piątek, 26 lutego 2016

"Cyrk Nocy" Erin Morgenstern

     Witajcie moi mili! W ten cudowny początek weekendu przychodzę do was z recenzją książki absolutnie wyjątkowej. Mam wrażenie, że mało osób ją przeczytało. Regularnie oglądam polskich booktube'rów, a o tej książce wypowiedziały się może ze dwie osoby. Zwykle jest tak, że gdy gdzieś pojawi się jakiś tytuł, reszta recenzentów też czyta tę samą książkę. Na Cyrk Nocy polowałam od kilku miesięcy, aż w końcu trafiłam na okazję nie do odrzucenia. Bardzo ważne jest też dla mnie wrażenie wizualne. Gdy tylko ją zobaczyła, musiałam ją mieć w swoich zbiorach. Wystarczy, że zobaczycie tę okładkę, będziecie wiedzieć, o co mi chodzi. Dodatkowo tym razem historia dorównuje pięknem okładce, a może nawet ją przebija. 

     Witajcie w Le Cirque des Reves: w namiotach w czarno-białe paski czekają was niezwykłe przeżycia, można się tam zgubić w gąszczu chmur, przechadzać po bujnym ogrodzie z lodu i podziwiać, jak wytatuowana kobieta guma wciska się do szklanego pudełka.

      Powieść Erin Morgenstern, choć zakwalifikowana do romansu, jest o wiele bardziej złożona. Na pierwszy rzut oka historia wydaje się być banalna. Dwoje cyrkowców zakochuje się w sobie. Ot, klasyczny romans jakich wiele. Co więc czyni Cyrk Nocy pozycją aż tak wyjątkową? Akcja rozgrywa się na przełomie XIX i XX wieku. Pomiędzy dwoma potężnymi czarnoksiężnikami od lat trwa pojedynek. Nie jest to jednak pojedynek typowy. Nie chcą brudzić sobie rąk, więc szkolą dwójkę ludzi, którzy mają zmierzyć się ze sobą za nich. Hector Bowen, bardziej znany jako Czarodziej Prospero nie waha się wykorzystać w tym celu własnej córki. Jego rywal, Alexander, bardziej znany jako Mężczyzna w szarym garniturze wybrał na ucznia bystrego, zwykłego chłopca z sierocińca. Tym razem chcą, aby wszystko odbyło się na widoku. Postępem skłaniają Chandresha Christophe'a Lefevre'a do otwarcia cyrku. Cyrku, w którym nie ma miejsca na inne barwy, oprócz czerni i bieli. Jest to miejsce, w którym poczucie rzeczywistości się zaciera i nie wiadomo już, czy doświadczenia zwiedzających nie są jedynie piękną mrzonką.

     Czas, w jakim autorka umiejscowiła akcję sprzyja atmosferze tajemnicy i prawdziwej magii. Cyrk bowiem nie opiera się na tanich sztuczkach. To bardzo delikatny i złożony mechanizm, którym sterują uczniowie starych magików. Celia Bowen występuje jako iluzjonistka, ma oko na wszystko. Marco zaś zawsze stoi nieco z boku. Znalazł jednak sposób, aby zawsze być blisko cyrku... i Celii. Romans jest przedstawiony tak subtelnie, że dostrzegamy uczucie pomiędzy dwoma bohaterami, kiedy przebywają ze sobą. Wymowne spojrzenia i skrzętnie ukrywana miłość sprzyja atmosferze eteryczności i tajemnicy. Tak samo ważni są pozostali bohaterowie oraz cyrk sam w sobie. To od niego wszystko się zaczęło. Za ścianami namiotów w czarno-białe paski także wszystko się zakończy...

     Cyrk Nocy wciąga czytelnika do świata zarazem mrocznego i oszałamiającego, spójnego i eterycznego.

     Trudno byłoby mi opisać tę powieść trafniej. Erin Morgenstern stworzyła coś ponadczasowego i pięknego. Wszystko dodatkowo podane jest czytelnikowi w oryginalnej i niecodziennej scenerii. Autorka ma prawdziwy dar snucia opowieści. Czytelnik dokładnie wyobraża sobie wszystko z detalami. Przy czytaniu opisów cyrkowych smakołyków aż cieknie ślinka. Mnogość wątków i szczegółów niemalże przyprawiała mnie o zawrót głowy. Na kartach tej cudownej powieści dzieje się tak wiele, a wszystko jest idealnie dopracowane, niczym w zegarze skonstruowanym przed Herr Thiessena. 
     Trudno mi powiedzieć, czy zakończenie mnie usatysfakcjonowało, czy też nie do końca. Z pozoru wszystko zakończyło się nader pomyślnie, z drugiej jednak... Cóż, dowiedzcie się sami! Kto wie, może dołączycie do grona reveurs, którzy śledzą cyrk na każdym kroku?

     Wtedy żelazna brama drży i się otwiera, jakby wiedziona własną wolą. Wrota rozwierają się zapraszająco.
     Cyrk jest otwarty.
     Możesz wejść. 

     Nie da się zaprzeczyć, że powieść Erin Morgenstern jest wyjątkowa. Serdecznie zachęcam was do wkroczenia do tego niesamowitego świata. Niebawem powrócę do was z kolejną recenzją. Życzę wam miłego weekendu i do napisania!

niedziela, 21 lutego 2016

"Pamiętnik Christophera. Tajemnica Foxworth Hall" Virginia C. Andrews

     Witajcie w ten pochmurny i dość paskudny dzień! Dzisiaj przychodzę do was z książką, która pozostawiła po sobie miłe wspomnienia. W końcu to Virginia C. Andrews, czyli tajemnice, mrożące krew w żyłach historie rodzinne i chore relacje pomiędzy bohaterami. W sumie, te słowa idealnie opisują serię Kwiaty na poddaszu. Przez przypadek odkryłam, że na rynku pojawiło się coś nowego. Co miałam więc zrobić? Kupiłam...
     Serię poleciłam niedawno mojej mamie, która nie ma co prawda wiele czasu na czytanie, ale przeczytała ją bardzo szybko. Cóż, to samo można powiedzieć o mnie. Tyle, że ja nie czytałam. Ja te książki POŻERAŁAM. To się w głowie nie mieści, jak autorka mogła wymyślić coś tak tragicznego. Nie mieści się. Nie, nie i nie! 
     OK, powinnam przestać pochodzić do tej serii aż tak emocjonalnie, bo minęło już sporo czasu, a ja nie umiem. Może kiedyś się pozbieram. Moje serce zostało potrzaskane przez książki już tyle razy, że nawet nie idzie tego spamiętać. Wróćmy jednak do meritum.

Pamiętnik Christophera. Tajemnica Foxworth Hall to jakby szósty tom serii Kwiaty na Poddaszu. O serii oryginalnej może więcej mówić nie będę. Kto czytał, ten czuje zapewne to samo co ja. Jeśli macie ochotę na naprawdę niszczący kawał literatury, w takim razie zapraszam. Nowa trylogia (nowy tom już w marcu!) wprowadza nas w nową historię i jest to trochę mylące. Tytuł sugeruje, że będziemy mieli do czynienia z pamiętnikiem Chrisa. Ale nie są to jedynie suche zapiski najstarszego z rodzeństwa Dollangangerów. Historia opowiedziana jest z punktu widzenia nastoletniej Kristin Masterwood, dalekiej krewnej przeklętego rodu. No i tu jest pies pogrzebany. Mamy nową bohaterkę, nową historię, a gdzie ten tytułowy pamiętnik? Otóż ojciec Kristin został wynajęty do rozbiórki zgliszcz owianego złą sławą gmachu. Bart Foxworth dał dyla, a posiadłość spłonęła po raz drugi. Kristin znajduje w ruinach, zamknięty w kasetce, pamiętnik. Ale nie jest to wcale zwykły pamiętnik. To dziennik prowadzony przez Christophera Dollangangera, który starał się być ojcem i wsparciem dla swego rodzeństwa. Jednak któż miał pocieszyć jego, zamkniętego z młodszym rodzeństwem na poddaszu? Z pomocą przyszło mu pisanie. Narrację i perypetie Kristin przerywane są zapiskami z dziennika. Dziewczyna z biegiem czasu coraz bardziej daje się wciągnąć w historię. Historię, którą Chris snuje od samego początku, od feralnego dnia śmierci jego ojca. Wtedy w jego życiu zmieniło się wszystko, a na wierzch wyszła prawdziwa, odrażająca natura jego matki. Razem z nim przeżywamy wszystko na nowo. Wprowadzenie do Foxworth Hall, mydlenie oczu przez matkę, a wreszcie zrozumienie bolesnej prawdy. Za nim, przewracając kolejno strona po stronie, podąża Kristin. Dziennik ją zmienia, ale jest już za późno, aby dać odejść duchowi Kwiatów z poddasza. Kwiatów, które więdły bez słońca, traciły radość życia, uwięzione w czterech ścianach przez lata. Kristin zaczyna interesować się znajomy ze szkoły, Kane Hill. Wykorzystuje każdą okazję, aby pobyć z dziewczyną. Zdaje sobie również sprawę, że coś przez nim ukrywa. Pozwala jej jednak zachować swoją tajemnicę dla siebie. Para coraz bardziej zbliża się do siebie. Jaką rolę odegra w ich życiu stary dziennik? 
     Cóż, dowiemy się tego w pozostałych dwóch tomach, a was serdecznie zapraszam do lektury. Oczywiście po uprzednim przeczytaniu serii Kwiaty na Poddaszu. Zapewniam was, że podczas czytania nie będziecie się nudzić, przeciwnie: będziecie chcieli więcej i więcej. Macie odwagę otworzyć drzwi Foxworth Hall i odkryć rodzinne tajemnice? Niebawem powrócę do was z kolejną recenzją. Do napisania!

poniedziałek, 15 lutego 2016

TOP 10 par książkowych

     Witam was serdecznie w ten jakże paskudny dzień. Post, który właśnie dla was tworzę, miałam zamieścić już wczoraj, żeby było bardziej na czasie. Niestety jak to często u mnie bywa, miałam mały poślizg czasowy, dlatego piszę do was teraz. Walentynki to czas zakochanych, i mimo, że całkowicie komercyjne, jest dość przyjemne. Dzień świętego Walentego obecnie nie jest moim ulubionym świętem, co nie znaczy, że skoro nie mam drugiej połówki, to nie posiadam też zestawienia ulubionych par z książek. Czyli w fandomowym slangu, tak zwanych otp (one true paring). Przedstawiony poniżej ranking jest ustawiony w całkowicie przypadkowej kolejności. Nie przedłużając niepotrzebnie słowa wstępu, zaczynajmy! 

1. Catherine i Heathcliff.

Na miejscu pierwszym, klasyczna para kochanków, czyli bohaterowie Wichrowych Wzgórz Emily Bronte. Uczucie, które zrodziło się pomiędzy Cathy i Heathcliffem jest podszyte żądzą zemsty. W którymś momencie lektury czytelnik zastanawia się, czy lepiej jest dla nich, aby byli razem, czy też osobno. Atmosfera angielskich Wichrowych Wzgórz sprzyja snuciu ponurych opowieści, pełnych rodzinnych tajemnic i cieni przeszłości. Ten, kto czytał, ten wie, że historia miłosna wysnuta na kartach tej powieści nie kończy się dobrze dla wszystkich. Catherine (w tym tłumaczeniu Katarzyna) z wolna popada w obłęd, kiedy Heathcliff postanawia opuścić rodzinne strony, aby stać się kimś i okrutnie zemścić się na wszystkich, którzy kiedykolwiek mu zawinili. Cathy jak na tamte czasy podejmuje bardzo rozsądną decyzję, ponieważ w tamtych czasach kobieta nie miała za dużych szans, aby utrzymać się sama. Ta książka to nietypowy romans, i chwała Emily Bronte za stworzenie czegoś tak fascynującego, zarazem nietypowego i intrygującego oraz napawającego prawdziwą zgrozą.

2. Celia i Marco.

Jestem właściwie jeszcze świeżo po lekturze Cyrku Nocy Erin Morgenstern i cóż mogę powiedzieć? Przepadłam w Le Cirque des Reves bez reszty. O samej fabule opowiem wam innym razem. Celia i Marco zakochali się w sobie i nie jest to płomienny romans. Ich uczucie jest tak subtelne, że można się zorientować co do siebie czują, dopiero kiedy zaczynają się spotykać.Jest to dużo później niż faktycznie zaczynają coś do siebie czuć. A swoje oddanie okazują sobie w całkiem nietypowy sposób... Taka miłość zdarza się tylko raz. Atmosfera przełomu XIX i XX wieku sprzyja ukradkowym spojrzeniom, skradzionym potajemnie pocałunkom i magii. Bo to przecież magia kieruje ich życiem w całkiem dosłownym sensie. Trudno powiedzieć, czy ich historia kończy się szczęśliwie. W całej książce jest bardzo wiele kwestii, nad którymi warto pomyśleć. Ze wszystkich zdarzeń nie tak znowu łatwo jest wyłuskać najważniejszy wątek powieści. Autorka stworzyła świat idealnie wyważony, który oddziałuje na każdy zmysł i o którym długo nie da się zapomnieć.

3. Elena i Stefano.

Nie bez powodu napisałam Stefano, a nie Stefan, ponieważ chodzi mi o parę z oryginalnej historii, wykreowanej przez Lisę Jane Smith. Stefano Salvatore jest Włochem, który pewnego dnia zjawia się w Fell's Church. W książce ma oczy koloru liści dębu, a Elena jest blondynką o oczach barwie lapis-lazuli. Jak większość ludzi wie zapewne z seriali, zakochali się w sobie. Długo nie mogłam dokonać wyboru pomiędzy książką a serialem, ale ostatecznie wybieram książkę. Oczywiście od pewnego momentu książka a serial stanowią osobne byty, ale chodzi mi o uczucie Eleny i Stefano. Elena nie zakochała się ni z z gruszki, ni z pietruszki, w Damonie, ale pozostała wierna Stefano. Właśnie taka prawdziwa miłość, której nie rozbiło CHWILOWE zauroczenie Damonem, mnie urzekło. Elena miała do wyboru pociągający mrok i życie u boku nieprzewidywalnego i zniewalająco seksownego Damona, ale wybrała światło u boku Stefano. Przyznam, że nie czytałam jeszcze trylogii Zbawienie, ale mam nadzieję nadrobić ją jeszcze w tym życiu.

4. Clary i Jace.

Czymże byłoby to zestawienie bez Jace'a? Oczywiście wyszczekanego, sarkastycznego a jednocześnie uroczego, takiego, jakiego znamy z książek Cassandry Clare, a nie z filmu czy z serialu (który oglądam właściwie tylko dla Aleca). Dary Anioła to jedna z moich ulubionych serii i na osobną recenzję przyjdzie jeszcze czas, ale skupmy się na meritum. Miłość Clary i Jace'a nie ma łatwych początków. Pod koniec pierwszego tomu Cassandra Clare robi im coś takiego, że aż ma się ochotę rzucić tą książką. Cóż, wybieram ten paring kosztem innego, czyli Simona i Clary. Cóż, Simon jest słodki, ale zajmuje dopiero trzecie miejsce wśród moich ulubionych postaci z całego trzonu uniwersum Nocnych Łowców, czyli Darów Anioła. Kto czytał wie, jaki jest Jace, jaka jest Clary, co ich dzieli, co ich łączy oraz jak potoczyła się ich niesamowita historia. Autorka stworzyła całkiem nowy świat, dopracowany w najmniejszych detalach, do którego z powodzeniem dopisuje nowe historie. Przypominam, że premiera Lady Midnight już w marcu! Kto czeka? 

5. Melanie i Jared.

Mowa oczywiście o parze z Intruza Stephenie Meyer. Moim zdaniem Intruz udał się jej bardziej niż Zmierzch, ale fama poszła, a powieść nie została przyjęta z takim entuzjazmem, na jaki w pełni zasłużyła. Melanie i Jared tworzą ciekawą parę zważywszy na okoliczności, w których przyszło im żyć. Cały świat został bowiem opanowany przez "niewidzialnego wroga", czyli przybyszów z obcej planety. Przyjmują formę niewielkich, galaretowatych substancji i jeśli zostaną wpuszczone w ludzkie ciało, przejmują nad nim kontrolę. Z pozoru wydawać by się mogło, że rządy intruzów wcale nie są złe, ale ludzie nie poddali się całkowicie. Melanie i Jared zostają rozłączeni, ale ich miłość jest tak silna, że nie jest jej w stanie pokonać nawet obca istota, która przejęła kontrolę nad Melanie. Ich miłość należy do tych prawdziwych i niezwyciężonych. Uczucie w pojęciu ogólnym może kojarzyć się ze znanym nam w sadze Zmierzch, ale tutaj opowieść jest świeża, towarzyszy nam klimat i niezwykłość gatunku Sci-Fi. Chociaż nie sięgam często po literaturę tego typu, w Intruzie zakochałam się z miejsca.

6. Suzume i Otieno.

Cienie na Księżycu to jedna z moich ulubionych powieści. Z gatunku tych, co skłaniają do refleksji i nad którymi można popłakać. Chociaż płakanie nad książkami, filmami etc. w moim wykonaniu polega na tym, że oczy mi wilgotnieją i tyle. Żadnych łez, co nie znaczy, że nie odczuwałam żadnych emocji podczas czytania tej książki. Życie kilkunastoletniej Suzume diametralnie się zmienia, kiedy jest świadkiem śmierci swojego ojca. Aby ratować życie musi uciec i pozostawić wszystko za sobą. Z przysłowiowej księżniczki zmienia się w kopciuszka, a jej losami kieruje żądza zemsty na mordercy jej ojca. Zemsta prowadzi ją krętą ścieżką i w którymś jej momencie poznaje Otiena - interesującego młodzieńca, z którym zaczyna łączyć ją głęboka zażyłość. Można śmiało powiedzieć, ze to klasyczna baśń, z której płynie nauka. Czasami człowiek nie ma wpływu na rzeczy, które dzieją się dookoła niego. Powinien umieć sobie wybaczyć, a już na pewno niemądrym byłoby dać umrzeć tak wspaniałemu uczuciu.

7. Wiktoria i Beleth.

Kto czytał moją recenzję książki Ja, diablica Katarzyny Bereniki Miszczuk, ten wie, że jakie wielkie wrażenie wywarła na mnie ta trylogia. Wiktoria i Beleth tworzą niezwykłą parę. On, przystojny diabeł, ona - nie taka zwykła śmiertelniczka. Historia ich uczucia jest bardzo oryginalna i podana w bardzo humorystyczny i przystępny sposób. Jest czas na zaśmiewanie się do łez, na wstrzymanie oddechu i na uronienie przysłowiowej łzy. Wiki i Beleth są sobie przeznaczeni. Ona z początku mu się opiera, ale jego złote oczy kuszą i zwodzą bez przerwy. Beleth natomiast jest w stanie zrobić dla niej dosłownie wszystko i zrobił to, chociaż z początku kochał tylko siebie. Katarzyna Berenika Miszczuk tworzy niesamowite historie. Już niedługo zatopię kły w Szeptusze, czyli jej najnowszej powieści. Czegoś takiego na polskim rynku wydawniczym jeszcze nie było. Cóż mogę powiedzieć? Zaczytujcie się w polskiej prozie, naprawdę warto. I nie bądźcie ofiarami wtórnego analfabetyzmu! Nasz język jest naprawdę piękny i warto czerpać radość z czytania w nim.

8. Bella i Edward.

Nigdy nie ukrywałam, że zaczytywałam się w tej powieści i nie byłam hejterem dla zasady. Oczywiście kiedy czytałam Zmierzch miałam może z 16 lat i nie wiem czy teraz podobałby mi się tak samo, wtedy byłam pod dość dużym wrażeniem. Jak głosi utarte już hasło Miłość silniejsza niż strach. No i faktycznie jest i nie można powiedzieć, żeby w całym cyklu nie było nic, co by przyciągało czytelnika. Bella jest jaka jest, czyli ciapowata, nijaka, niepewna siebie i często jesteśmy uwikłani w jej gotowanie na ekranie. Boski Edzio to Edzio, czyli święcący w świetle wampir o miedzianych, rozwichrzonych wiatrem włosach. Właśnie chodzi o tą miłość, która wykroczyła poza śmiertelność. Byli i żyli sobie sługo i szczęśliwie przez wieczność. Mimo wszystko czyta się bardzo dobrze i szybko, a Bella i Edward razem mają swój urok. Zaznaczę, że razem, bo Księżyc w Nowiu i Bella w swojej najgorszej odsłonie to część książki, przez którą nie bardzo przyjemnie jest brnąć. Ale jest też i dosłownie gorętszy od innych facetów Jacob, więc całość nie jest tragiczna.

9. Diana i Matthew.

Pozycja oczywiście oczywista, bo Diana i Matthew tworzą parę idealną. On, mający już swoje lata doświadczenia, naukowiec i ona - niezwykła czarownica pochodząca z rodu pierwszej czarownicy straconej w Salem. Deborah Harkness stworzyła opowieść niezwykłą, pełną magii i tajemnicy. Zdystansowany do świata wampir, który zakochuje się w niepanującej nad swoimi magicznymi mocami czarownicy. Oryginalność, magia, tajemnica i miłość - z serią Księga wszystkich dusz nie sposób się nudzić. Nie sposób nie pokochać Diany i Matthew. Dodatkowego smaczku dodaje fakt, że zawieranie oficjalnych mieszanych związków jest surowo zabronione przez stowarzyszenie przedstawicieli wszystkich trzech nadnaturalnych istot. Para więc nie tylko będzie musiała zmierzyć się z podróżą w czasie, rozwiązaniem tajemnicy, zapanowaniem nad mocą Diany, ale także z wiszącą nad nimi groźbą w postaci groźnych członków rady, która ustanowiła te surowe zasady. Po drodze będę musieli zmierzyć się z nielicznymi przeciwnościami losu, ale prawdziwa miłość nigdy nie była łatwa.

10. Sara i Francois.

Para z powieści królowej romansu Danielle Steel. Ich opowieść jest tragiczna, smutna a zarazem pełna nadziei. Pewnego dnia Sara Ferguson ucieka od męża i wsiada na statek, który ma zawieść ją na nieznany ląd - do Ameryki. Ma już dość katującego ją, władczego małżonka i postanawia postawić wszystko na jedną kartę. Nie wie, co przyniesie jej przyszłość, ale nie boi się o nią walczyć, tym samym ratują własne życie. Zamieszkała w osadzie, gdzie ludzie żyli obok Indian i spotyka bardzo groźnego Francuza, którego początkowo uważa, za członka plemienia Irokezów. Mimo ciężkich doświadczeń życiowych Sara daje się ponieść uczuciu. Książka Danielle Steel to typowy romans, wyciskacz łez. Jednak historia Sary i jej ukochanego podana jest czytelnikowi w ciekawy sposób. Nie lubię typowych romansów, jednak czekałam, jak cała historia się zakończy. Może nie będę wam zdradzać, czy kończy się dobrze, czy też źle. Jeśli będziecie odczuwali taką potrzebę, dowiecie się sami.

Postanowiłam zamknąć listę na klasycznych dziesięciu punktach, jednak byłabym w stanie z powodzeniem ją rozwinąć. Mam nadzieję, że zestawienie się wam podobało. Życzę udanej reszty dnia. Do napisania!