Oświadczam wszem i wobec, że żyję i mam się dobrze. Ostatnimi czasy w moim życiu wydarzyły się drobne pozytywne zmiany i być może będę miała czas pisywać tutaj częściej. Cóż, dziś opowiem wam o książce, której tytuł mnie zabija (nie mogłam również go zapamiętać...). Nie mam żadnych wątpliwości, że Leslye Walton stworzyła coś absolutnie cudownego i magicznego. Zapraszam!
Tytuł: Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender
Tytuł oryginału: The strange and beautiful sorrows of Ava Lavender
Autor: Leslye Walton
Tłumaczenie: Regina Kołek
Wydawca: Sine Qua Non
Rok: 2016
Liczba stron: 304
Moja ocena: 10/10
Po raz kolejny nie wiem, co mogę tutaj napisać, a co lepiej przemilczeć. To jest historia z rodzaju tych, z którymi przygodę najlepiej zaczynać, nic o nich nie wiedząc.
Chyba pobiję rekord i recenzja Osobliwych i cudownych przypadków Avy Lavender będzie jedną z najkrótszych na moim blogu.
Poznajcie historię niesamowitego rodu. Ava Lavender przedstawia się w prologu, a następnie znika na około sto pięćdziesiąt stron. Ustępuje miejsca kobietom ze swojego rodu. Zaczyna od Maman (prawdziwe imię nieznane) i prowadzi płynną opowieść poprzez przedstawienie swojej babki, Emilienne i matki, Viviane.
To właśnie w kobietach z rodu Roux tkwi największa tajemnica. Każda z nich jest niesamowita. I każda posiada pewne osobliwe zdolności... Poprzez historię każdej z nich Ava usiłuje zrozumieć siebie oraz dowiedzieć się, dlaczego przyszła na świat ze skrzydłami.
Powieść Leslye Walton skrywa w sobie wiele warstw. To historia o dorastaniu i o bólu. Równocześnie stanowi okraszoną realizmem magicznym, konsekwentnie opowiedzianą sagę rodzinną.
Całość miejscami jest niemal eteryczna. Czytelnik przyzwyczaja się do obserwowania wydarzeń z przeszłości, by po chwili zostać wepchnięty w sam środek brutalnych teraźniejszych wydarzeń.
Najmocniejszą częścią opowiedzianej przez Leslye Walton historii są niesamowite i silne kobiety. Nawet gdyby nie miały swoich nadzwyczajnych umiejętności byłyby równie interesujące. Pochłonęłam całość w dwa dni, ale tak naprawdę to historia do pożarcia w jedno leniwe popołudnie. Czyta się ją szybko, ale w pamięci pozostaje na długo Już mam ochotę powrócić do między innymi pachnącej cynamonem piekarni Emilienne...
Jest jeszcze tytułowa Ava. Ava, której oczekujemy z niecierpliwością mimo rozgrywających się przed naszymi oczami niezwykle interesujących wydarzeń. Autorka bardzo zręcznie pokierowała historią i maksymalnie podkręciła moją ciekawość postanawiając potraktować Avę jako przysłowiową "wisienkę na torcie".
Nie sądzę, abym mogła wydobyć z siebie coś ponad kolejne zachwyty. Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender były niejako fenomenem na rynku wydawniczym i całkiem słusznie. Polecam z całego serca.
Życzę wam zaczytanego wieczoru albo nocy. Dużo czytajcie i wysypiajcie się porządnie. Do napisania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz