środa, 12 lipca 2017

Wyznania kinomaniaczki #2: "Jutro będziemy szczęśliwi", "Mumia" i "Transformers: Ostatni rycerz".

     Witam! "Widzieliśmy się" zaledwie wczoraj, ale już długo nosiłam się z zamiarem podsumowania moich ostatnich wycieczek do kina. Troszkę się tego uzbierało, więc mogę coś niecoś napisać. Chociaż nie umiem pisać o filmach, ale mniejsza z tym.
     Jestem trochę laikiem jeśli chodzi o kino w ogóle. Bardziej "znam się" na literaturze. Uznałam, że pora przestać być ignorantką, przynajmniej w mniejszym stopniu. Zapraszam!

Tytuł: Jutro będziemy szczęśliwi
Reżyseria: Hugo Gélin
Data premiery: 7 grudnia 2016 (Francja)
     Jutro będziemy szczęśliwi opowiada o Samuelu (w roli rewelacyjny Omar Sky, znany z Nietykalnych, których o dziwo oglądałam). Samuel prowadzi dosyć lekki i beztroski żywot. Zajmuje się organizowaniem rejsów. Pewnego dnia, po jednej z ostrzejszych imprez odnajduje go Kristin, dawna kochanka. Na ręku trzyma dziecko, które okazuje się być jego córką, Glorią.
     Kristin prosi, aby Samuel potrzymał dziewczynkę, a sama pójdzie na chwilę chyba do bankomatu czy coś. Jednak na jego oczach wsiada do taksówki i tyle ją widzieli. Mężczyzna z dzieckiem na ręku podejmuje dość desperacką próbę oddania małej matce, jednak w końcu nie udaje mu się jej dogonić.
     Jutro będziemy szczęśliwi to słodko gorzka opowieść o mężczyźnie, który musi nagle wcielić się w rolę ojca i nauczyć się odpowiedzialności. Gloria staje się jego całym światem. Dla niej między innymi zaczyna całkiem nowe życie w deszczowym Londynie i znajduje sobie pracę zapewniającą stały dochód.
     Zwiastun zdradza moim zdaniem nieco za dużo, ale cóż zrobić. Moim zdaniem film jest rewelacyjny. W trakcie jego trwania dużo się śmiałam. Jeśli oglądaliście Nietykalnych, to humor tym razem jest w bardzo podobnym stylu. Mnóstwo komicznych sytuacji splata się z poważną na dobrą sprawę historią. 
     Jutro będziemy szczęśliwi porusza dość ciężki temat, aczkolwiek jest zrobiony w taki sposób, że historia nie przytłacza oglądającego (miałam już napisać czytelnika, pff). Co nie zmienia faktu, że ryczałam jak bóbr, co zdarza mi się na dobrą sprawę rzadko. Film polecam bardzo, naprawdę jest świetny. To lecimy dalej.

Tytuł: Mumia
Reżyseria: Alex Kurtzman
Data premiery: 9 czerwca 2017

     Na Mumię wybrałam się głównie dlatego, że przegapiłam premiery Wonder Woman i nowych Piratów z Karaibów, a chciałam się na coś wybrać. Po obejrzeniu zwiastuna uznałam, ze nie zaszkodzi dać szansę nowej Mumii, chociaż nie wydawała się niczym szczególnie odkrywczym.
     W skrócie opowiada o komandosie marynarki wojennej, który w Iraku znajduje starożytny grobowiec. Nick (w roli Tom Cruise) spotyka Jenny, bardzo ładną panią profesor. Razem schodzą do grobowca i odkrywają bardzo niebezpieczną tajemnicę.
     Film generalnie opiera się na tym samym schemacie, co pierwsza część trylogii z Brendanem Fraserem z 1999 roku. Pewien cwaniak spotyka bardzo ładną i bardzo mądrą kobietę, która zna się na Egipcie. U jego boku trwa kolega-komik odpowiedzialny za rozładowywanie napięcia i zabawne sceny. Później muszą się zmierzyć ze starożytnym złem.
     "Nowa" Mumia dzieje się jednak w czasach współczesnych, a nemezis w tym przypadku jest kobietą. Dużo akcji, sceny nawalanek z zombie, a we wszystkim macza palce tajna rządowa organizacja. Jest jeszcze Tom Cruise, który trzyma się nadzwyczaj dobrze i wciąż cieszy oko damskiej części widowni.
     Generalnie film oglądało mi się bardzo przyjemnie, ale nie da się uniknąć wrażenia, że to już kiedyś było. Jedynie niepowtarzalny pustynny klimat gdzieś się podział. Bardzo ucieszyło mnie natomiast nawiązanie do kultowej postaci dr. Jekylla. Pewnych smaczków tutaj nie brakuje. Obejrzeć można, aczkolwiek raczej niczego nowego nie wnosi.

