sobota, 27 maja 2017

"Margo" Tarryn Fisher, czyli jak zniszczyć psychikę czytelnika na ponad trzystu stronach.

     Witam kolejny raz w środku nocy! Przychodzę do was dzisiaj z recenzją książki, o której za bardzo nie wiem co myśleć. Tym razem długiego wstępu nie będzie. Serdecznie zapraszam!

Tytuł: Margo
Tytuł oryginału: Marrow
Autor: Tarryn Fisher
Tłumaczenie: Agnieszka Brodzik
Wydawca: SQN
Data wydania: 11 stycznia 2017 
Liczba stron: 320 
Moja ocena: 7/10

     W Bone jest dom.
W domu mieszka dziewczyna.
W dziewczynie mieszka ciemność...

     Margo nie jest zwyczajną nastolatką. Zakompleksiona, z nadwagą, mieszka w Bone - małym miasteczku, które zdaje się wysysać z ludzi wszystko, co dobre. Dziewczyna musi radzić sobie ze smutną codziennością i matką, która z troskliwej i zawsze uśmiechniętej kobiety stała się zmagająca się z depresją i cóż, sprzedającą swoje ciało za pieniądze, osobą.
     Pewnego dnia wracając z pracy coś ją tchnęło i Margo zagadała do chłopaka z sąsiedztwa - Judah. Mimo tego, że jeździ na wózku, to stara się cieszyć życiem. Wiadomo, na tyle, na ile jest to możliwe w Bone. Od tego czasu Margo i Judah stają się nierozłączni a wzajemna obecność jest im konieczna do przetrwania. Oboje chcą pewnego dnia wydostać się z Bone.
     Wydarzenia nabierają tempa, kiedy ginie bodajże siedmioletnia dziewczynka. Tak się składa, że Margo była ostatnią osobą, która ją widziała. Dziewczyna zawsze miała dla małej dobre słowo i wiedziała o niej stosunkowo dużo. W opisie z tyłu jest napisane, że Margo i Judah zaczynają prowadzić prywatne śledztwo i ja bym nie mówiła tak od razu hop. Pomagają szukać dziewczynki, ale równocześnie nie robią wiele ponad to, co reszta mieszkańców. Główna bohaterka dowie się, co się naprawdę stało, ale pomoże jej w tym przypadek i sprzyjające zbiegi okoliczności.
     Od zaginięcia Nevah (chyba tak się to pisze) zaczyna się właściwa akcja, a Tarryn Fisher zabiera nas w naprawdę mroczne miejsca. Nic więcej tak naprawdę nie mogę powiedzieć.
     Książkę czytało mi się bardzo dobrze i stosunkowo szybko. Chciałabym powiedzieć, że autorka mnie zaskoczyła, ale nie znam reszty jej twórczości. Wiem tylko, że raczej nie specjalizuje się w thrillerach dla młodzieży. Natomiast jeśli chodzi o samą Margo, to dostałam coś, czego kompletnie się nie spodziewałam.
     Relacja Margo i Judah to chyba jedyna jasna strona tej powieści. Daje taką iskierkę nadziei, która jest konieczna, aby nie pogrążyć się w bezdennej rozpaczy. Nastolatkowie byli dla siebie niczym koło ratunkowe, a ich relacja zdecydowanie miała w sobie pewną dozę desperacji. Coś w stylu: Jeśli teraz mnie opuścisz, to już nigdy się stąd nie wydostanę.
     Margo przechodzi ogromną przemianę fizyczną i psychiczną. Nie powiem, czy to zmiana pozytywna, czy też nie, ale cały proces jest ogromnie ciekawy i satysfakcjonujący.
     Co do zakończenia, to nie da się z całą odpowiedzialnością powiedzieć, czy jest dobre, czy też złe. Nie wiem co o nim myśleć tak do końca. Może powiem, że jest niepokojące jak cholera. Tarryn Fisher udało się zachwiać moją wiarą we wszystko, co w chwili czytania miałam przed oczami. Jedno trzeba przyznać: że się jej książką, jasny gwint, udała.
     To na razie wszystko ode mnie. Mam nadzieję, że w tej chwili już smacznie sobie śpicie. Margo oczywiście wam polecam. Do napisania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz