nie chce mi się opisywać. Wspomnę tylko o tym, że łowcy mieli problem z namierzeniem go, ale dziwnym trafem wiedzieli o każdorazowym opuszczeniu przez niego domu.
     Koniec końców trafia do jakiejś wiedźmy, która ma mu pomóc i go uratować. Każdy siedemnastolatek musi przejść swoistą inicjację, którą przeprowadzić może tylko członek rodziny. Natan ma więc mały problem, bo nie przy sobie nikogo innego.
     Chciałam doczytać tę książkę do końca i odnaleźć w niej coś, co by mi się spodobało. Jednak z każdą kolejną stroną rosła moja irytacja. Na początku nawet nie umiałam określić, jaki naprawdę mam problem z tą powieścią. Oczywiście oprócz elementów wymienionych poniżej.
     Koniec końców doszłam do wniosku, że to sposób napisania książki. Sally Green napisała swoją książkę tak totalnie na odwal się. Pozaczynała wątki, które okazały się zupełnie płytkie i jakieś takie niewyraźnie nakreślone. Bohaterowie są beznadziejni. Z żadnym z nich nie da się stworzyć emocjonalnej więzi. Podczas czytania nie odczuwałam żadnych emocji, tylko irytację i złość na sam koniec. Gdybym miała wyrazić swoje życzenie, to prosiłabym o to, żeby ta książka nie była pierwszą częścią trylogii. 
     To ponoć nie wiadomo jaki fenomen, ktoś już się pokusił o porównanie Sally Green do Stephenie Mayer czy Rowling, o czym już wspomniałam na początku. Ja nie wiem, czy się śmiać czy płakać. Pani Joanne broni się sama, a za Intruza nie dam powiedzieć na Stephenie Mayer złego słowa. Mamy chyba do czynienia z kolejnym Grey'em, który jest tłumaczony na ponad CZTERDZIEŚCI JĘZYKÓW i jest uwielbiany za nic.
     Na szczęście nie kupiłam tej książki, bo chybabym ją spaliła. Jak zobaczyłam ją w bibliotece to sobie wzięła, bo Remi z kanału lilacwix ją wychwalała i mam wrażenie, że tylko ze względu na seksualne skłonności Natana.
     Nie polecam Zlej krwi nikomu. Nie czytajcie tego i nie wydawajcie pieniędzy, bo nie warto. Ta książka jest tak do bólu nijaka, nielogiczna, z tak spłyconą fabułą, że to aż boli. Ta powieść się w którymś momencie kończy, i to jest jedyny plus.
     To już wszystko ode mnie. Czytajcie dobre książki. Do napisania!

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

"Trawers" Remigiusz Mróz

     Witajcie moi kochani! Mam nadzieję, że macie pod ręką jakiś ciepły sweter, ponieważ za chwilę nieźle przymrozi (przepraszam, ale ja naprawdę kocham te tematyczne żarty). W dodatku na dworze jest teraz naprawdę chłodno! Przypadek?
     Tak, przygotowałam dla was recenzję ostatniego tomu z serii o komisarzu Forście i ja naprawdę, naprawdę nie chciałam rozstawać się z tą trylogią. Jednak zostawmy moją czarną rozpacz na później. Zapraszam do lektury!

Tytuł: Trawers
Autor: Remigiusz Mróz
Wydawca: Filia
Rok: 2016
Liczba stron: 600
Moja ocena: 10/10

     Wiktor Forst stara się jakoś przetrwać w więzieniu na krakowskim Podgórzu. Bez dostępu do leków przeciwbólowych jest narażony na bezlitosne ataki migreny. Swój czas poświęca na czytanie książek, aby chociaż na chwilę oderwać się od rzeczywistości. Można by powiedzieć, że stracił już wszystko i na niczym mu już nie zależy.
     Niektórzy zaczynali swoją recenzję od tego, że wychodzi z więzienia, ale gdzie tam jeszcze do tego momentu. Jak się okazało, Forst spędził za kratkami blisko pół powieści, a ja naprawdę myślałam, że nastąpi to na początku książki. Nie, żeby to był jakiś wielki spoiler. Przecież wiadomo, że za to, co mu udowodniono, tak szybko by się nie wyłgał.
     Autor jednak wcale nie jest ograniczony tym, że jego główny bohater "chwilowo" jest niedysponowany. Wręcz przeciwnie. Z właściwą sobie precyzją tka wielowątkową, złożoną fabułę. Co tam, że Wiktor Forst siedzi w więzieniu! W finalnym tomie trylogii dzieje się tyle, że nawet nie odczuwa się braku czynnego udziału byłego komisarza w wydarzeniach rozgrywających się na kartach powieści. Wiecie co? Ja naprawdę powinnam nauczyć się pisać krótsze zdania, ale do rzeczy.
     Media triumfują, ludzie się uspokoili. Wszyscy myślą, że Bestia z Giewontu została złapana tym razem już ostatecznie. Społeczeństwo znalazło sobie kozła ofiarnego, na którego mogli zwalić całą winę. Jest jeszcze człowiek, który powiesił się pod Szatanem. Wydawałoby się, że sprawa została rozwiązana...
     Aż do kolejnej ofiary, którą znaleziono na jednym ze szlaków. Mężczyzna został potraktowany bardzo brutalnie. Krew zabarwiła śnieg w pobliżu jego ciała, zostały mu wybite zęby, a opuszki palców odcięte. Na domiar złego w gardle zabitego mężczyzny znaleziono syryjską monetę.
     Oskarżenia z miejsca padają na grupę uchodźców, którzy przybyli ze Słowacji i zostali tymczasowo ulokowani w Kościelisku. Śledztwo prowadzi Dominika Wadryś-Hansen. Kobieta już wie, że pomogła wsadzić do więzienia człowieka niewinnego serii morderstw w górach. Teraz jest już jednak za późno, aby naprawić swoje błędy. Sytuacja wymyka się spod kontroli. Ludzie są wściekli, trwa medialna nagonka.
     Sposób dokonania zbrodni pasuje do wcześniejszych morderstw. Organy ścigania nie są jednak pewni powrotu Bestii, ponieważ ciało znaleziono w niskich partiach gór. Nie mogą też lekceważyć samej monety, która, wydawałoby się, klarownie wskazuje odpowiedzialnego za makabryczny czyn.
     Śledztwo jest w toku. Wszystko pozostaje tak niejasne, że ja nie mogłam oderwać się od powieści nawet na chwilę. Tymczasem Wiktor Forst dostaje czytelne tylko dla niego wiadomości. Stara się wyjść na wolność, bo dostał dowód, że Bestia jeszcze z nim nie skończyła. Tylko ta swoista i niepokojąca zarazem nić porozumienia, która nawiązała się pomiędzy mordercą a Wiktorem, jest w stanie doprowadzić byłego komisarza do rozwiązania sprawy. I ujęcia mordercy, co staje się nadrzędnym celem głównego bohatera.
     Forst przypomina sobie o pewnym kontakcie, który niegdyś podsunęła mu Olga Szrebska i postanawia zadzwonić do Joanny Chyłki. Swoją drogą to świetny zabieg, żeby połączyć w jakimś stopniu akcje dwóch różnych serii. To było moje pierwsze spotkanie z prawniczką i muszę przyznać, że wydała mi się nader interesująca.
     Kobieta początkowo uznaje jego sprawę za beznadziejną, ale nieoczekiwanie pojawia się szansa na wyciągnięcie Forsta z więzienia. Nie zrozumcie mnie źle, akcja od samego początku trzyma poziom. Jednak to, co się dzieje po tym, jak główny bohater wychodzi z więzienia, to już jest naprawdę poziom wyżej. To jest niepojęte, tak ekscytujące, tak świetne, tak bardzo emocjonujące... Ja tak mogę w nieskończoność, ale nie o to tutaj chodzi.
     Jaki będzie finał pościgu za Bestią? Kto tak naprawdę jest odpowiedzialny za ponowną falę morderstw? No i co jest chyba najbardziej istotne, jak ostatecznie zostaną poprowadzone wszystkie wątki (a przecież jest ich niemało)?
     Przy czytaniu tej małej cegiełki towarzyszyło mi tyle emocji, że z pewnością wystarczyłoby mi ich na długi czas. Nie wiem jak to jest możliwe, ale ostatni tom przerósł moje oczekiwania i okazał się lepszy nawet od Przewieszenia, które jest po prostu niesamowite. Już uzależniłam się od książek pana Mroza. W jakich innych powieściach znajdę tak szokujące zwroty akcji? Samo prowadzenie fabuły jest mistrzowskie. Trzeba sporych umiejętności i tępiej głowy na karku, żeby wszystko tak zgrabnie pozamykać. Chylę po prostu czoła, tyle.
     Trawers zmusza także do przemyślenia pewnych spraw. Przyjmować uchodźców, czy ich nie przyjmować? Autor przedstawia dwa przeciwne stanowiska jednocześnie nie opowiadając się po żadnej stronie. Nie sposób powiedzieć, która z nich ma rację a która się myli. Kolejny punkt za temat na czasie. Temat dodatkowo bardzo trudny.
     Mam tylko dwa małe problemy co do książki. Pewnie nikt inny nie zwrócił na to uwagę, bo to taka niby nie nie znacząca pierdoła, ale w opisie kryminału jest pewne zdanie, które pozwolę sobie przytoczyć: Tymczasem Wiktor Forst wsiąka coraz bardziej w więzienny świat, zupełnie nieświadomy tego, że na wolności jest ktoś, kto liczy na jego ratunek... Przecież Wiktor jest nawet boleśnie świadomy tego, że tylko on może pomóc wiadomo komu. Nawet podejmuje pewne kroki ku temu. Co prawda ma związane ręce ale robi, co może, kontaktując się w osobą z zewnątrz.
     Druga sprawa: Ja wiem, że w całej trylogii nie ma miejsca na wątek romansowy, ale do licha ciężkiego! Przez ten zwrot akcji moje życie legło z gruzach i rozpadło się moje OTP. Od tej pory w każdej recenzji będę zaznaczać spoilery na czerwono, jeśli nie będę się mogła bez nich obejść. Tak na przyszłość. Forst z Olgą tak bardzo do siebie pasowali. Tworzyli naprawdę świetną parę a tu jedno zdanie. Bo oczywiście wystarczyło tylko jedno, żeby położyć kres moim nadziejom.
    Jak już pisałam, Forst zasługiwał na to, żeby odnaleźć szczęście, ale jak zwykle dostał kopa. I to chyba jeszcze większego, bo się powtórzyła akcja z końcówki Ekspozycji.
    Zauważyłam, że dużo ludzi ma obojętny stosunek do Szrebskiej bądź jej nie lubi, ale ja ją obdarzyłam wielką sympatią. I dostało mi się za to. Ich duet trochę przypominał mi Ankę Serafin i Sebastiana Strzygonia (jakby kto nie wiedział: bohaterów z kryminałów Małgorzaty i Michała Kuźmińskich). To, w jaki sposób ze sobą rozmawiali, jak się ze sobą przekomarzali. To było super. Każda strona wnosiła istotne informacje do śledztwa.
    Chyba nikomu nie będzie chciało się czytać tego kolosalnego wywodu. Jednak przy książkach Remigiusza Mroza nie da się nie poruszyć pewnych kwestii. No do teraz, zbliżając się do końca, przejdę do zakończenia. Rozumiem, dlaczego autor zakończył trylogię tak a nie inaczej. Nie mógł walnąć jakimś wielkim plot-twistem. To by z automatu sprawiło, że ludzie domagaliby się kolejnych książek z Wiktorem Forstem w roli głównej. Wierzcie mi, to, co się okazało przed samym zakończenie, wystarczy, żeby moje serce krwawiło. 
    Z drugiej strony trudno byłoby o bardziej satysfakcjonujące zakończenie. Jest takie słodko-gorzkie i refleksyjne. Da się odczuć, że pewien etap, pewna historia już się zakończyła. Autor nie zamyka sobie jednak drogi, gdyby chciał powrócić do Forsta. No i sama ostatnia wymiana zdań idealnie podsumowuje całą trylogię, wszystkie wydarzenia a zarazem charakter Wiktora. Cud, miód i orzeszki. Ja jestem zachwycona, naprawdę. 
     Jest jeszcze kwestia Bestii, która rozwiązuje się w fenomenalny sposób i to był dla mnie kolejny niemały szok. Bardzo mi się podobała sama konfrontacja, do której w końcu musiało dojść. Mówię też o tym, kim okazała się Bestia z Giewontu. Zbierałam szczękę z podłogi.
     Bardzo zżyłam się z Wiktorem Forstem i spotkanie z nim w tej trylogii było niesamowitą przygodą. Z pewnością kiedyś wrócę do tej historii, a główny bohater zajął już szczególne miejsce w moim sercu. To może zabrzmieć dziwnie ze względu na to, jaką ma osobowość, ale to prawda. Muszę jeszcze podziękować autorowi, który raczej przeczyta tę recenzję. Dziękuję więc za miło spędzone godziny, za świetnych bohaterów, za te wszystkie emocje, jakie towarzyszyły mi przy lekturze. Jak pan napisał pod koniec, historia biegnie dalej. No i już się na pana nie gniewam!
     Polecam bardzo gorąco Trawers Remigusza Mroza no i oczywiście całą trylogię z komisarzem Forstem. To kawał świetnej literatury. Nie będziecie czuć, że zmarnowaliście czas. To wam mogę zagwarantować.
    Chyba pobiłam jakiś rekord pod względem długości moich recenzji. Jednak przepraszać nie będę. Napisałam już raczej wszystko, co chciałam i teraz mogę się oficjalnie pożegnać z tą trylogią. Oczywiście trochę mi smutno, jak przy każdym zakończeniu dobrej serii. Do napisania!

piątek, 19 sierpnia 2016

"Ogród letni" Paullina Simons

     Witajcie moi kochani! Dzisiaj przygotowałam dla was recenzję finalnego tomu trylogii Jeźdźca miedzianego Paulliny Simons. Czas spędzony z tą sporych rozmiarów cegiełką mogę uznać za całkiem przyjemny. Fakt, że ma ponad 800 stron sprawił jednak, że nieco się przy niej męczyłam... Zapraszam na moją opinię o Ogrodzie letnim.

Tytuł: Ogród letni
Tytuł oryginału: The summer garden
Autor: Paullina Simons
Tłumaczenie: Katarzyna Malita
Wydawca: Świat książki
Rok: 2015
Liczba stron: 816
Moja ocena: 7/10

     Tatianie bezpiecznie udało się sprowadzić męża do Ameryki. Misja, którą wykonała była bardzo niebezpieczna i mogła zakończyć się tragicznie. Razem z Aleksandrem przeżyli piekło... i z niego powrócili. Zostawili za sobą wojnę, śmierć, głód, niewolę... Przynajmniej fizycznie. 
     Przyszedł czas, aby próbować ułożyć sobie życie. Tania rezygnuje z posady na wyspie Ellis i razem z Aleksandrem oraz Anthonym wyruszają w podróż po wszystkich stanach. Docelowo mieli osiedlić się tam, gdzie będzie im się najbardziej podobało.
     Tak wędrują nie spiesząc się: od gorącego południa, ku mroźnej północy i z powrotem. Mieszkają w wynajętych miejscach, poznają różnych ludzi. Aleksander ima się przeróżnych zajęć, Tatiana zajmuje się ich synem. Spędzają razem dość szczęśliwy czas, który teraz bardziej niż kiedyś wydaje im się błogosławieństwem. Żadne z nich nie sądziło, że spędzą razem więcej, niż kradzione pięć minut.
     W pewnej chwili Tatiana zaczyna ukrywać coś przed Aleksandrem i nie chce zgodzić się na wyjazd z małej wioski, gdzie nikt nie zadaje zbyt wielu pytań. Były żołnierz musi ukrywać swoje blizny oraz tatuaże, którą świadczą dobitnie o tym, kim był w przeszłości.
     W końcu muszą osiedlić się na stałe, ponieważ Anthony osiąga wiek, w którym musi zacząć chodzić do szkoły. Tatiana stawia na swoim: kupują dom na kółkach i stawiają go na kupionym niegdyś przez kobietę kawałku ziemi na pustyni Sonora w Phoenix. Aleksandrowi z początku niezbyt podoba się takie rozwiązanie. Chciałby mieszkać w mniej gorącym miejscu, najlepiej z rzeką bądź jeziorem gdzieś niedaleko. Niemałym problemem jest też znalezienie pracy, której w Phoenix nie jest za dużo. W końcu Aleksander zatrudnia się w firmie budowlanej i zaczyna odnosić sukcesy. Tatiana znalazła pracę w szpitalu Phoenix Memorial. Ich życie zdaje się układać bez żadnych problemów. 
     Jak to w małżeństwie, zaliczają wzloty i upadki. Chcą mieć drugie dziecko, a widmo wojny do końca nie opuściło Tatiany i Aleksandra. Będą musieli poradzić sobie z wieloma problemami dnia codziennego. Wojna się skończyła, ale życie toczy się dalej. Czy ostatecznie odnajdą szczęście w swojej wymarzonej Ameryce?
     Książka jest bardzo dobra. Paullina Simons umie posługiwać się słowem, co udowodniła już przy poprzednich tomach. Jak już napisałam we wstępie, czytanie tej powieści trochę mnie męczyło. Wpłynęła na to w dużej mierze objętość książki, która cienka nie jest. Cała historia Tani i Aleksandra wywarła na mnie wielkie wrażenie, ale czytanie całej trylogii nie robiąc przerw pomiędzy tomami być może nie było zbyt dobrym pomysłem. Może gdybym dała sobie czas na zatęsknienie za tą historią, dałabym Ogrodowi letniemu najwyższą ocenę. Chyba po prostu w pewnym momencie przedawkowałam Paullinę Simons i pochłaniałam tomy dużymi porcjami, aby jednak już zakończyć tę przygodę.
     Co nie zmienia faktu, że czytanie o dalszych losach Tatiany i Aleksandra było bardzo ciekawe. Autorce z pewnością nie można zarzucić, że nudzi czytelnika. Opisuje kolejne etapy ich życia, tkając coraz to nowe wątki oraz rzucając bohaterom kłody pod nogi. Przeszli bardzo wiele, ale na happy end musieli poczekać jeszcze bardzo długo.
     Nie mam pojęcia, czy nie przemyciłam gdzieś spoilera, ale akcja toczy się tak specyficznie, że nie mam pojęcia, w którym momencie najlepiej uciąć opisywanie fabuły. Ja mogłabym zrelacjonować wam tutaj całą książkę, ale przecież nie o to mi chodzi. 
     Koniec końców książka mi się podobała. Ale jak już pisałam przy recenzji Tatiany i Aleksandra nie było tego efektu wow!. Powieść stanowi dla mnie uzupełnienie historii z pierwszego tomu i nie jest niczym więcej. Czyta się z ciekawością, bo się czyta, jednak już nie pożerałam treści jak wtedy, kiedy dorwałam się do Jeźdźca miedzianego.
     Historia miłosna Tatiany i Aleksandra jest bez wątpienia epicka i pozostanie w moim sercu na bardzo długo, o ile nie na zawsze. Polecam wam Ogród letni, bo to kawał bardzo dobrej literatury, mimo wszystko. Sugerowałabym jednak zrobić sobie przerwy pomiędzy czytaniem poszczególnych tomów. Nawet w postaci kilku innych książek.
     Trzymajcie się ciepło i czytajcie. Do napisania!

wtorek, 16 sierpnia 2016

"Raven" Sylvain Reynard - przeczytałam książkę autora mającego obsesję na punkcie Dantego.

     Witajcie kochani w ten chłodny i pochmurny dzień! Dzisiaj nieźle mrozi, ale wspominam o tym ot tak, a nie dlatego, że pora na kolejną recenzję książki Remigiusza Mroza. Przygotowałam dla was coś zgoła innego. Pora na recenzję książki, która, tak dla kontrastu, rozpala zmysły! Mowa o Raven autorstwa Sylvain Reynard (dobrze, że tego imienia się nie odmienia, bo nie wiedziałabym, jak to zrobić). Zapraszam!

Tytuł: Raven
Tytuł oryginału: The Raven
Autor: Sylvain Reynard
Tłumaczenie: Ewa Morycińska-Dzius
Wydawca: Akurat
Rok: 2016
Liczba stron: 512
Moja ocena: 10/10

     Niepełnosprawna Raven Wood zajmuje się renowacją obrazów w Galerii Uffizi we Florencji. Każdy stawiany przez nią krok naznaczony jest bólem pochodzącym ze zdeformowanej nogi. Główna bohaterka nie uważa się za atrakcyjną kobietę. Co prawda ma krucze włosy oraz intensywnie zielone oczy, jednak ma kilka nadprogramowych kilogramów, no i porusza się o lasce. Uważa, że nie dorasta do pięt typowym florentyńskim pięknościom. Nie narzeka jednak na swój los. Przeciwnie - odnajduje szczęście we Włoszech. Wykonuje pracę swoich marzeń, zadowala się grupką znajomych.
     Pewnego wieczoru po imprezie u koleżanki z pracy samotnie wraca do mieszkania. Ze względu na swoją ułomność porusza się bardzo wolno po uliczkach miasta. Mija stały punkt, gdzie przesiaduje bezdomny Angelo. Dzieje się jednak coś bardzo niepokojącego. Grupka mężczyzn zaczepia bezbronnego mężczyznę i zaczyna go katować. Wbrew zdrowemu rozsądkowi oraz instynktowi samozachowawczemu Raven postanawia zainterweniować.
     Krzyczy do oprawców, aby przestali, czym oczywiście zwraca na siebie ich uwagę. Próbuje odejść od wściekłych facetów, jednak nie ma za wielkich szans. Szybko ją chwytają i zaczynają katować. Wydaje się, że to ostatnie chwile w jej życiu, kiedy niemal znikąd pojawia się tajemnicza postać. Brutalnie rozprawia się z bandziorami, a Raven traci przytomność...
     Główna bohaterka budzi się. Czuje się nader dobrze, więc szybko wstaje z łóżka. Dopiero po chwili orientuje się, że nie sięgnęła po laskę. Przygląda się sobie w lustrze i nie może uwierzyć w to, co widzi. Odbicie ukazuje przepiękną kobietę. Po dokładnych oględzinach okazuje się, że Raven jest szczupła, ale najważniejszym jest, że jej noga jest zupełnie zdrowa. Jaka to ulga dla niej poruszać się bez bólu!
     Raven postanawia jak gdyby nigdy nic iść do pracy. Dystans dzielący plac Świętego Ducha od Galerii Uffizi pokonuje biegiem, ciesząc się wysiłkiem, na jaki nie była w stanie sobie pozwolić od lat. Jak się okazało, z miejsca pracy Raven zniknęły bezcenne szkice Botticellego. Na domiar złego nikt ze znajomych jej nie poznaje. Zażenowana kobieta musi legitymować się przed ludźmi, z którymi pracuje od lat. Kolejnym szokiem jest fakt, że nie było z nią kontaktu przez cały tydzień. Sama nie wie, co się z nią działo przez ten czas, więc trafia na listę podejrzanych o kradzież w Galerii Uffizi. Liczba pytań bez odpowiedzi wzrasta, kiedy z Raven kontaktuje się jej tajemniczy wybawca...
     Kim jest tajemniczy nieznajomy, który uratował Raven? Co wpłynęło na jej cudowną przemianę? Kto jest odpowiedzialny za kradzież szkiców z Galerii? I, co najważniejsze, dokąd zaprowadzi Raven nowa znajomość?
     Książkę kupiłam ze względu na więcej niż obiecujący opis, więc moje oczekiwania były bardzo duże. Lektura okazała się naprawdę niesamowita. Nawet nie skojarzyłam, że autor/autorka Raven jest także twórcą trylogii o profesorze Gabrielu. Mocno się zdziwiłam, bo tamte książki moim zdaniem trącą Grey'em. Teraz, po zachwycie nad Raven być może spróbuję zapoznać się z debiutem Sylvain Reynard.
     Samą powieścią Raven jestem naprawdę zachwycona. Stałam się wielką fanką tej historii, która jest naprawdę oryginalna. Smaczku dodaje Florencja, która jest opisana naprawdę umiejętnie. Sylvain Reynard umie przedstawić miasto bardzo obrazowo. Podczas czytania aż czuć klimat Florencji, jej mroczne uliczki... I dzieła sztuki, które na tle całości odgrywają bardzo ważną rolę. Nie tylko dlatego, że Raven jest konserwatorką i naprawdę kocha sztukę. Autor/autorka opisuje Florencję tak obrazowo i żywo, jak Zafon Barcelonę, naprawdę.
     Bardzo polubiłam Raven. Nie użala się nad sobą, ale żyje nadal tak normalnie, na ile to możliwe. Ma przyjaciół, wymarzoną pracę. Jest odważna, nie wahała się stanąć w obronie Angela, chociaż wiedziała, jak się to może dla niej skończyć. Fakt, że nie jest idealna sprawia, że łatwiej się z nią utożsamić. No i co najważniejsze, nie irytuje czytelnika, co sprawia, że tej książki się nie czyta. PRZEZ NIĄ SIĘ PŁYNIE.
     Jest też nasz tajemniczy nieznajomy o którym wiele powiedzieć nie mogę, bo jego postać na moje nieszczęście jest spoilerem, więc chcąc nie chcąc muszę się opanować. Ale powstałaby niemała litania, bo ja go naprawdę uwielbiam. Jak można stworzyć tak tajemniczego i idealnego bohatera literackiego? Ja nie wiem, nie wiem. 
     Nie trzeba mieć zmysłu Sherlocka Holmesa, żeby domyślić się, że ważnym aspektem tej powieści jest romans. Ale to romans na zupełnie innym poziomie niż w większości młodzieżówek. Sylvain Reynard postawiła poprzeczkę bardzo wysoko, jeśli chodzi o przestawienie zakazanej miłości. Kłaniam się jej/mu nisko, ponieważ napisanie takiej powieści wymaga posiadanie nie małych umiejętności posługiwania się słowem pisanym. 
     Lecz ta powieść to nie tylko romans: to obecność dzieł sztuki na każdym kroku, klimatyczna Florencja oraz zmysłowość, która aż uderza do głowy podczas lektury. Muszę przyznać, ze Sylvain Reynard niczym wirtuoz słowa buduje napięcie i utrzymuje je przez większą część powieści. W książce występują sceny erotyczne, owszem. Ale jest ich naprawdę niewiele, co było bardzo miłym zaskoczeniem. Ja naprawdę nie chciałam kolejnej książki, która jest kopią 50 twarzy Grey'a
     O co chodziło mi z tą obsesją na punkcie Dantego? Otóż w Raven jest pewna rodzina, której wielu członków jest specjalistą od tego pisarza, a stricte raczej od jego twórczości. A profesor Gabriel z trylogii Piekło Gabriela też nim jest, jak się dowiedziałam. Więc coś zdecydowanie jest na rzeczy.
     Podsumowując, Raven Sylvain Reynard spełniła wszystkie moje oczekiwania, a nawet była czymś więcej. Mogłabym się zachwycać jeszcze długo, ale myślę, że tyle wystarczy. CZYTAJCIE, NA MIŁOŚĆ BOSKĄ. Polecam wam bardzo gorąco. No i nie wiem, czy jeszcze spodoba mi się jakikolwiek romans, bo poziom Raven jest naprawdę wysoki. I CO NAJWAŻNIEJSZE, BĘDZIE DRUGI TOM! Prawie skakałam z radości, gdy się o tym dowiedziałam. Czekam więc z niecierpliwością na drugi tom cyklu zwanego The Florentine.
     To wszystko ode mnie. Pozdrawiam was ciepło. Trzymajcie się i dużo czytajcie! Do napisania!

sobota, 13 sierpnia 2016

"Tatiana i Aleksander" Paullina Simons

     Cześć i czołem! Ostatnie dni były naprawdę chłodne a i pogoda jakaś taka nie wakacyjna. Gdyby to był czas na recenzję jednej z książek Remigiusza Mroza napisałabym, że idzie mróz. Byłoby to bardzo adekwatne, nieprawdaż? Jednak przygotowałam dla was recenzję drugiego tomu Jeźdźca miedzianego Paulliny Simons, czyli Tatiany i Aleksandra. Zapraszam!

Tytuł: Tatiana i Aleksander
Tytuł oryginału: Tatiana and Alexander
Autor: Paullina Simons
Tłumaczenie: Katarzyna Malita
Wydawca: Świat Książki
Rok: 2015
Liczba stron: 544
Moja ocena: 8/10

     Ciężarnej Tatianie udaje się dotrzeć do Ameryki, czyli prawdziwego raju dla ludzi uciekających z wojny. Nie obyło się bez wielu trudności. Fortel Aleksandra się powiódł. Owszem, udało mu się ocalić żonę, ale sam skazał siebie na egzystencję w nieprzychylnym dla niego kraju. Żeby skazać człowieka w Rosji nie trzeba twardych dowodów - wystarczy samo podejrzenie. Po długo trwających przesłuchaniach oraz upartym nieprzyznawaniu się do swej prawdziwej tożsamości Aleksander zostaje skazany na rozstrzelanie. Cudem udaje mu się uniknąć śmierci. Wraz z towarzyszem o jednym płucu zostaje wcielony do batalionu karnego. 
     Tymczasem Tatiana rodzi syna - Aleksandra Anthony'ego Barringtona i stara się odnaleźć w nowym otoczeniu. Szlifuje język angielski oraz powoli dochodzi do siebie w szpitalu na nowojorskiej wyspie Ellis. Z czasem zostaje pielęgniarką i zaprzyjaźnia się z niepokorną Vikki, Włoszką o gorącej i niecierpliwej krwi. Przyjaciółka stara się namówić Tatianę do powrotu do normalnego życia. Dziewczyna nie może jednak zapomnieć o Aleksandrze. Jest przekonana, że jej mąż nie żyje, jednak nie jest gotowa na zawsze pozwolić mu odejść.

     Doprowadzę cię do szaleństwa, krzyczała jej pamięć, gdy Tatiana siedziała zimą przy oknie i wdychała słony zapach wieczności. Na zewnątrz wszystko będzie wyglądać normalnie. Będziesz chodzić i uśmiechać się jak normalna kobieta, lecz w środku będziesz się wić z bólu i płonąć na stosie. Nigdy cię nie uwolnię. Już nigdy nie będziesz wolna.

     Cała trylogia jest pełna pięknych cytatów, ale ten powyższy jest zdecydowanie moim ulubionym. Pokazuje prawdziwą siłę uczucia, które zakrawa niemalże na uzależnienie od drugiej osoby.
     
     Aleksander jakoś sobie radzi w niewoli. Niewątpliwie przy życiu i zdrowych zmysłach utrzymuje go świadomość, że Tatiana jest wolna oraz wydała na świat jego syna. Snuje plany ucieczki, ale zostaje przydzielany do coraz bardziej niebezpiecznych zadań. Czy w końcu uda mu się po raz kolejny odnaleźć Tatianę?
     Tatiana wraca do pełnego życia w coraz większym stopniu. Pewnego dnia nawet idzie z Vikki na dyskotekę. Widmo Aleksandra ciągle jej towarzyszy, ale nie jest już tak silne jak na początku. Wszystko jednak się zmienia, kiedy w ukrytej kieszeni plecaka, jaki przywiozła ze sobą ze Związku Radzieckiego, znajduje medal, jakim Aleksander został obdarowany. Przypomina sobie też ostatnie wypowiedziane do niej przez męża słowo. Czy to może coś znaczyć?
     Czy Tatiana i Aleksander odnajdą siebie oraz lata temu pogrzebane szczęście?
     Książka jest dobra i czytałam ją z prawdziwą przyjemnością. Jednak muszę przyznać, że początek historii Tani i Aleksandra jest dużo lepszy. Już nawet nie chodzi mi o to, że siłą rzeczy zostali rozdzieleni i ich losy opisywane są naprzemiennie i się nie przeplatają. Nie ma już ten esencji silnego uczucia, które spajało wszystko w Jeźdźcu miedzianym. Ten tom jest dobrym uzupełnieniem trzonu historii. Oczywiście, jest też ciekawy. Z niecierpliwością czekałam na to, aby zakochani spotkali się ponownie. I w głównej mierze właśnie ta niecierpliwość popychała mnie do przodu. Jest dobrze, a nawet bardzo, ale nie ma już tego efektu wow!, który sprawił, że byłam pod wielkim wrażeniem po lekturze pierwszego tomu.
     Właśnie dlatego dałam tej powieści 8/10 bo niby niczego w niej nie brakowało. Została napisana bardzo sprawnie, a autorka pokazała, że umie się sprawnie posługiwać słowem pisanym. Ale od biedy mogłoby tego tomu nie być. Jest przydatny, bo moja wyobraźnia była bardzo mocno pobudzona przy lekturze pierwszego tomu. Ale nie powiem, żebym bardzo się rwała do czytania kontynuacji. Spokojnie mogłam poczekać nawet kilka miesięcy i niczego by to nie zmieniło.
     Główna historia została już opisana, a pozostałe tomy stanowią dodatki. Dość dobre, trzeba przyznać, ale jedynie dodatki, która mają uzupełnić całość i ewentualnie zaspokoić ciekawość czytelnika, jeśli życzy sobie poznać dalsze losy głównych bohaterów.
     Mimo wszystko nie mogę dać tej powieści oceny niższej niż 8/10, ponieważ widać, ile pracy kosztowało autorkę napisanie tej książki. Sam research musiał być okropnie wyczerpujący.
     Podsumowując, książkę wam polecam. Nie jakoś bardzo, bardzo, ale polecam. Podobała mi się, była naprawdę okej. 
     To już wszystko ode mnie. Życzę wam zaczytanego wieczoru, tudzież nocy. Do napisania!

środa, 10 sierpnia 2016

"Jeździec miedziany" Paullina Simons

     Witajcie moi kochani! Co prawda na dworze pogoda okropna, cały dzień leje, ale mam dziś dla was coś absolutnie wyjątkowego. Na wstępie powiem tylko, że myślałam, iż czytywałam już dobre historie miłosne. MYLIŁAM SIĘ.
     Nie to, żebym jakoś namiętnie zaczytywała się w literaturze około romansowej... Jednak jak każda kobieta (przynajmniej mniemam, że każda) od czasu do czasu lubię sięgać po jakąś dobrą historię miłosną.

Tytuł: Jeździec miedziany
Tytuł oryginału: The bronze horseman
Autor: Paullina Simons
Tłumaczenie: Jan Kraśko
Wydawca: Świat książki
Rok: 2015
Liczba stron: 720
Moja ocena: 10/10

     Jest czerwiec roku 1941. W Rosji oficjalnie wybucha II Wojna Światowa. Główna bohaterka, siedemnastoletnia Tatiana Mietanowa mieszka w dwóch pokojach wraz z rodzicami, starszą siostrą Darią (Daszą), bliźniakiem Pawłem (Paszą) oraz z dziadkami. Dziewczyna do tej pory prowadziła dość beztroskie życie w Leningradzie. Rodzina naigrywała się z dziadka Tani, bo od lat gromadził w domu konserwy. Jak się okazało, niedługo mogły okazać się im bardzo potrzebne. Tatiana dużo czytała i lubiła spać do późna. Tego pamiętnego pierwszego dnia wojny ojciec wysłał siedemnastolatkę, żeby kupiła coś do jedzenia. Nie mogła jednak nigdzie dostać tego, czego chciała. Ludzie zaczęli gromadzić zapasy. W końcu poddała się, usiadła na ławce i kupiła sobie lody. Miała na sobie białą sukienkę w czerwone róże i za duże czerwone sandałki Daszy.
     W pewnej chwili zobaczyła, że z drugiej strony ulicy przygląda się jej jakiś żołnierz. Po chwili wahania podchodzi do niej i zaczyna rozmowę. Oboje mówią, że czekają na autobus. W końcu wsiadają do tego samego i tym sposobem docierają na ostatnią stację. Aleksander, bo tak mu na imię, poczuwa się do odpowiedzialności za swoją towarzyszkę i chce odeskortować ją do domu. Po drodze zaprowadził ją do sklepu dla oficerów.
     W końcu trafiają na bodajże 5. Radziecką i wchodzą do budynku. Jakiś czas przedtem Dasza chwaliła się Tatianie, że poznała wyjątkowego chłopaka. Gdy wszyscy widzą w domu młodego oficera, właśnie on okazuje się obiektem westchnień Daszy. Z czasem przystojny, czarnowłosy Aleksander zaczyna coraz bardziej interesować się Tatianą. Z wzajemnością... Jedynym problemem staje się Dasza, której oboje nie chcą zranić oraz Dmitrij, który zdaje interesować się Tatianą.
     Tymczasem wojna zaczyna zbierać coraz większe żniwo. Kariera wojskowa Aleksandra kwitnie. W dzień wybuchu II WŚ rodzice wysłali Paszę na obóz dla chłopców i nie ma o nim wieści.
     Tatiana i Aleksander są zmuszeni ukrywać się coraz staranniej. Wszyscy bowiem akceptują młodego żołnierza jako chłopaka Daszy. Tymczasem sytuacja w ogarniętym wojną Leningradzie staje się coraz bardziej dramatyczna...
     O fabule tej książki można by opowiadać i opowiadać. Bo do cienkich nie należy, a i dzieje się w niej niemało. To nie historia o II Wojnie Światowej, ale w opisywanych wydarzeniach widać żniwa, które zbiera. Nie obywa się bez śmierci, głodu. I byłam na to przygotowana, bo wiedziałam w jakich czasach i gdzie odbywa się akcja. Jedyne, co było mi ciężko znieść, to wszystko, co przytrafiło się głównym bohaterom. To jakaś masakra i naprawdę, miejscami miałam w oczach łzy.
     Przyznaję, że historia Tatiany i Aleksandra jest najbardziej poruszająca wśród romansów, z jakimi miałam okazję zapoznać się do tej pory. To naprawdę miłość prawdziwa. Taka, która przetrwa wszystko.
     Z początku książki Dasza bardzo mnie wkurzała. Traktowała Tatianę jako małe dziecko, które o niczym nie ma pojęcia. A która siedemnastolatka pracowała w fabryce wytwarzającej broń, miotacze ognia, w końcu czołgi? Wojna doświadczała każdego. Trudno mi było ją znieść też z tego względu, że była klinem pomiędzy Tanią i Aleksandrem.
     Oprócz tylko jednego wątku do niczego więcej nie mogę się przyczepić. Ta książka jest idealna. Kłaniam się nisko autorce, która musiała zrobić dogłębny research i dodatkowo naczytać się o wojnie. To z pewnością nie była łatwa lektura. Podczas czytania Jeźdźca miedzianego doświadczyłam wieku emocji, czasami skrajnych. Ach gdzie, gdzie jest mój Aleksander?
      Cóż więcej można dodać? Jeździec miedziany to niesamowita i poruszająca powieść. Na pewno do niej wrócę za jakieś kilka/kilkadziesiąt lat. Zaczytywałam się bez pamięci, naprawdę. Nie wiem czy czytałam lepszą historię miłosną, ale raczej nie. To naprawdę piękna powieść, którą będę wspominać ciepło i z rozrzewnieniem
     Polecam wam bardzo, bardzo gorąco! To już wszystko ode mnie. Do napisania!

niedziela, 7 sierpnia 2016

"Przewieszenie" Remigiusz Mróz - czy wybaczyłam autorowi?

     Witam was moi kochani! Dziś znowu będę się zachwycać, ale czyż mogę zrobić cokolwiek innego, kiedy w grę wchodzi książka Remigiusza Mroza? Wiecie, że komisarz Forst, mimo pokaźnego wachlarza niezbyt dobrych cech, skradł moje serce. Jednak czy druga część Ekspozycji wywarła na mnie podobne wrażenie? Zapraszam do recenzji Przewieszenia Remigiusza Mroza!

Tytuł: Przewieszenie
Autor: Remigiusz Mróz
Wydawca: Filia
Rok: 2016
Liczba stron: 462
Moja ocena: 10/10

     UWAGA! Recenzja może zawierać spoilery poprzedniego tomu (i prawdopodobnie zawiera). Jednak spokojnie, zaznaczę je na czerwono, więc będziecie mogli cieszyć się lekturą.

     Wiktor Forst nie odrywał wzroku od mogiły... Swoją drogą uważam, że rozpoczęcie każdej z części w taki sam sposób jest genialny! Książka rozpoczyna się pogrzebem sami-wiecie-kogo (nie, nie Voldemorta). Sznajdermanowie, a właściwie Sznajderman, został ujęty. Zdaje się, że bestia z Giewontu już nikomu nie zagraża, a śledztwo jest zakończone. Wiktor stara się pozbierać po wszystkich przeżyciach (a było ich wcale niemało) i wrócić do normalnego życia. W każdym razie do tego, co według standardów komisarza uchodzi za normalność.
     Żeby nie było nudno, autor wprowadza do fabuły nową postać w osobie prokuratorki Dominiki Wadryś-Hansen, co do której mam mieszane uczucia. Razem z dupkiem zwanym Aleksandrem Gercem stara się doprowadzić do tego, aby Michał Sznajderman przyznał się do ciążących nad nim zarzutów. W pewnym momencie do aresztu został zaproszony także Wiktor Forst, któremu oprócz gróźb z osadzonego wiele wyciągnąć się niestety nie udało.
     Tymczasem w Tatrach dochodzi do serii śmiertelnych wypadków, które szybko okazują się powiązanymi ze sobą morderstwami. Wiktor Forst obawia się, że sprawa, która wzięła swój początek na Giewoncie jeszcze nie jest zakończona i zajmuje się bieżącym śledztwem. Skoro jednak Michał Sznajderman siedzi w areszcie, to kto zabija? Jedno jest pewne: niebezpieczna gra z nieuchwytnym zabójcą dopiero się rozkręca. Czy komisarzowi uda się złapać sprawcę? Kto stara się ponownie mu zaszkodzić? No i w końcu, po której stronie stanie duet Hansen-Gerc?
     W tym momencie odsyłam was do lektury książki. Dajcie się wciągnąć w fabularną sieć utkaną przez Remigiusza Mroza. Nie dość, że nie pożałujecie, to jeszcze będziecie przednio się bawić. 
     Trzonem całej fabuły tak jak w poprzednim tomie jest śledztwo. Jednak tutaj tak dobrze rozwinięty w poprzednim tomie wątek historyczny tworzy zaledwie tło. Tło dla emocjonującego pościgu za bestią z Giewontu. Obserwujemy wartką akcję (Remigiusz Mróz i tym razem nie zawiódł), a podczas czytania książki towarzyszył mi cały wachlarz emocji. 
     Autor tradycyjnie nie oszczędza Forsta. Nieraz aż kwitowałam niektóre dzikie akcje, że tak to nazwę, głośnym: No serio?! On naprawdę to zrobił! Widocznie nie dość się już nacierpiał poprzednio. Dodam, że moje oczy się zaszkliły (a to już coś, bo ja generalnie na książkach nie płaczę), gdy była mowa o tym, że komisarz był gotów pomyśleć o ustatkowaniu się, gdy poznał Szrebską. Z Ekspozycji jednak wiemy, co pan Mróz zrobił z Olgą. Niech to szlag, zasługiwał moim zdaniem na to swoje pięć minut szczęścia. Tymczasem znowu nie obywa się bez porządnego mordobicia, pościgów, wrabiania i Bóg wie czego jeszcze... Nie chciałabym być jedną z bohaterek wykreowanych przez Remigiusza Mroza. Czekałby mnie marny koniec, oj czekałby.
     Bardzo ciekawym zabiegiem jest skupienie części rozdziałów bezpośrednio na mordercy. Możemy obserwować jego poczynania i generalnie poznać część jego popapranych myśli. Bestia z Giewontu jest przebiegła, ma manię wyższości i odznacza się piekielną inteligencją, co wcale śledztwu nie pomaga. Wplecenie tych wątków do fabuły jest naprawdę świetne, serio. Jednak czy jego motywy dotyczą tylko i wyłącznie zemsty oraz Rzezi Wołyńskiej, czy też czegoś więcej? Sama tego jeszcze nie wiem, bo jeszcze nie czytałam Trawersu. Chociaż ciężko było to zrobić, udało mi się dawkować sobie serię o Forście. Bo ja naprawdę nie chcę tego kończyć. Chyba jedynym dobrym lekarstwem może okazać się tylko kolejna książka Mroza.
     Wielkim plusem tej książki jest umieszczenie części historii na tatrzańskich szlakach. Wędrówki Forsta są opisane tak plastycznie, tak obrazowo, że czułam się niemalże, jakbym powoli stąpała jego śladami. Może pominę fakt, że nie chciałabym jednak znaleźć się na szlaku w tym samym czasie, kiedy grasuje tam morderca?
     Wydaje mi się, że Remigiusz położył większy nacisk na akcję niż to było w przypadku Ekspozycji. Oczywiście w pierwszym tomie też działo się niemało, ale dużą część zajęło bohaterom ustalenie motywu sprawcy, powiązań pomiędzy ofiarami i robienie innych rzeczy. Tym razem akcja już naprawdę pędzi na łeb na szyję. Mogę więc z czystym sumieniem stwierdzić, że Przewieszenie jest lepsze od Ekspozycji. No i bawienie się w kotka i myszkę oraz sama konfrontacja na linii morderca-Forst... To było po prostu fe-no-me-nal-ne!
     Jeszcze co do samego zakończenia. Korci mnie niesamowicie, ale tu nie napiszę, co się stało w końcówce. BO PRZEZ TĘ KOŃCÓWKĘ MIANUJĘ REMIGIUSZA MROZA KRÓLEM PLOT-TWISTÓW I SPRÓBUJCIE SIĘ TYLKO ZE MNĄ NIE ZGODZIĆ! Dobra, muszę ochłonąć. Przeczytałam tę książkę już jakiś czas temu, ale emocje z nią związane nie mijają. Końcówka Ekspozycji wbiła mnie w fotel i to nie podlega dyskusji. Ale to, co autor zafundował nam na koniec drugiego tomu, to jest bez porównania istna masakra. Jak można było coś takiego zrobić?! Zacznijmy od tego, że nie uwierzyłam w to, co przeczytałam. NO BO JAK I NA JAKIEJ PODSTAWIE? Gdy już przetrawiłam sens ostatniego zdania, zaczęłam się zastanawiać jakim cudem i faktycznie nie wiem. Zaskoczyło mnie pozytywnie to zakończenie, nie powiem. Usatysfakcjonowało? A i owszem. Generalnie książce nie brakuje absolutnie niczego, amen.
     Więc spróbujmy udzielić teraz odpowiedzi na pytanie, które zapisałam w tytule recenzji. Bo widzieliście, że generalnie nie byłam skłonna wybaczyć autorowi końcówki pierwszego tomu. Uwaga, teraz nastąpi bardzo oficjalna chwila. Panie Remigiuszu, wybaczam panu zakończenie Ekspozycji po tym, co nastąpiło ostatecznie w Trawersie. Jak bym mogła nie wybaczyć?
     Za Trawers zabiorę się za kilka dni. Nie mogę się już doczekać, aż wezmę tę książkę w swoje łapki! Kocham książki Remigiusza Mroza (co z tego, że przeczytałam tylko dwie), kocham trylogię o Forście (chociaż jeszcze jej nie skończyłam czytać) oraz kocham samego Wiktora Forsta. Nie muszę już nic dodawać, ale żeby tradycji stało się za dość... POLECAM WAM. Nie wiem, co teraz robicie, ale jeśli w tym momencie nie czytacie trylogii o Forście, to rzućcie wszystko i czytajcie, na miłość boską!
     No to się napisałam, ale mam wrażenie, że wyczerpałam temat. To już wszystko ode mnie. Pozdrawiam was ciepło i do napisania!

czwartek, 4 sierpnia 2016

"Muskając aksamit" Sarah Waters - powieść nie dla każdego?

     Cześć! Dziś przychodzę do was z recenzją, którą chciałam napisać już od bardzo, bardzo dawna. Tym razem nie szykuję wiaderka pomyj, za to odrobinę się pozachwycam. Wszystko dzięki Klaudii z vloga Herbatka z książką [klik], która mnie zachęciła do przeczytania Muskając aksamit w takim stopniu, że od razu rzeczoną książkę kupiłam. I nie żałuję! 
     Dodam, że nie widziałam, żeby ktoś inny spośród coraz większego grona polskich booktuberów recenzował powieść Sarah Waters. Po przeczytaniu dziwię się bardzo. Być może i była recenzowana na blogach, ale nie mam czasu, żeby czytać ich wiele. No dobrze, żeby nie przedłużać (znacie już moje zamiłowanie do dygresji), zapraszam!

Tytuł: Muskając aksamit
Tytuł oryginału: Tipping the Velvet
Autor: Sarah Waters
Wydawca: Prószyński i S-ka
Rok: 2016
Tłumaczenie: Magdalena Moltzan-Małkowska
Liczba stron: 592
Moja ocena: 10/10

     Anglia, schyłek XIX wieku. Nancy Astley, córka sprzedawcy ostryg wiedzie spokojne życie. Dni spędza na przygotowywaniu ostryg na najrozmaitsze sposoby. Właściwie jedyną rozrywką, na jaką może sobie pozwolić, jest wyjście od czasu do czasu do teatru. Wszystko jednak się zmienia, kiedy w repertuarze pojawia się występ Kitty Buttler.
     Artystka tańczy i śpiewa i nie byłoby może w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie była przebrana za mężczyznę. Co w tamtych czasach, a już szczególnie w pruderyjnym angielskim społeczeństwie, było nie do pomyślenia. Kitty oczarowuje Nancy w tak wielkim stopniu, że dziewczyna stara się obejrzeć każdy występ artystki. Patrzy także łakomym okiem na róże, którymi Kitty obdarowuje widzów na widowni. Głównej bohaterce wydaje się, że jej zainteresowanie pozostaje zupełnie nieodwzajemnione. Jednak pewnego dnia róża ląduje na jej podołku, a panna Buttler posyła po nią, chcąc zamienić z nią kilka słów...
     Nancy spędza coraz więcej czasu z nową znajomą. Z czasem staje się jej powiernicą, przyjaciółką, a w końcu - garderobianą. Nic więc dziwnego, że dziewczyna reaguje bardzo gwałtownie na wieść o tym, że Kitty dostała propozycję nie do odrzucenia i przenosi się do Londynu. Nie spodziewa się jednak, że artystka poprosi, aby wyruszyła w podróż razem z nią.
     Nancy zgadza się i razem wyruszają do wielkiego miasta. Czy nieśmiała i małomiasteczkowa dziewczyna poradzi sobie w nowym otoczeniu? Kiedy w końcu sama staje na scenie, akcja zaczyna nabierać rozpędu.
     Trzeba wiedzieć, w którym momencie przestać snuć opowieść ażeby za dużo nie zdradzić. Dalsze perypetie Nancy musicie poznać już sami.
     Książka wywarła na mnie ogromne wrażenie. Autorka z wielką dbałością oddała historyczne tło epoki. Podczas czytania można z łatwością wyobrazić sobie ponury Londyn z dorożkami na ulicach. Dodatkowo operuje świetnym stylem oraz bardzo plastycznymi opisami, o czym też muszę nadmienić. Powieść skupia się na Nancy i jej przeżyciach. Obserwujemy zmianę nieśmiałej dziewczyny w dorosłą, doświadczoną przez życie kobietę. Oprócz samej postaci głównej bohaterki możemy obserwować społeczeństwo: zachowania ludzi, ich zwyczaje, podziały klasowe oraz nierzadko - pruderyjność mającą na celu ukryć perwersyjne skłonności. Sarah Waters umieściła w treści również opis tworzących się związków zawodowych oraz zaczątki emancypacji.
     W tytule posta zasugerowałam, że to powieść nie dla każdego i faktycznie tak jest. Aby w pełni docenić kunszt pisarski Sarah Waters, wspomniane już przeze mnie tło historyczne czy społeczno-obyczajowe trzeba przede wszystkim wykazać się TOLERANCJĄ. Tak, to powieść o poszukiwaniu siebie, swojej tożsamości i miłości. Ale miłości lesbijskiej i to trzeba zaznaczyć. Człowiek cierpiący na homofobię nie będzie w stanie dostrzec tego, co przez swoją książkę przekazuje nam autorka. Muskając aksamit nie jest także dla niepełnoletniego czytelnika. Są w niej zawarte ociekające perwersją sceny erotyczne, niewybredne dialogi czy opisy kręgu ludzi trudniącego się prostytucją.
     Czy szokuje? Jak dla mnie nie ma w niej niczego, co by mnie zaszokowało, odrzucało czy wręcz obrzydzało. Pamiętajcie, że przeczytałam całą trylogię E. L. James, więc już chyba nic mnie nie zdziwi. Jednak bardziej wrażliwi czytelnicy mogą mieć problemy z niektórymi fragmentami powieści. Lecz ja bynajmniej do grona ludzi chorobliwie wrażliwych nie należę.
     Muskając aksamit to książka wielowymiarowa. Autorka nie skupia się tylko na jednym wątku co sprawia, że czyta się ją świetnie, ale i można ją uznać za powieść w części historyczną i jak najbardziej wartą uwagi.
     Oczekiwałam książki, która w jakimś stopniu będzie łamać tabu; książki ciekawej, z której też wyniosę coś dla siebie. Czy jestem usatysfakcjonowana po jej lekturze? Pewnie, że tak!
     Polecam, polecam, polecam! Zakochałam się w pani Waters po lekturze tej książki i na pewno sięgnę po wszystkie pozostałe! To już wszystko ode mnie. Uciekam, aby czytać Ogród letni Paulliny Simons. "Widzimy się" w kolejnej recenzji! Do napisania!

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

CZYTELNICZE PODSUMOWANIE LIPCA + BOOK HAUL + TBR

     Witajcie moi kochani! Nie wyobrażacie sobie nawet, jaką radość sprawia mi zamieszczenie tutaj nowego posta. Nie, nie zapomniałam o tym, że prowadzę bloga ani nie porzuciłam recenzenckiej działalności. Ostatnio cały czas mam coś do roboty i niestety wolnego czasu pozostaje mi naprawdę niewiele. Nawet, o zgrozo! na czytanie. Chociaż lipiec był cudownie zaczytany, bo inaczej być nie mogło, przeczytałam jak na moje możliwości naprawdę mało. 
     Nie mogę wam obiecać, że posty od dnia dzisiejszego będą się pojawiać regularnie. Obiecuję jednak, że będę się starała z całych sił dotrzymywać narzuconych przez siebie terminów. Fajnie jednak regularnie wrzucać coś co trzy dni. Nie przedłużając, zapraszam serdecznie na kolejne czytelnicze miesięczne podsumowanie!

     PRZECZYTANE W LIPCU (WSZYSTKIE OPISY POCHODZĄ Z LUBIMYCZYTAĆ.PL)

1. Ktoś mnie pokocha. 12 wakacyjnych opowiadań zebranych przez Stephenie Perkins

     12 autorów powieści dla młodzieży, między innymi Veronica Roth i Cassandra Clare, sprawi, że poczujesz zapach lata i ciepło miłości.
      Geek filmowy podkochuje się w koleżance z pracy. Do zrobienia pierwszego kroku popycha go… zombie.
      Mark i Margaret utknęli w czasie. W kółko przeżywają ten sam dzień, 4 sierpnia.
      Chłopak w śpiączce i jego najlepsza przyjaciółka mają szansę powrócić do przeszłości i na nowo przeżyć najlepsze wspólne chwile. Co się stanie, jeśli jedno z nich postanowi zmienić bieg wydarzeń?
      Przejażdżki na motorze, skoki z klifu, seanse filmowe, szalone spiski animatorów w ośrodkach wczasowych, ogniska na campingu i zapach morza – w tych opowiadaniach jest wszystko, czego oczekujesz od wakacji życia.
      Odważ się zrobić pierwszy krok do spełnienia marzeń. Kto wie, może miłość czeka na Ciebie tuż za rogiem?
      Przecież wszyscy pragniemy tego samego: by ktoś nas pokochał. 


2. Muskając aksamit Sarah Waters 

     Anglia, schyłek XIX wieku. W uporządkowane życie Nancy Astley, córki sprzedawcy ostryg, niespodziewanie wkracza Kitty Butler, gwiazda wodewilu. W pogoni za marzeniami Nancy opuszcza rodzinną miejscowość i wraz z nową przyjaciółką wyrusza na podbój Londynu, gdzie wkrótce sama staje na scenie...
     „Muskając aksamit” to historia o poszukiwaniu – miłości, szczęścia i tożsamości, również seksualnej. Ma ono wymiar uniwersalny: po drodze Nancy dozna wielu upokorzeń, straci niewinność, lecz zyska wgląd we własną duszę oraz świadomość swoich potrzeb i pragnień, co pozwoli jej wreszcie odnaleźć szczęście. Jest to również wspaniała powieść historyczna; autorka z niezwykłą dbałością o szczegóły przedstawia społeczne tło epoki oraz mentalność ludzi, których przysłowiowa wręcz pruderia skrywała perwersyjne skłonności. 





3. Przewieszenie Remigiusz Mróz

      Podhalem wstrząsa seria wypadków w górach. Początkowo czarna passa wydaje się jedynie ciągiem pechowych zdarzeń, jednak śledczy ostatecznie odkrywają związek między ofiarami. Każe on sądzić, że ktoś morduje turystów na szlakach.
      Dochodzenie prowadzi komisarz Forst. Szybko zdaje sobie sprawę z tego, że zabójstwa powiązane są ze sprawą, nad którą pracował z Olgą Szrebską. Zaczyna tropić mordercę, zbierając okruchy informacji, które ten zdaje się z premedytacją zostawiać.
      Kiedy zbliża się do rozwiązania sprawy, doganiają go upiory z przeszłości. Wiktor Forst będzie musiał stawić czoła nie tylko człowiekowi, którego ściga, ale także ludziom gotowym zrobić wszystko, by go pogrążyć. 







4. Jeździec miedziany Paullina Simons

     Wybucha II wojna. Siedemnastoletnia Tatiana błyskawicznie staje się dorosła. Podczas blokady Leningradu jest podporą dla całej rodziny. Wielką miłością do Aleksandra, młodego oficera, nie ma kiedy się nacieszyć. Gdy chłopak, skrywający politycznie niebezpieczną tajemnicę, nagle znika, Tatiana jest w ciąży i udaje się w głąb Rosji, by odnaleźć ukochanego. Wspaniała historia uczucia, które pozwoliło przetrwać wojenny koszmar. 












5. Tatiana i Aleksander Paullina Simons

     Kiedy Tatiana ucieka z wyniszczonego wojną Leningradu, by zacząć nowe życie w Ameryce, ma osiemnaście lat i jest oczekującą dziecka wdową. Jednak duchy przeszłości nie dają jej spokoju. Obsesyjnie dręczy ją przeczucie, że mąż, major Armii Czerwonej Aleksander Biełow, żyje i potrzebuje pomocy...
     Tymczasem w oddalonym o tysiące mil Związku Radzieckim Aleksander cudem unika egzekucji i zostaje mianowany dowódcą batalionu karnego. Chociaż rekruci mają nikłe szanse na przeżycie, Aleksander postanawia przeprowadzić swoich ludzi przez zrujnowaną wojną Europę. Przedziera się na Zachód w rozpaczliwej próbie ucieczki przed bezwzględną stalinowską machiną śmierci... 








6. Raven Sylvain Reynard

      Niepełnosprawna, poruszająca się o lasce Raven Wood zajmuje się renowacją starych obrazów w galerii Uffizi we Florencji. Pewnego wieczoru, w drodze powrotnej do domu, jest świadkiem brutalnego napadu na bezdomnego. Próbując interweniować, sama ściąga na siebie wściekłość napastników. Wydaje się, że już nic nie może jej ocalić... A jednak. Z mroku wyłania się tajemnicza postać, która bezwzględnie rozprawia się z bandziorami. Kiedy zagadkowy wybawca pochyla się nad nią i szepcze jej do ucha niezrozumiałe słowa, Raven traci przytomność. Odzyskawszy ją stwierdza ze zdumieniem, że uległa niewytłumaczalnej przemianie: po jej ułomności nie został żaden ślad, jest teraz przepiękną, atrakcyjną kobietą. Jeszcze bardziej zaskakuje ją fakt, że minął tydzień, że w galerii wszyscy traktują ją jak obca osobę oraz że ze zbiorów znikła kolekcja bezcennych ilustracji Boticellego. Traktowana przez policję jako główna podejrzana, Raven szuka pomocy u najbogatszego i najbardziej wpływowego człowieka w mieście. Poszukiwania sprawców zuchwałej kradzieży oraz próby ustalenia tożsamości jej anonimowego wybawcy prowadzą ją w mroczne zakamarki Florencji, gdzie słowa "namiętność" i "strach" nabierają nowego znaczenia, i gdzie mieszkają istoty rodem z przerażających legend i sennych koszmarów. 

      Jak widzicie, mogę pochwalić się zaledwie skromną szóstką przeczytanych książek. Jednakże każda pozycja była wyśmienita i bawiłam się przednio przy lekturze wszystkich powieści. Kontynuowałam Ekspozycję Remigiusza Mroza (jestem zachwycona, ale o tym więcej w recenzji Przewieszenia) oraz nareszcie przeczytałam Jeźdźca miedzianego Paulliny Simons (no w końcu, przecież to już klasyk. WSTYD NIE ZNAĆ!). 
     Nie może się obyć bez wzmianki o Raven (będzie drugi tom, BĘDZIE DRUGI TOM!) i Muskając aksamit... Obie powieści były przejmujące oraz zachwycające. Moim zdaniem lektura obowiązkowa. Muszę zdobyć wszystkie książki Sarah Waters, bo "nie wyczymie".

     ŁĄCZNA LICZBA PRZECZYTANYCH STRON WYNOSI 3 310! Przyznam, że liczba ta jest przyzwoita i niewiele niższa od wyniku z zeszłego miesiąca! Dobra, lipcowe "czytadła" do najcieńszych nie należały, więc tak brzmi moja ostateczna obrona. Ciekawa jestem, czy kiedyś uda mi się pobić zeszłomiesięczną liczbę przeczytanych stron. Sierpień może być nieco gorszy czytelniczo. Mam jednak nadzieję, że jakość lektur przyćmi ich ilość, jak to było w minionym już miesiącu.

     BOOK HAUL 

Przynajmniej jeśli chodzi o ilość książek, które do mnie przybyły, to pobiłam rekord. Bo jest ich... osiemnaście. Dobra, dwie dostałam a za cztery się wymieniłam, ale nie mam do powiedzenia żadnych słów, którymi nie tłumaczyliby się już inni książkoholicy... Nie mam pojęcia, czy w sierpniu przybędzie do mnie chociaż jedna książka (trzeba znaleźć pracę), ale kto wie?

1. Ognisty krzyż Diana Gabaldon (sukcesywne skupowanie serii trwa),
2. Klinga ognia Stuart Hill,
3. Chłopcy Jakub Ćwiek,
4. Bangarang Jakub Ćwiek,
5. Zguba Jakub Ćwiek,
6. oraz Największa z przygód również Jakuba Ćwieka (miałam okazję kupić całą serię, więc czemuż by nie?),
7. Przewieszenie Remigiusz Mróz,
8. oraz Trawers Remigiusza Mroza (wiecie, że kocham Forsta - to był must have),
9. Jesienna Róża Abigail Anne Gibbs,
10. Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender Leslye Walton,
11. Śleboda Małgorzata i Michał Kuźmińscy (bo Pionek solo na półce stać nie może - to się nie godzi),
12. Opowieści miłosne śmiertelne i tajemnicze Edgar Allan Poe (to był impuls, a ja kocham mroczne opowieści),
13. Harry Potter i Więzień Azkabanu J. K. Rowling w oprawie Jonny'ego Duddle'a (cudowny, magiczny prezent!),
14. Żniwa zła Robert Galbraith (nie mam poprzednich tomów, ale prezent też więcej niż cudowny, w końcu to Rowling),
15. Błękitnokrwiści Melissa de la Cruz,
16. Maskarada Melissa de la Cruz,
17. Objawienie Melissa de la Cruz,
18. oraz Dziedzictwo również Melissy de la Cruz (miałam szczęście, że udało mi się dogadać ze znajomą, bo te książki są już niedostępne, a chciałam je przeczytać).

     TBR

Moje plany czytelnicze nie wybiegają poza Trawers Remigiusza Mroza oraz Ogród letni Paulliny Simon, bo lubię się zaskakiwać i wybierać ze swoich książek coś, czego czytać na razie nie planowałam.

     To by było na tyle, moi drodzy. Życzę wam zaczytanego miesiąca oraz samych godnych lektur! Trzymajcie się ciepło i do napisania!