Tytuł: Transformers: Ostatni rycerz
Reżyseria: Michael Bay
Data premiery: 21 czerwca 2017

     Jak ktoś mniej-więcej kojarzy, jakie typy filmów lubię oglądać, to by się nie zdziwił, dlaczego zdecydowałam się iść do kina na nową, notabene, piątą część Transformersów. Roboty z kosmosu, nawalanki, strzelaniny, wybuchy. No jak można tego nie lubić?
     Jak film się rozpoczął, to byłam trochę skonfundowana, bo nie zauważyłam na początku, w którym momencie się zaczął. Byłam święcie przekonana, że mi tu dają zwiastun Króla Artura czy coś. Potem dopiero pokapowałam, co jest co. Gdy już minęło trochę czasu od premiery, to odnoszę wrażenie, że twórcy nie mogli się do końca zdecydować, co przedstawić ludziom i połączyli dwie zgoła inne historie.
     Tu Król Artur siedzi na koniu, tu wyskakuje skądś Merlin z jakimś mieczem (niech wam będzie, z włócznią...). Potem nagle pokazują jakieś zadupie, śmietnisko a na nim Transformersy, potem jeszcze na dokładkę Optimus Prime, który zadecydował polecieć sobie w kosmos, bo tak i spiskuje ze stwórcą swojej planety... Potem jakaś młoda, ładna kobieta (bo taka musi być) pokazuje się ni z gruszki, ni z pietruszki w... zresztą nieważne gdzie.
     Nie mogę powiedzieć, że film oglądało się jakoś strasznie źle, ale wcisnęli do niego za dużo. Z fabuły tego filmu spokojnie wyszłyby dwa lepsze. Bo by się dało ogarnąć wszystko bez problemu. Niby cały czas trwa jakaś akcja, ale rozkręca się naprawdę zbyt wolno. Jest też mnóstwo niepotrzebnych scen, które koniec końców nic ważnego do całości nie wnoszą. O, wspomniałam, że też pojawiło się tajne stowarzyszenie...? Udało się im wcisnąć też nazistów i mechaniczne smoki, no bo dlaczego nie? Teraz zadam wam zagadkę: Co wspólnego ma Król Artur z Transformersami?
     Wspomnę też, że film trwał jakieś dwie i pół godziny może z lekkim hakiem i był zwyczajnie w świecie za długi! Gdy w połowie nadal nic z niczego nie wynikało, zaczęłam wątpić i wiercić się na fotelu. Już nie wspomnę o rodzinach z dzieciakami, które co chwila znudzone wychodziły z sali kinowej. Nie wiem, jaki konkretnie zamysł mieli twórcy, ale ewidentnie coś im nie wyszło. A zmieszanie dwóch kultowych historii nie okazało się spektakularnym zabiegiem.
     Mam dość duży sentyment do Transormersów w ogóle i bardzo przyjemnie wspominam pierwsze filmy z Shią LaBeouf i Megan Fox. Za dzieciaka oglądałam też serial animowany, za którym przepadałam. Może więc byłoby lepiej nie masakrować czegoś, co jest dobre i dać już spokój kultowym produkcjom?
     Kto lubi Transofmersy, obejrzeć może. Był to w pewnym stopniu powrót do fajnej i znanej historii. Dla dobra uniwersum mam szczerą nadzieję, że kolejne części już nie powstaną. Polecić z czystym sercem wam nie mogę, bo by mnie gryzło sumienie. To mogło być coś fajnego i dobrego. Szkoda, naprawdę szkoda.

     To na razie wszystko ode mnie. Jak się okazuje, przez ostatnie miesiące kino dostarczyło mi wrażeń przeróżnej maści. Mam nadzieję zobaczyć w najbliższym czasie coś naprawdę dobrego, ale zobaczymy jak to będzie. Powrócę do was niebawem z kolejną recenzją, a tymczasem trzymajcie się cieplutko. Do napisania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz