Witam was serdecznie w ten jakże paskudny dzień. Post, który właśnie dla was tworzę, miałam zamieścić już wczoraj, żeby było bardziej na czasie. Niestety jak to często u mnie bywa, miałam mały poślizg czasowy, dlatego piszę do was teraz. Walentynki to czas zakochanych, i mimo, że całkowicie komercyjne, jest dość przyjemne. Dzień świętego Walentego obecnie nie jest moim ulubionym świętem, co nie znaczy, że skoro nie mam drugiej połówki, to nie posiadam też zestawienia ulubionych par z książek. Czyli w fandomowym slangu, tak zwanych otp (one true paring). Przedstawiony poniżej ranking jest ustawiony w całkowicie przypadkowej kolejności. Nie przedłużając niepotrzebnie słowa wstępu, zaczynajmy!
1. Catherine i Heathcliff.
Na miejscu pierwszym, klasyczna para kochanków, czyli bohaterowie Wichrowych Wzgórz Emily Bronte. Uczucie, które zrodziło się pomiędzy Cathy i Heathcliffem jest podszyte żądzą zemsty. W którymś momencie lektury czytelnik zastanawia się, czy lepiej jest dla nich, aby byli razem, czy też osobno. Atmosfera angielskich Wichrowych Wzgórz sprzyja snuciu ponurych opowieści, pełnych rodzinnych tajemnic i cieni przeszłości. Ten, kto czytał, ten wie, że historia miłosna wysnuta na kartach tej powieści nie kończy się dobrze dla wszystkich. Catherine (w tym tłumaczeniu Katarzyna) z wolna popada w obłęd, kiedy Heathcliff postanawia opuścić rodzinne strony, aby stać się kimś i okrutnie zemścić się na wszystkich, którzy kiedykolwiek mu zawinili. Cathy jak na tamte czasy podejmuje bardzo rozsądną decyzję, ponieważ w tamtych czasach kobieta nie miała za dużych szans, aby utrzymać się sama. Ta książka to nietypowy romans, i chwała Emily Bronte za stworzenie czegoś tak fascynującego, zarazem nietypowego i intrygującego oraz napawającego prawdziwą zgrozą.
2. Celia i Marco.
Jestem właściwie jeszcze świeżo po lekturze Cyrku Nocy Erin Morgenstern i cóż mogę powiedzieć? Przepadłam w Le Cirque des Reves bez reszty. O samej fabule opowiem wam innym razem. Celia i Marco zakochali się w sobie i nie jest to płomienny romans. Ich uczucie jest tak subtelne, że można się zorientować co do siebie czują, dopiero kiedy zaczynają się spotykać.Jest to dużo później niż faktycznie zaczynają coś do siebie czuć. A swoje oddanie okazują sobie w całkiem nietypowy sposób... Taka miłość zdarza się tylko raz. Atmosfera przełomu XIX i XX wieku sprzyja ukradkowym spojrzeniom, skradzionym potajemnie pocałunkom i magii. Bo to przecież magia kieruje ich życiem w całkiem dosłownym sensie. Trudno powiedzieć, czy ich historia kończy się szczęśliwie. W całej książce jest bardzo wiele kwestii, nad którymi warto pomyśleć. Ze wszystkich zdarzeń nie tak znowu łatwo jest wyłuskać najważniejszy wątek powieści. Autorka stworzyła świat idealnie wyważony, który oddziałuje na każdy zmysł i o którym długo nie da się zapomnieć.
3. Elena i Stefano.
Nie bez powodu napisałam Stefano, a nie Stefan, ponieważ chodzi mi o parę z oryginalnej historii, wykreowanej przez Lisę Jane Smith. Stefano Salvatore jest Włochem, który pewnego dnia zjawia się w Fell's Church. W książce ma oczy koloru liści dębu, a Elena jest blondynką o oczach barwie lapis-lazuli. Jak większość ludzi wie zapewne z seriali, zakochali się w sobie. Długo nie mogłam dokonać wyboru pomiędzy książką a serialem, ale ostatecznie wybieram książkę. Oczywiście od pewnego momentu książka a serial stanowią osobne byty, ale chodzi mi o uczucie Eleny i Stefano. Elena nie zakochała się ni z z gruszki, ni z pietruszki, w Damonie, ale pozostała wierna Stefano. Właśnie taka prawdziwa miłość, której nie rozbiło CHWILOWE zauroczenie Damonem, mnie urzekło. Elena miała do wyboru pociągający mrok i życie u boku nieprzewidywalnego i zniewalająco seksownego Damona, ale wybrała światło u boku Stefano. Przyznam, że nie czytałam jeszcze trylogii Zbawienie, ale mam nadzieję nadrobić ją jeszcze w tym życiu.
4. Clary i Jace.
Czymże byłoby to zestawienie bez Jace'a? Oczywiście wyszczekanego, sarkastycznego a jednocześnie uroczego, takiego, jakiego znamy z książek Cassandry Clare, a nie z filmu czy z serialu (który oglądam właściwie tylko dla Aleca). Dary Anioła to jedna z moich ulubionych serii i na osobną recenzję przyjdzie jeszcze czas, ale skupmy się na meritum. Miłość Clary i Jace'a nie ma łatwych początków. Pod koniec pierwszego tomu Cassandra Clare robi im coś takiego, że aż ma się ochotę rzucić tą książką. Cóż, wybieram ten paring kosztem innego, czyli Simona i Clary. Cóż, Simon jest słodki, ale zajmuje dopiero trzecie miejsce wśród moich ulubionych postaci z całego trzonu uniwersum Nocnych Łowców, czyli Darów Anioła. Kto czytał wie, jaki jest Jace, jaka jest Clary, co ich dzieli, co ich łączy oraz jak potoczyła się ich niesamowita historia. Autorka stworzyła całkiem nowy świat, dopracowany w najmniejszych detalach, do którego z powodzeniem dopisuje nowe historie. Przypominam, że premiera Lady Midnight już w marcu! Kto czeka?
5. Melanie i Jared.
Mowa oczywiście o parze z Intruza Stephenie Meyer. Moim zdaniem Intruz udał się jej bardziej niż Zmierzch, ale fama poszła, a powieść nie została przyjęta z takim entuzjazmem, na jaki w pełni zasłużyła. Melanie i Jared tworzą ciekawą parę zważywszy na okoliczności, w których przyszło im żyć. Cały świat został bowiem opanowany przez "niewidzialnego wroga", czyli przybyszów z obcej planety. Przyjmują formę niewielkich, galaretowatych substancji i jeśli zostaną wpuszczone w ludzkie ciało, przejmują nad nim kontrolę. Z pozoru wydawać by się mogło, że rządy intruzów wcale nie są złe, ale ludzie nie poddali się całkowicie. Melanie i Jared zostają rozłączeni, ale ich miłość jest tak silna, że nie jest jej w stanie pokonać nawet obca istota, która przejęła kontrolę nad Melanie. Ich miłość należy do tych prawdziwych i niezwyciężonych. Uczucie w pojęciu ogólnym może kojarzyć się ze znanym nam w sadze Zmierzch, ale tutaj opowieść jest świeża, towarzyszy nam klimat i niezwykłość gatunku Sci-Fi. Chociaż nie sięgam często po literaturę tego typu, w Intruzie zakochałam się z miejsca.
6. Suzume i Otieno.
Cienie na Księżycu to jedna z moich ulubionych powieści. Z gatunku tych, co skłaniają do refleksji i nad którymi można popłakać. Chociaż płakanie nad książkami, filmami etc. w moim wykonaniu polega na tym, że oczy mi wilgotnieją i tyle. Żadnych łez, co nie znaczy, że nie odczuwałam żadnych emocji podczas czytania tej książki. Życie kilkunastoletniej Suzume diametralnie się zmienia, kiedy jest świadkiem śmierci swojego ojca. Aby ratować życie musi uciec i pozostawić wszystko za sobą. Z przysłowiowej księżniczki zmienia się w kopciuszka, a jej losami kieruje żądza zemsty na mordercy jej ojca. Zemsta prowadzi ją krętą ścieżką i w którymś jej momencie poznaje Otiena - interesującego młodzieńca, z którym zaczyna łączyć ją głęboka zażyłość. Można śmiało powiedzieć, ze to klasyczna baśń, z której płynie nauka. Czasami człowiek nie ma wpływu na rzeczy, które dzieją się dookoła niego. Powinien umieć sobie wybaczyć, a już na pewno niemądrym byłoby dać umrzeć tak wspaniałemu uczuciu.
7. Wiktoria i Beleth.
Kto czytał moją recenzję książki Ja, diablica Katarzyny Bereniki Miszczuk, ten wie, że jakie wielkie wrażenie wywarła na mnie ta trylogia. Wiktoria i Beleth tworzą niezwykłą parę. On, przystojny diabeł, ona - nie taka zwykła śmiertelniczka. Historia ich uczucia jest bardzo oryginalna i podana w bardzo humorystyczny i przystępny sposób. Jest czas na zaśmiewanie się do łez, na wstrzymanie oddechu i na uronienie przysłowiowej łzy. Wiki i Beleth są sobie przeznaczeni. Ona z początku mu się opiera, ale jego złote oczy kuszą i zwodzą bez przerwy. Beleth natomiast jest w stanie zrobić dla niej dosłownie wszystko i zrobił to, chociaż z początku kochał tylko siebie. Katarzyna Berenika Miszczuk tworzy niesamowite historie. Już niedługo zatopię kły w Szeptusze, czyli jej najnowszej powieści. Czegoś takiego na polskim rynku wydawniczym jeszcze nie było. Cóż mogę powiedzieć? Zaczytujcie się w polskiej prozie, naprawdę warto. I nie bądźcie ofiarami wtórnego analfabetyzmu! Nasz język jest naprawdę piękny i warto czerpać radość z czytania w nim.
8. Bella i Edward.
Nigdy nie ukrywałam, że zaczytywałam się w tej powieści i nie byłam hejterem dla zasady. Oczywiście kiedy czytałam Zmierzch miałam może z 16 lat i nie wiem czy teraz podobałby mi się tak samo, wtedy byłam pod dość dużym wrażeniem. Jak głosi utarte już hasło Miłość silniejsza niż strach. No i faktycznie jest i nie można powiedzieć, żeby w całym cyklu nie było nic, co by przyciągało czytelnika. Bella jest jaka jest, czyli ciapowata, nijaka, niepewna siebie i często jesteśmy uwikłani w jej gotowanie na ekranie. Boski Edzio to Edzio, czyli święcący w świetle wampir o miedzianych, rozwichrzonych wiatrem włosach. Właśnie chodzi o tą miłość, która wykroczyła poza śmiertelność. Byli i żyli sobie sługo i szczęśliwie przez wieczność. Mimo wszystko czyta się bardzo dobrze i szybko, a Bella i Edward razem mają swój urok. Zaznaczę, że razem, bo Księżyc w Nowiu i Bella w swojej najgorszej odsłonie to część książki, przez którą nie bardzo przyjemnie jest brnąć. Ale jest też i dosłownie gorętszy od innych facetów Jacob, więc całość nie jest tragiczna.
9. Diana i Matthew.
Pozycja oczywiście oczywista, bo Diana i Matthew tworzą parę idealną. On, mający już swoje lata doświadczenia, naukowiec i ona - niezwykła czarownica pochodząca z rodu pierwszej czarownicy straconej w Salem. Deborah Harkness stworzyła opowieść niezwykłą, pełną magii i tajemnicy. Zdystansowany do świata wampir, który zakochuje się w niepanującej nad swoimi magicznymi mocami czarownicy. Oryginalność, magia, tajemnica i miłość - z serią Księga wszystkich dusz nie sposób się nudzić. Nie sposób nie pokochać Diany i Matthew. Dodatkowego smaczku dodaje fakt, że zawieranie oficjalnych mieszanych związków jest surowo zabronione przez stowarzyszenie przedstawicieli wszystkich trzech nadnaturalnych istot. Para więc nie tylko będzie musiała zmierzyć się z podróżą w czasie, rozwiązaniem tajemnicy, zapanowaniem nad mocą Diany, ale także z wiszącą nad nimi groźbą w postaci groźnych członków rady, która ustanowiła te surowe zasady. Po drodze będę musieli zmierzyć się z nielicznymi przeciwnościami losu, ale prawdziwa miłość nigdy nie była łatwa.
10. Sara i Francois.
Para z powieści królowej romansu Danielle Steel. Ich opowieść jest tragiczna, smutna a zarazem pełna nadziei. Pewnego dnia Sara Ferguson ucieka od męża i wsiada na statek, który ma zawieść ją na nieznany ląd - do Ameryki. Ma już dość katującego ją, władczego małżonka i postanawia postawić wszystko na jedną kartę. Nie wie, co przyniesie jej przyszłość, ale nie boi się o nią walczyć, tym samym ratują własne życie. Zamieszkała w osadzie, gdzie ludzie żyli obok Indian i spotyka bardzo groźnego Francuza, którego początkowo uważa, za członka plemienia Irokezów. Mimo ciężkich doświadczeń życiowych Sara daje się ponieść uczuciu. Książka Danielle Steel to typowy romans, wyciskacz łez. Jednak historia Sary i jej ukochanego podana jest czytelnikowi w ciekawy sposób. Nie lubię typowych romansów, jednak czekałam, jak cała historia się zakończy. Może nie będę wam zdradzać, czy kończy się dobrze, czy też źle. Jeśli będziecie odczuwali taką potrzebę, dowiecie się sami.
Postanowiłam zamknąć listę na klasycznych dziesięciu punktach, jednak byłabym w stanie z powodzeniem ją rozwinąć. Mam nadzieję, że zestawienie się wam podobało. Życzę udanej reszty dnia. Do napisania!