czwartek, 25 sierpnia 2016

"Zła krew" Sally Green - bestseller na miarę "50 twarzy Grey'a"?

     Cześć i czołem! Dzisiaj niestety sobie znowu ponarzekamy. Ludzie naprawdę nie powinni rzucać na prawo i lewo porównaniami, bo stawianie Sally Green na równi z J.K. Rowling... No ja przepraszam bardzo, ale CO? Ta książka to jakiś fenomen pod względem beznadziejności. Zapraszam do lektury.

Tytuł: Zła krew
Tytuł oryginału: Half Bad
Autor: Sally Green
Tłumaczenie: Dorota Konowrocka-Sawa
Wydawca: Uroboros
Rok: 2014
Liczba stron: 400
Moja ocena: 2/10

      Nie bardzo wiem, jak zacząć opis fabuły, co mi się raczej nie zdarza. W tej książce na dobrą sprawę nie wiadomo o co tak naprawdę chodzi. Należałoby może zacząć od nakreślenia obrazu świata przedstawionego. Cała akcja dzieje się we współczesnej Anglii. Żyją tam osoby mające magiczne zdolności. Są Biali (docelowo dobrzy) - Czarodzieje i Czarodziejki oraz Czarni (docelowo źli) Czarownicy i Czarownice. Oraz oczywiście osoby poza magiczne. 
     Uwaga! W tej recenzji mogą wystąpić przekleństwa oraz SPOILERY, ponieważ szlag mnie trafia, jak myślę o tej książce.
     Główny bohater Natan jest synem Czarodziejki i Czarownika. Trzeba bardzo uważnie czytać bo jak się te nazwy zleją ze sobą to można się pogubić. Dość istotny fakt: Biali są uważani za tych, którym należy się istnienie i usuwają Czarnych z powierzchni ziemi. Bo mogą. Pond wszystkim stoi Rada Białej Magii, która steruje światem za pomocą durnych rozporządzeń.
     Natan jest nazywany pół-kodem. Wiadomo, pół tej krwi, pół tej. Wszyscy go nienawidzą i uważają za oczywiste zagrożenie, co jest słuszne. Nie chodzi tylko o to, że jego ojcem (a jakżeby inaczej) jest najpotężniejszy, najbardziej zły i niegodziwy człowiek ze wszystkich. Jego matka natomiast zdawała się nie mieć wad. Była taka czysta i bez skazy, jakby ktoś ją ukąpał w wybielaczu. Kobiecina zabiła się po tym, jak urodziła Natana. Aż dziw bierze, że nie brała pod uwagi możliwości zajścia w ciążę, kiedy wdała się w romans. I to jeszcze z człowiekiem, z którym wiązać się nie mogła. 
     Jakiekolwiek Biało-Czarne kontakty są absolutnie zakazane. Za rozmowę z przedstawicielem wrogiego obozu można trafić na stryczek czy coś. Metody Rady jakoś niezbyt mnie interesują.
     Na samym początku książki jest prowadzona narracja w drugiej osobie i próbowałam z całej siły ogarnąć o co tak naprawdę chodzi. Autorka przechodzi z tematu do tematu. Mamy jakąś klatkę, potem jakaś akcja ze zdjęciem, potem coś z zapałkami. Te przeskoki wprost wkurwiają z tego względu, że narrator zwraca się bezpośrednio do odbiorcy. Jesteś w klatce. O, teraz dostajesz w twarz zdjęciem, bo dlaczego by nie?
     Na szczęście to coś się kończy i zaczyna się właściwa akcja. W tym momencie ledwo wstrzymuję wybuch śmiechu, bo tego nie można nazwać akcją. Najważniejszą jednak rzeczą jest to, że narracja przeskakuje na pierwszoosobową, która wcale tej całej książki nie ratuje.
     Zacznijmy od Natana i analizy jego nielogicznych zachowań. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że wrogiem publicznym numer jeden. Nic sobie z tego jednak nie robi. Prowokuje członków rady i zachowuje się jakby był wychowany w lesie. Jest bardzo dziki i nie można nad nim zapanować. Czym oczywiście utwierdza radę w przekonaniu, że należy zamknąć go w klatce. I zrobili to, kiedy pobił dwóch Czarodziejów. Jest dobry tylko w rysowaniu, a w wieku lat siedemnastu nie umie czytać ani pisać, mimo tego, że jego babcia a potem brat starali się czegokolwiek go nauczyć.
     W końcu trafia do tej klatki i nawiązuje co najmniej dziwną więź ze swoim strażnikiem więziennym. Już pominę fakt, że jest uznawany za niebezpiecznego, ale jest uczony walki oraz poddaje się różnym ćwiczeniom mającym na celu zwiększenie jego wytrzymałości. Za każde nieodpowiednie słowo, krzywe spojrzenie czy próbę przeciwstawienia się dostaje kopa w facjatę, bo tak. Potem jest niemal z troską opatrywany (?).
     Poza tym wydał mi się być heteroseksualny, z czym nie miałabym problemu, gdyby nie zbyt bliska jak na moje oko relacja z rodzonym bratem. Okej... 
     Zakochuje się w Czarodziejce imieniem Annalise. Ona jako jedyna zdaje się go rozumieć i nawiązują jakąś-tam relacje, co jest określane miłością.
     W końcu udaje mu się uciec w zbyt prosty sposób, a wszystkich okoliczności nie chce mi się opisywać. Wspomnę tylko o tym, że łowcy mieli problem z namierzeniem go, ale dziwnym trafem wiedzieli o każdorazowym opuszczeniu przez niego domu.
     Koniec końców trafia do jakiejś wiedźmy, która ma mu pomóc i go uratować. Każdy siedemnastolatek musi przejść swoistą inicjację, którą przeprowadzić może tylko członek rodziny. Natan ma więc mały problem, bo nie przy sobie nikogo innego.
     Chciałam doczytać tę książkę do końca i odnaleźć w niej coś, co by mi się spodobało. Jednak z każdą kolejną stroną rosła moja irytacja. Na początku nawet nie umiałam określić, jaki naprawdę mam problem z tą powieścią. Oczywiście oprócz elementów wymienionych poniżej.
     Koniec końców doszłam do wniosku, że to sposób napisania książki. Sally Green napisała swoją książkę tak totalnie na odwal się. Pozaczynała wątki, które okazały się zupełnie płytkie i jakieś takie niewyraźnie nakreślone. Bohaterowie są beznadziejni. Z żadnym z nich nie da się stworzyć emocjonalnej więzi. Podczas czytania nie odczuwałam żadnych emocji, tylko irytację i złość na sam koniec. Gdybym miała wyrazić swoje życzenie, to prosiłabym o to, żeby ta książka nie była pierwszą częścią trylogii. 
     To ponoć nie wiadomo jaki fenomen, ktoś już się pokusił o porównanie Sally Green do Stephenie Mayer czy Rowling, o czym już wspomniałam na początku. Ja nie wiem, czy się śmiać czy płakać. Pani Joanne broni się sama, a za Intruza nie dam powiedzieć na Stephenie Mayer złego słowa. Mamy chyba do czynienia z kolejnym Grey'em, który jest tłumaczony na ponad CZTERDZIEŚCI JĘZYKÓW i jest uwielbiany za nic.
     Na szczęście nie kupiłam tej książki, bo chybabym ją spaliła. Jak zobaczyłam ją w bibliotece to sobie wzięła, bo Remi z kanału lilacwix ją wychwalała i mam wrażenie, że tylko ze względu na seksualne skłonności Natana.
     Nie polecam Zlej krwi nikomu. Nie czytajcie tego i nie wydawajcie pieniędzy, bo nie warto. Ta książka jest tak do bólu nijaka, nielogiczna, z tak spłyconą fabułą, że to aż boli. Ta powieść się w którymś momencie kończy, i to jest jedyny plus.
     To już wszystko ode mnie. Czytajcie dobre książki. Do napisania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz