czwartek, 24 listopada 2016

"Błękit szafiru" Kerstin Gier

     Witajcie kochani! Przybywam do was z nieco spóźnioną recenzją. Miała pojawić się wczoraj, ale to nie był dobry dzień na publikowanie tutaj czegokolwiek. Błękit szafiru to oczywiście druga część Trylogii Czasu Kerstin Gier. Wszystkie tomy są bardzo równe pod względem poziomu oraz dynamiki akcji. Właściwie można by je skleić w jedną, wielką książkę i akcja tworzyłaby bardzo spójną całość (czy coś). Z powodzeniem moglibyście mnie nazwać mistrzynią marnowania czasu i tworzenie rozwlekłych wstępów. Nie przedłużając więc, zapraszam!

Tytuł: Błękit szafiru
Tytuł oryginału: Saphirblau
Autor: Kerstin Gier
Tłumaczenie: Agata Janiszewska
Wydawca: Egmont Polska
Rok: 2011
Liczba stron: 364
Moja ocena: 9/10

     Odkąd Gwendolyn Shepherd dowiedziała się, że jest jedną z dwunastu podróżników w czasie, jej życie zmieniło się całkowicie. Może zapomnieć o swobodzie i codzienności, do której przywykła. Teraz musi oddawać się elapsji (kontrolowany przeskok w czasie) przez kilka godzin dziennie i uczestniczyć w misjach, których nie rozumie i które tak szczerze mówiąc nie bardzo ją obchodzą. Poza tym strażnicy traktują ją z wielkim dystansem i nie ufają jej za grosz.
     Nastolatka tymczasem coraz bardziej wsiąka w świat tajemnic. Także relacja na linii Gwen-Gideon staje się coraz bardziej skomplikowana. Mogłabym narzekać na regularny dramat jaki rozgrywał się w życiu uczuciowym głównej bohaterki, ALE miałam okazję przekonać się na własnej skórze jak to jest przebywać z osobą, która cierpi na chroniczną zmienność nastrojów. Nie chodzi mi o typową damsko-męską relację, ale to bywa naprawdę wyczerpujące psychicznie.
     Autorka snuje kolejne tajemnice i pobudziła do granic moją wyobraźnię. Generalnie uważam, że całą tę historię można by potraktować bardziej na serio a nie jak ledwie tło dla historii miłosnej Gwendolyn i Gideona. Widzę wątki, które można by pociągnąć dalej i bardziej rozbudować. Podsumowując, po prostu chciałabym dostać więcej aniżeli dostałam. Dlatego nie dam żadnemu z tomów maksymalnej oceny, bo nie mogę tego zrobić. Kerstin Gier nie wykorzystała całego potencjału własnej historii i to niestety bardzo widać.
     Co nie znaczy oczywiście, że całość mi się nie podoba, bo nadal widziałabym tę trylogię wśród innych moich książek. Szczerze polubiłam Gwen (o czym już raczej wspominałam w poprzedniej recenzji), w tym tomie jeszcze bardziej. Bo umie się zbuntować, bo szuka rozwiązań na własną rękę i nie ufa ślepo Strażnikom, co jest bardzo rozsądne.
     Błękit szafiru jak i całą trylogię bardzo serdecznie wam polecam. To na razie wszystko ode mnie. Wysypiajcie się porządnie i dużo czytajcie. Do napisania!

1 komentarz:

  1. W drugiej części dobre jest to, że... nie zepsuła się ;-) Widać że autorka miała konkretny pomysł i z premedytacją wprowadziła skomplikowany wątek miłosny, ale jak sama piszesz wiesz jak to jest to chyba tym bardziej (chyba) możesz się zaskoczyć czytając. Trylogia czasu wciąga, więc cóż.. po "Błękicie Szafiru, czas na "Zieleń Szmaragdu" ;-)

    OdpowiedzUsuń