czwartek, 20 sierpnia 2015

"Wiecznie żywy" (o filmie, nie książce)

     Witam, moi kochani! Jak obiecałam, po dość długiej przerwie mam dla was recenzję filmu. Nigdy nie rozwodziłam się dłużej o żadnym filmie... No, dobra. Przypomniałam sobie o Atramentowym Sercu, który niestety nie powala. Już jakiś czas temu zrobiłam coś, czego zazwyczaj nie robię. Obejrzałam adaptację książki, wcześniej z rzeczoną lekturą się nie zapoznając. Mojej siostrze bardzo podobał się ten film. Pomyślałam więc sobie, czemu nie obejrzeć?

     Na początku filmu dostrzegamy post apokaliptyczny obraz świata. Zombi i ludzie żyją (no dobra, kto żyje, ten żyje) w dwóch zgrupowaniach przypominających obozy. Ludzie typowo dla filmów o zombiakach kryją się za dobrze strzeżonym murem, czasami wychodząc poza bezpieczną strefę w poszukiwaniu pożywienia albo artykułów pożądanych bądź po prostu koniecznych do przetrwania. Jest też on. R, po prostu R. Jak na rozkładające się, chodzące zwłoki prezentuje się całkiem przyzwoicie. Trzeba przyznać, że nigdy wcześniej nie spotkałam się z ideą, jakoby zombi potrafiły myśleć. Co prawda z ich ust wydobywa się ledwo zrozumiały bełkot, ale lepsze to niż nic. R czuje się samotny, niezrozumiały, bla, bla, bla... Wdeptujemy w nostalgiczne przemyślenia naszego bohatera. Co jako pierwsze uderzyło mnie podczas oglądania? Człowieczeństwo, jakie jakimś cudem zdołał zachować w sobie R. No bo, ludzie. Zombi to chodzące, rozkładające się zwłoki, nie myślą! Jedzą mózgi, na litość! Już na pewno nie zakochują się w pięknych śmiertelniczkach. Nie kupuję tego totalnie. Nie, nie i nie. Przez cały film czekałam ja jakąś dobrą akcję, której koniec końców nie było. Walka z kościejami (?) została potraktowana po łebkach. Tak tylko się potłukli i już. Zachowanie Julie też pozostaje wiele do życzenia. Jako córka lidera obozu zabijającego zombi powinna uciec od R gdzie pieprz rośnie. Ona robi co? Zasypia sobie spokojnie obok niego, bo niby czemu nie. Nie podobał mi się także happy end. Zombi wracający do życia? Zaczynający czuć? No ludzie! Nie pamiętam, żebym ostatnio na jakimkolwiek filmie tak zjadliwie komentowała oraz co chwila wybuchała śmiechem. Cała historia dla mnie jest mocno nierealna, a relacja między Julie a R naciągana. Może są ludzie, których urzekła ta romantyczna historia. Cóż, ja tego romantyzmu ni cholery nie dostrzegłam. Chociaż po oglądaniu The Walking Dead i innych typowych produkcji o zombi moja reakcja wydaje się uzasadniona. Sam seans wspominać będę miło, ponieważ śmiałam się do łez i to niejednokrotnie. Absurd na absurdzie, według mnie. Moja końcowa ocena to 3/10. Trzy punkciki za rozśmieszenie mnie do łez. To już wszystko. Film wam się spodobał? Nie spodobał? Skomentujcie, jeśli łaska. Powrócę do was niebawem z recenzją książki. Nie wiem jeszcze, jakiej. Mam do wyboru dwie. W te wakacje skupiam się na lekturach szkolnych, a ich recenzować nie będę. W międzyczasie udaje mi się jednak przeczytać coś tylko dla czystej przyjemności, z czego się bardzo cieszę. Do napisania!

niedziela, 2 sierpnia 2015

"Ja, potępiona" Katarzyna Berenika Miszczuk

     Hej, hej! Dzisiaj mam dla was recenzję książki, której sceneria była momentami tak szara, jak pogoda za oknem. Obiecałam wam, że powiem słów kilka o ostatniej części trylogii, która zawładnęła moim sercem. Już na pewno wiecie o czym będę się rozpisywać (tytuł posta też złudzeń nie pozostawia). 
     Wiktoria Biankowska odzyskała normalne życie. Zerwała z Piotrem i wreszcie odważyła się przyznać do tego, że pragnie być z Belethem. Przystojny diabeł postanowił się z nią nie kontaktować, czego skutkiem były tragiczne w skutkach decyzje. Otóż... wpadł na jakże genialny pomysł pozbycia się rywala i posłania go do Tartaru, skąd nie ma ucieczki. Nie przewidział jednak, że Wiktoria zasłoni go własnym ciałem, i sama trafi do samej czeluści zła. Do szarej krainy trafiają dusze największych zwyrodnialców, jacy stąpali po ziemi. Wśród wątpliwych osobistości Tartaru wyróżniają się Hitler, Kuba Rozpruwacz oraz Elżbieta Batory, która wsławiła się tym, że kąpała się w krwi dziewic, aby zachować młodość. W krainie zbrodniarzy króluje szarość. Szare jest wszystko: kamienice, drogi, pola, a nawet niebo. W dodatku rosną tam tylko ziemniaki, więc obywatele nie mogą sobie pozwolić na urozmaicone menu.
     Fatalna pomyłka obudziła w Belecie uśpione sumienie. Postanowił zrobić wszystko, aby ocalić swoją miłość. Nawet, jeśli oznaczałoby to dla niego egzystowanie na wiecznym wygnaniu. Przestałby należeć gdziekolwiek.
     Po wkroczeniu przez Beletha do Tartaru zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki. Czytelnicy są świadkiem zwrotów akcji i pełnych napięcia chwil, przepełnionych ukochanym przeze mnie humorem autorki. Cała fabuła jest niezwykle rozbudowana, ciekawa. Nie wiadomo, czego można spodziewać się na następnej stronie. Jestem pod wielkim wrażeniem warsztatu pisarskiego Katarzyny Miszczuk. Czytanie to czysta przyjemność. Powtarzam się, wiem. Po raz kolejny i niestety ostatni mamy okazję śledzić perypetie nietuzinkowych bohaterów. Gdy przeczytałam ostatnie słowo, poczułam żal. Przy czytaniu trylogii o Wiktorii Biankowskiej bawiłam się naprawdę wyśmienicie. Sam koniec także niezły. Pożądany skrycie happy end dopełnia się z ostatnią stroną, przy której czytaniu można wywnioskować, że to jeszcze nie koniec. Nie miałabym nic przeciwko temu, aby powstała jeszcze jedna część, dopełniająca całość. Mam wrażenie, że autorka mogłaby nas jeszcze niejednym zaskoczyć. Ja moją przygodę już zakończyłam. Wy możecie ją rozpocząć, do czego oczywiście zachęcam was z całego serca. Gdy już uporam się z lekturami szkolnymi (co idzie mi dość opornie), zabieram się za kolejne książki Katarzyny Miszczuk, które cierpliwie czekają na swoją kolej w mojej biblioteczce. Mam wrażenie, że napisałam za mało. Ale co jeszcze mogłabym dodać? Zaczytujcie się moi drodzy, bo warto! Powrócę do was niebawem z kilkoma słowami o filmie Wiecznie Żywy, który wręcz muszę skomentować! Trzymajcie się ciepło! Do napisania!