niedziela, 9 lipca 2017

"Szeptucha" Katarzyna Berenika Miszczuk

     Cześć, cześć kochani! Zacznę od tego, że powinnam się wstydzić. Szeptucha leżała na mojej półce zdecydowanie za długo. Wołała mnie, płakała, aż w końcu udało się jej skutecznie przykuć moją uwagę. Z książkami pani Miszczuk jest tak, że jak się je przeczyta, to chce się od razu przeczytać je drugi raz. Albo się umiera z tęsknoty, bo nie ma jeszcze kontynuacji (mam tak teraz, bo przeczytałam już Żercę i cóż, ZAKOŃCZENIE).
     Zaznaczę też, że pani Katarzyna Berenika Miszczuk jest moją ulubioną polską autorką, więc może dlatego też zwlekam z sięganiem po jej kolejne książki, bo nie chcę się pozbawiać od razu całej przyjemności. Pamiętam, jak zachwycałam się tutaj książką Ja, diablica. To była miłość od pierwszego wejrzenia, tak... Wybaczcie mi przydługi wstęp i przygotujcie się na dużą dawkę zachwytów. Zapraszam!

Tytuł: Szeptucha
Autor: Katarzyna Berenika Miszczuk 
Wydawca: W.A.B.
Data wydania: 3 luty 2016
Liczba stron: 352
Moja ocena: 8/10

     Jak mogłaby wyglądać Polska, gdyby Mieszko I jednak nie przyjął chrztu? Wystarczyło, żebym usłyszała to pytanie, a już wiedziałam, że muszę, MUSZĘ, przeczytać tę książkę.
     Gosława Brzózka ukończyła medycynę i chcąc, nie chcąc (bardziej to drugie) musi udać się na praktyki do Szeptuchy, wiejskiej znachorki. Z polecania wylądowała w Bielinach, świętokrzyskiej wsi. Gosia to nowoczesna dziewczyna przyzwyczajona do życia w mieście. Najchętniej od razu podjęłaby praktykę lekarską, a tak cały rok musi uczyć się jakichś wiejskich zabobonów! 
     Nie wierzy także w słowiańskich bogów, cierpi na hipochondrię i panicznie boi się kleszczy. Dodajmy do tego jeszcze przystojnego ucznia Żercy, solidną dawkę humoru i mamy z głowy najwyżej dwa wieczory.
     Mamy tutaj przedstawiony świat znany, a jednocześnie całkiem nowy. Oprócz naprawdę ciekawej fabuły możemy poznać obrzędy i wierzenia dawnych Słowian, które przecież nie zostały wyssane "z palca". Nie wiem jak wy, ale ilekroć patrzę na powieści z serii Kwiat paproci, to mam ochotę iść do najbliższej księgarni i kupić Bestiariusz słowiański. W końcu tak dużo wiemy o mitologii egipskiej, greckiej, nawet nordyckiej. O naszej własnej jakoś mało... Wcześniej nie spotkałam się z podobną powieścią, więc mogę powiedzieć tylko jedno słowo: dziękuję!
     Gosława, jako główna postać, naprawdę da się lubić. Przez swoją hipochondrię i paniczny lęk przed kleszczami może wydawać się nieco irytująca, jednak starałam się trochę przymykać na to oko. Gosia jest postacią według mnie bardzo autentyczną. Jako młodziutka dziewczyna tak naprawdę dopiero zaczyna swoje "dorosłe życie". Ma wady, ciągle się uczy i jest to naprawdę, naprawdę świetnie pokazane przez autorkę. 
     Jest też Mieszko. Ja bym tutaj nie musiała nawet dodawać nic więcej tylko tak o, zostawić tę kropkę i poznajcie go sobie, kurde, sami. Nie napisałam tego tutaj dlatego, żeby mnie irytował czy żebym go nie lubiła. Jest wręcz odwrotnie. Tutaj sprawdza się coś, co kiedyś powiedziała mi autorka. Da się to zauważyć jednak tylko wtedy, kiedy czytało się też dylogię (niech wam już będzie...) Wilk i serię diabelsko-anielską. Max jest super bohaterem, Beleth to O MATKO BOSKA!, a Mieszko to już chyba przebił wszystko. 
     Nie wiem czy znajdę kiedyś lepiej wykreowanego męskiego bohatera, ale jak na razie mówię, że jest najlepszy. A co! Nie będę wam tutaj za dużo zdradzać, chociaż pewnie domyśliliście się pewnej rzeczy albo domyślicie się jej szybciej niż ja. Oczywiście miałam swoje przypuszczenia, ale jestem beznadziejna jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju "proroctwa" dotyczące zabiegów fabularnych. Jak mówiłam, że kocham Beletha, no to wychodzi teraz, że Mieszka powinnam ubóstwiać. Coś w tym jest...
     Przejdę teraz do bardzo ważnej cechy ogółem jeśli chodzi o powieści Katarzyny Miszczuk, czyli cudownego poczucia humoru. Komizm sytuacyjny, postaci, dialogów, śmieszne wpadki bohaterów... To jest coś, na co czekam bardzo za każdym razem i tym razem jestem ukontentowana, że tak powiem. Przy czytaniu serii diabelsko-anielskiej łapałam się na tym, że podczas czytania wybuchałam głośnym śmiechem (przy okazji domownicy patrzyli się na mnie nieco dziwnie...) i kiedy czytałam Szeptuchę też mi się to zdarzyło wiele razy. 
     Teraz napiszę o czymś, co łączy się niejako z tym, o czym wspomniałam już powyżej. Mamy okazję obserwować, jak magia przenika się z rzeczywistością. Chodzi mi o to, że mamy obraz naszego kraju i kurcze, tak naprawdę poznajemy go trochę jakby był jakimś całkowicie wymyślonym miejscem. Trochę się poplątałam, ale to naprawdę fajne móc po prostu dać się porwać tej historii i przy okazji się trochę do-edukować. Teraz się czuję jak wielka ignorantka i chyba nie jest mi z tym dobrze.
     To już wszystko ode mnie na razie. Szeptuchę polecam wam z całego serducha. Czytajcie, poznawajcie, KOCHAJCIE! To Katarzyna Berenika Miszczuk, to MUSIAŁO być świetne. Przeczytam i będę chciała mieć na półce wszystko, co wyjdzie spod jej ręki. Jak na razie kolekcja jest kompletna i niezmiernie cieszy moje oczy. Trzymajcie się ciepło, wysypiajcie się dobrze i dużo czytajcie. Do napisania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz