Cześć! Dzisiaj przychodzę do was z książką, która całkiem niedawno przyciągnęła moją uwagę, i jak się okazało, dzięki portalowi czytampierwszy.pl, miałam okazję zapoznać się z jej treścią. Zapraszam.
Tytuł: Kulawe konie
Tytuł oryginału: Slow horses
Autor: Mick Herron
Tłumaczenie: Anna Krochmal
Wydawca: Insignis
Data wydania: 30 czerwca 2021
Liczba stron: 418
Moja ocena: 5/10
Czempioni Regent's Park to gwiazdy brytyjskiego wywiadu. Ludzie, którzy wyrobili sobie nazwiska a nawet zbudowali kariery. Członkowie Kulawych Koni nie są jednak jednymi z nich. Już nie.
Zesłani do Slough House za pijaństwo, pozostawienie w metrze tajnych dokumentów czy pomylenie kolorów ubioru śledzonej osoby, zajmują się przekładaniem papierów i nie są dopuszczani do żadnych działań w terenie. I nawet nie próbują wrócić do czynnej służby. Przynajmniej dopóki w internecie nie pojawia się nagranie, na którym pewni ludzie głoszą, że za czterdzieści osiem godzin zetną komuś głowę.
Zaczyna się wyścig z czasem. Z jednej strony zaczynają działać wciąż świecące gwiazdy Regent's Park, a z drugiej załoga ze Slough House też chce mieć coś do powiedzenia i nie dopuścić do morderstwa.
Opis brzmiał fenomenalnie i choć ta książka nie wyskakiwała z lodówki, cieszyła się pewnym zainteresowaniem. Byłam bardzo podekscytowana, kiedy dostałam przesyłkę. Zaczęłam czytać i... zaczęłam się nudzić. Książka liczy sobie niewiele ponad 400 stron i pierwsze jakieś 150 było dla mnie nudne. Niby mamy przedstawionych bohaterów i ich grzeszki, opisy życia w Slough House, to wszystko było dla mnie przedstawione tak bez polotu.
Chyba moje odczucia mogę zrzucić na karb tego, że spodziewałam się nieco czego innego. Może więcej humoru,bo akcja przeprowadzana przez "pariasów" brytyjskiego wywiadu aż się prosi. Nie o czarną komedię pomyłek, ale nie coś poważnego na 100 procent. Autor jednak wykorzystał fakt, że jego bohaterowie są dobrze wyszkoleni, tylko po drodze powinęła im się noga. Pracę w Slough House traktują jak zło konieczne, więc nie wahają się, kiedy widzą choć cień szansy na odwrócenie złej passy.
Kiedy przeglądałam recenzje Kulawych Koni, ktoś stwierdził, że ta książka posiada humorystyczne fragmenty. Cóż... ja sobie humor w książkach bardzo cenię i zawsze zwracam na niego uwagę, a tutaj nic takiego nie wychwyciłam. Cóż, być może mamy po prostu inną definicję zabawnych fragmentów.
Druga połowa książki na szczęście ratuje sytuację. Coś zaczyna się w końcu dziać, akcja nabiera tempa i nawet wciągnęłam się na tyle, żeby przeczytać 3/4 książki w jeden deszczowy dzień. To była miła odmiana po wstępie, po którym nie miałam za bardzo ochoty sięgać po "Kulawe Konie" w każdej wolnej chwili. Słabym punktem moim zdaniem są bohaterowie. Z żadnym z nich się nie związałam ani żadnemu nie kibicowałam. Co więcej niestety, wszyscy zlewali mi się w jedną masę. Może tylko Jackson Lamb jest jakiś, ale i tak nie budzi pozytywnych uczuć. Bo i nie jest pozytywną postacią, ale brak mu charyzmy i charakteru, które są dość ważne przy kreacji jednego z bądź co bądź ważniejszych bohaterów.
Kurczę, to nie jest zła książka. Fabule nie można niczego zarzucić, zakończenie też jest w porządku, jednak nie sięgnę po kolejne tomy. Po prostu nie ma tego czegoś. A mogło być tak dobrze, pomysł był oryginalny.
To na razie wszystko ode mnie. Życzę wam, żebyście trafiali na same dobre książki i mieli dużo czasu na czytanie. Do napisania!