poniedziałek, 22 sierpnia 2016

"Trawers" Remigiusz Mróz

     Witajcie moi kochani! Mam nadzieję, że macie pod ręką jakiś ciepły sweter, ponieważ za chwilę nieźle przymrozi (przepraszam, ale ja naprawdę kocham te tematyczne żarty). W dodatku na dworze jest teraz naprawdę chłodno! Przypadek?
     Tak, przygotowałam dla was recenzję ostatniego tomu z serii o komisarzu Forście i ja naprawdę, naprawdę nie chciałam rozstawać się z tą trylogią. Jednak zostawmy moją czarną rozpacz na później. Zapraszam do lektury!

Tytuł: Trawers
Autor: Remigiusz Mróz
Wydawca: Filia
Rok: 2016
Liczba stron: 600
Moja ocena: 10/10

     Wiktor Forst stara się jakoś przetrwać w więzieniu na krakowskim Podgórzu. Bez dostępu do leków przeciwbólowych jest narażony na bezlitosne ataki migreny. Swój czas poświęca na czytanie książek, aby chociaż na chwilę oderwać się od rzeczywistości. Można by powiedzieć, że stracił już wszystko i na niczym mu już nie zależy.
     Niektórzy zaczynali swoją recenzję od tego, że wychodzi z więzienia, ale gdzie tam jeszcze do tego momentu. Jak się okazało, Forst spędził za kratkami blisko pół powieści, a ja naprawdę myślałam, że nastąpi to na początku książki. Nie, żeby to był jakiś wielki spoiler. Przecież wiadomo, że za to, co mu udowodniono, tak szybko by się nie wyłgał.
     Autor jednak wcale nie jest ograniczony tym, że jego główny bohater "chwilowo" jest niedysponowany. Wręcz przeciwnie. Z właściwą sobie precyzją tka wielowątkową, złożoną fabułę. Co tam, że Wiktor Forst siedzi w więzieniu! W finalnym tomie trylogii dzieje się tyle, że nawet nie odczuwa się braku czynnego udziału byłego komisarza w wydarzeniach rozgrywających się na kartach powieści. Wiecie co? Ja naprawdę powinnam nauczyć się pisać krótsze zdania, ale do rzeczy.
     Media triumfują, ludzie się uspokoili. Wszyscy myślą, że Bestia z Giewontu została złapana tym razem już ostatecznie. Społeczeństwo znalazło sobie kozła ofiarnego, na którego mogli zwalić całą winę. Jest jeszcze człowiek, który powiesił się pod Szatanem. Wydawałoby się, że sprawa została rozwiązana...
     Aż do kolejnej ofiary, którą znaleziono na jednym ze szlaków. Mężczyzna został potraktowany bardzo brutalnie. Krew zabarwiła śnieg w pobliżu jego ciała, zostały mu wybite zęby, a opuszki palców odcięte. Na domiar złego w gardle zabitego mężczyzny znaleziono syryjską monetę.
     Oskarżenia z miejsca padają na grupę uchodźców, którzy przybyli ze Słowacji i zostali tymczasowo ulokowani w Kościelisku. Śledztwo prowadzi Dominika Wadryś-Hansen. Kobieta już wie, że pomogła wsadzić do więzienia człowieka niewinnego serii morderstw w górach. Teraz jest już jednak za późno, aby naprawić swoje błędy. Sytuacja wymyka się spod kontroli. Ludzie są wściekli, trwa medialna nagonka.
     Sposób dokonania zbrodni pasuje do wcześniejszych morderstw. Organy ścigania nie są jednak pewni powrotu Bestii, ponieważ ciało znaleziono w niskich partiach gór. Nie mogą też lekceważyć samej monety, która, wydawałoby się, klarownie wskazuje odpowiedzialnego za makabryczny czyn.
     Śledztwo jest w toku. Wszystko pozostaje tak niejasne, że ja nie mogłam oderwać się od powieści nawet na chwilę. Tymczasem Wiktor Forst dostaje czytelne tylko dla niego wiadomości. Stara się wyjść na wolność, bo dostał dowód, że Bestia jeszcze z nim nie skończyła. Tylko ta swoista i niepokojąca zarazem nić porozumienia, która nawiązała się pomiędzy mordercą a Wiktorem, jest w stanie doprowadzić byłego komisarza do rozwiązania sprawy. I ujęcia mordercy, co staje się nadrzędnym celem głównego bohatera.
     Forst przypomina sobie o pewnym kontakcie, który niegdyś podsunęła mu Olga Szrebska i postanawia zadzwonić do Joanny Chyłki. Swoją drogą to świetny zabieg, żeby połączyć w jakimś stopniu akcje dwóch różnych serii. To było moje pierwsze spotkanie z prawniczką i muszę przyznać, że wydała mi się nader interesująca.
     Kobieta początkowo uznaje jego sprawę za beznadziejną, ale nieoczekiwanie pojawia się szansa na wyciągnięcie Forsta z więzienia. Nie zrozumcie mnie źle, akcja od samego początku trzyma poziom. Jednak to, co się dzieje po tym, jak główny bohater wychodzi z więzienia, to już jest naprawdę poziom wyżej. To jest niepojęte, tak ekscytujące, tak świetne, tak bardzo emocjonujące... Ja tak mogę w nieskończoność, ale nie o to tutaj chodzi.
     Jaki będzie finał pościgu za Bestią? Kto tak naprawdę jest odpowiedzialny za ponowną falę morderstw? No i co jest chyba najbardziej istotne, jak ostatecznie zostaną poprowadzone wszystkie wątki (a przecież jest ich niemało)?
     Przy czytaniu tej małej cegiełki towarzyszyło mi tyle emocji, że z pewnością wystarczyłoby mi ich na długi czas. Nie wiem jak to jest możliwe, ale ostatni tom przerósł moje oczekiwania i okazał się lepszy nawet od Przewieszenia, które jest po prostu niesamowite. Już uzależniłam się od książek pana Mroza. W jakich innych powieściach znajdę tak szokujące zwroty akcji? Samo prowadzenie fabuły jest mistrzowskie. Trzeba sporych umiejętności i tępiej głowy na karku, żeby wszystko tak zgrabnie pozamykać. Chylę po prostu czoła, tyle.
     Trawers zmusza także do przemyślenia pewnych spraw. Przyjmować uchodźców, czy ich nie przyjmować? Autor przedstawia dwa przeciwne stanowiska jednocześnie nie opowiadając się po żadnej stronie. Nie sposób powiedzieć, która z nich ma rację a która się myli. Kolejny punkt za temat na czasie. Temat dodatkowo bardzo trudny.
     Mam tylko dwa małe problemy co do książki. Pewnie nikt inny nie zwrócił na to uwagę, bo to taka niby nie nie znacząca pierdoła, ale w opisie kryminału jest pewne zdanie, które pozwolę sobie przytoczyć: Tymczasem Wiktor Forst wsiąka coraz bardziej w więzienny świat, zupełnie nieświadomy tego, że na wolności jest ktoś, kto liczy na jego ratunek... Przecież Wiktor jest nawet boleśnie świadomy tego, że tylko on może pomóc wiadomo komu. Nawet podejmuje pewne kroki ku temu. Co prawda ma związane ręce ale robi, co może, kontaktując się w osobą z zewnątrz.
     Druga sprawa: Ja wiem, że w całej trylogii nie ma miejsca na wątek romansowy, ale do licha ciężkiego! Przez ten zwrot akcji moje życie legło z gruzach i rozpadło się moje OTP. Od tej pory w każdej recenzji będę zaznaczać spoilery na czerwono, jeśli nie będę się mogła bez nich obejść. Tak na przyszłość. Forst z Olgą tak bardzo do siebie pasowali. Tworzyli naprawdę świetną parę a tu jedno zdanie. Bo oczywiście wystarczyło tylko jedno, żeby położyć kres moim nadziejom.
    Jak już pisałam, Forst zasługiwał na to, żeby odnaleźć szczęście, ale jak zwykle dostał kopa. I to chyba jeszcze większego, bo się powtórzyła akcja z końcówki Ekspozycji.
    Zauważyłam, że dużo ludzi ma obojętny stosunek do Szrebskiej bądź jej nie lubi, ale ja ją obdarzyłam wielką sympatią. I dostało mi się za to. Ich duet trochę przypominał mi Ankę Serafin i Sebastiana Strzygonia (jakby kto nie wiedział: bohaterów z kryminałów Małgorzaty i Michała Kuźmińskich). To, w jaki sposób ze sobą rozmawiali, jak się ze sobą przekomarzali. To było super. Każda strona wnosiła istotne informacje do śledztwa.
    Chyba nikomu nie będzie chciało się czytać tego kolosalnego wywodu. Jednak przy książkach Remigiusza Mroza nie da się nie poruszyć pewnych kwestii. No do teraz, zbliżając się do końca, przejdę do zakończenia. Rozumiem, dlaczego autor zakończył trylogię tak a nie inaczej. Nie mógł walnąć jakimś wielkim plot-twistem. To by z automatu sprawiło, że ludzie domagaliby się kolejnych książek z Wiktorem Forstem w roli głównej. Wierzcie mi, to, co się okazało przed samym zakończenie, wystarczy, żeby moje serce krwawiło. 
    Z drugiej strony trudno byłoby o bardziej satysfakcjonujące zakończenie. Jest takie słodko-gorzkie i refleksyjne. Da się odczuć, że pewien etap, pewna historia już się zakończyła. Autor nie zamyka sobie jednak drogi, gdyby chciał powrócić do Forsta. No i sama ostatnia wymiana zdań idealnie podsumowuje całą trylogię, wszystkie wydarzenia a zarazem charakter Wiktora. Cud, miód i orzeszki. Ja jestem zachwycona, naprawdę. 
     Jest jeszcze kwestia Bestii, która rozwiązuje się w fenomenalny sposób i to był dla mnie kolejny niemały szok. Bardzo mi się podobała sama konfrontacja, do której w końcu musiało dojść. Mówię też o tym, kim okazała się Bestia z Giewontu. Zbierałam szczękę z podłogi.
     Bardzo zżyłam się z Wiktorem Forstem i spotkanie z nim w tej trylogii było niesamowitą przygodą. Z pewnością kiedyś wrócę do tej historii, a główny bohater zajął już szczególne miejsce w moim sercu. To może zabrzmieć dziwnie ze względu na to, jaką ma osobowość, ale to prawda. Muszę jeszcze podziękować autorowi, który raczej przeczyta tę recenzję. Dziękuję więc za miło spędzone godziny, za świetnych bohaterów, za te wszystkie emocje, jakie towarzyszyły mi przy lekturze. Jak pan napisał pod koniec, historia biegnie dalej. No i już się na pana nie gniewam!
     Polecam bardzo gorąco Trawers Remigusza Mroza no i oczywiście całą trylogię z komisarzem Forstem. To kawał świetnej literatury. Nie będziecie czuć, że zmarnowaliście czas. To wam mogę zagwarantować.
    Chyba pobiłam jakiś rekord pod względem długości moich recenzji. Jednak przepraszać nie będę. Napisałam już raczej wszystko, co chciałam i teraz mogę się oficjalnie pożegnać z tą trylogią. Oczywiście trochę mi smutno, jak przy każdym zakończeniu dobrej serii. Do napisania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz