czwartek, 24 maja 2018

Przedpremierowo: "Pucked" Helena Hunting [recenzja powstała dzięki współpracy z wydawnictwem Szósty Zmysł].

     Cześć kochani! Dzisiaj przychodzę do was z kolejną nowością od wydawnictwa Szósty Zmysł. Po lekturze rewelacyjnego duetu Consolation podeszłam do Pucked z wielkim entuzjazmem. Co z tego wyszło? Zapraszam dalej.

Tytuł: Pucked
Tytuł oryginału: Pucked
Autor: Helena Hunting
Tłumaczenie: Magdalena Siewczyńska-Konieczny
Wydawca: Szósty Zmysł
Data wydania: 30 maja 2018
Liczba stron: 454
Moja ocena: 7/10

     Violet Hall jest raczej szczęśliwą dziewczyną. Mieszka "sama" w domku przy basenie swojej matki i ojczyma, co daje jej poczucie prywatności i niezależności. Jej zdolności w zakresie nauk ścisłych pomagają jej wykonywać pracę księgowej. Zarządza kontami bankowymi zawodowych hokeistów. Buck, przyrodni brat Vi, jest zawodowcem, więc cała rodzina jest mocno przywiązana do sportowego światka.

     Rodzina Violet udaje się na mecz hokeja, aby wspierać Bucka. Dziewczyna jest bardziej zainteresowana książką, którą ukradkiem podczytuje. Jednak jej uwagę przykuwa spojrzenie bardzo przystojnego zawodnika. Zdaje się, że mężczyzna przy każdej okazji wodzi za nią wzrokiem.

     Alex Waters jest kapitanem drużyny. Ma reputację nieuleczalnego kobieciarza, której ani nie zaprzecza, ani niczego nie potwierdza. W tej powieści zmienianie kobiet jak rękawiczki przez zawodników jest dość powszechne. Nie muszą się specjalnie wysilać, gdyż na każdym kroku towarzyszą im rzesze groupies, tak zwanych "hokejowych króliczków".

     Alex i Violet poznają się na imprezie po meczu hokeja. Od razu czują wzajemne przyciąganie. Nasza główna bohaterka będzie musiała zmierzyć się z tym całym szumem wokół osoby Watersa. Czy krążące wokół niego plotki są prawdziwe?

     Zacznijmy od tego, że Pucked czyta się błyskawicznie i niezwykle przyjemnie. Uporałam się z całą książką w jakieś dwa dni. Do tej pory właściwie bokiem omijały mnie wszelkie książki o tematyce sportowej, których ostatnio ukazało się całkiem sporo. Dlatego też akcja umieszczona w samym środku hokejowego światka wciągnęła mnie bez reszty.

     Na początku bardzo polubiłam Violet i nadal jej postać budzi we mnie sympatię, aczkolwiek jej niektóre akcje były wręcz żenujące. Uważam się za osobę, która ma dość wysoki próg tolerancji wszelakich dziwactw, ale rzeczy, które niekiedy robiła czy mówiła ta laska... Nie. Co nie zmienia faktu, że całość jest naprawdę zabawna i często fragmenty wywoływały szeroki uśmiech na mojej twarzy.

     Chyba najważniejsza w całej książce jest postać Alexa. Przysięgam, do tej pory chyba nie spotkałam się jeszcze z tak uroczym bohaterem w żadnym romansie. Zazwyczaj typowi faceci w powieściach tego typu są twardzi, męscy. Jednak w przypadku określenia rzadko którego dałoby się użyć słowa "uroczy". Moim zdaniem Alex robi tą książkę i to w głównej mierze dla niego masa kobiet będzie z wypiekami na twarzy przewracać kolejne strony. Uwielbiam go. Blurb na okładce idealnie opisuje to, czym w istocie jest Pucked.

     Podsumowując, Pucked Heleny Hunting jest świetną powieścią, aby oderwać się od rzeczywistości. To po prostu fajna, bardzo zabawna historia. Polecam gorąco i czekam na kolejne tomy, które mają ukazać się jeszcze w tym roku. Wydawnictwo Szósty Zmysł powróciło w chwale i mam nadzieję, że poziom wydawanych przez nich książek się utrzyma. Chciałam także bardzo serdecznie podziękować za egzemplarz do recenzji. Bawiłam się świetnie.

     Cóż, na razie to wszystko ode mnie. Trzymajcie się cieplutko. Do napisania!

czwartek, 17 maja 2018

"Szamanka od umarlaków" Martyna Raduchowska

     Witajcie kochani! Dzisiaj przychodzę do was z książką, która na dobrą sprawę bardziej przyciągnęła moją uwagę swoją okładką aniżeli opisem fabuły. Przedstawię tutaj moją opinię o kolejnej polskiej książce - Szamance od umarlaków autorstwa Martyny Raduchowskiej.

Tytuł: Szamanka od umarlaków
Autor: Martyna Raduchowska
Wydawca: Uroboros
Data wydania: 17 sierpnia 2017
Liczba stron: 416
Moja ocena: 7/10

     Ida Brzezińska jest potomkinią niezwykle potężnego rodu czarodziejów. Staje się niejako czarną owcą w rodzinie, gdyż nie posiada magicznych umiejętności. Cóż, przynajmniej sama tak uważa. 

     Na przekór wszystkim wokoło udaje się na studia psychologiczne na Uniwersytecie Wrocławskim. Nade wszystko chce być normalną osiemnastolatką. Wszystko byłoby w porządku, gdyby w swoim pokoju a akademiku nie widziała dziewczyny, której nikt inny nie dostrzega.

     Ida zaczyna widzieć zmarłych. Chcąc nie chcąc musi odpuścić i udać się do ciotki, która ma pomóc jej okiełznać umiejętności. Szybko okazuje się, że bycie medium nie jest wcale prostą sprawą. Mało tego, Ida ma przeraźliwego pecha, który prześladuje ją na każdym kroku. A może to pech ma Idę?

     Nie da się ukryć, że do tej powieści przyciąga przede wszystkim okładka. Gdy tylko ją zobaczyłam, liczyłam bardzo na mroczną i klimatyczną opowieść. Cóż, dostałam dość lekką historię o dziewczynie, która stawia pierwsze kroki w całkiem nowym dla niej świecie. Nie jestem rozczarowana, ale nie mogę też powiedzieć, żeby Szamanka od umarlaków była książką idealną.

     Martyna Raduchowska zdecydowała się na narrację trzecioosobową, więc kolejne perypetie Idy obserwujemy z lekkiego dystansu. Dziewczyna stara się jakoś odnaleźć w nowej rzeczywistości, cały czas pakując się w mniejsze bądź większe tarapaty. Mamy więc do czynienia bardzie z lekką komedią aniżeli z klimatyczną historią z duchami w tle, na którą po cichu liczyłam.

     Ida jest bohaterką, z którą można się polubić. Podziwiam przede wszystkim jej upór. Mimo tego, że rodzina jest bardzo przeciwna temu, aby wybrała się na studia, ona i tak to robi. Koniec końców i tak dopada ją przeznaczenie, ale tutaj i za same próby wzięcia życia w swoje własne ręce zaskarbiła sobie moją sympatię.

     Szamanka od umarlaków jest reklamowana jako powieść, w której występuje fenomenalny humor. No i tutaj coś mi zgrzytało, ponieważ nie pamiętam ani jednego momentu, w którym bym się zaśmiała w głos jak to bywa często dla przykładu przy czytaniu powieści pani Kasi Miszczuk. Być może on do mnie po prostu nie trafia i już. Co nie zmienia faktu, że tę książkę czyta się naprawdę przyjemnie.

     Podsumowując, Szamankę od umarlaków mogę z czystym sumieniem polecić. Nie jest to jakiś "must read", jednak to pozycja, która jest w stanie zapewnić czytelnikowi przyjemną rozrywkę. Na mnie czeka już drugi tom, po który sięgnę, jak tylko przyjdzie mi ochota.

     To na razie wszystko ode mnie. Mam nadzieję, że z publikacją tego postu powrócę do bardziej regularnego tworzenia nowych postów. Tymczasem trzymajcie się cieplutko. Do napisania!