Cześć i czołem! Książkę Martwy aż do zmroku przeczytałam za sprawą serialu Tru Blood, który absolutnie uwielbiam. Obejrzałam cały i teraz mam ochotę oglądać od początku, więc postanowiłam w końcu skonfrontować go z książką. Jak to wypadło i co sądzę o pierwszej części z serii o Sookie Stackhouse, dowiecie się, czytając dalej. Zapraszam!
Tytuł: Martwy aż do zmroku
Tytuł oryginału: Dead until dark
Autor: Charlaine Harris
Tłumaczenie: Ewa Wojtczak
Wydawca: MAG
Data wydania: 29 lipca 2009
Liczba stron: 386
Moja ocena: 6/10
Japońscy naukowcy wynaleźli syntetyczną krew, dzięki której wampiry postanowiły wyjść do zewnętrznego świata i ujawnić swoje istnienie. Starają się przekonać ludzi, że potrafią żyć wśród nich nie siejąc spustoszenie i nie zabijając wszystkich na swojej drodze.
Sookie Stackhouse, kelnerka w barze Merlotte's od dawna chce poznać jakiegoś wampira. Bon Temps to w końcu małe miasteczko, które nie bardzo interesuje nieumarłych. Pewnego dnia podczas wieczornej zmiany w barze Sookie zauważa wampira. Od razu wie, że należy do gatunku tych nieoddychających.
Jest jedna rzecz, którą powinniście wiedzieć o Sookie. Jest telepatką. Od kiedy zyskała samoświadomość zalewają ją nieustanny strumień myśli osób, które ją otaczają. Mieszkańcy Bon Temps generalnie o tym wiedzą. Niektórzy tylko wypierają to ze swojej świadomości. No bo kto by chciał przyjąć na klatę fakt, że jego myśli już nie są tylko w jego głowie?
Wampir Bill pada ofiarą drainerów, czyli osób, które łapią wampiry, spuszczają z nich krew i później sprzedają ją na czarnym rynku za duże pieniądze. Sookie niewiele myśląc wypada z baru i rzuca się na oprawców Billa uzbrojona w łańcuch. Później role nieco się odwracają, ale w końcu między Billem a Sookie nawiązuje się uczucie.
Tymczasem w Bon Temps ktoś zaczyna mordować młode kobiety. Oskarżenia padają na Billa i na Jasona, brata Sookie, który niefortunnie miał kontakty seksualne z wieloma zamordowanymi dziewczynami.
Już pisałam wyżej, że jestem absolutną fanką serialu. Dlatego bardzo miło było powrócić do Bon Temps, chociaż w innej formie. Generalnie jeśli chodzi o pierwszy tom (aktualnie czytam chyba czwarty) to jest oddany dość wiernie na ekranie. Co mnie oczywiście bardzo cieszy, bo serial uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam. NAPRAWDĘ UWIELBIAM. JEST TAK DOBRY, ŻE TO SIĘ NIEMAL NIE MIEŚCI W MOJEJ GŁOWIE. OK.
Uważam, że motyw syntetycznej krwi i wyjścia wampirów na ulicę jest bardzo oryginalny, a już na pewno był lata temu, bo ta książka jest już trochę stara. Uwielbiam poznawać nowe wampirze opowieści. Mimo tego, że wampir jako sama postać w kulturze ma pewne stałe cechy rozpoznawcze, to ich sylwetkami można się "bawić" na tyle różnych sposobów. Chociaż widzę oczywiste podobieństwa do Zmierzchu czy choćby do serii Love at Stake, Martwy aż do zmroku to naprawdę fajna historia.
Mimo wszystko bardziej wolę serial, ponieważ twórcy cholernie dobrze wykorzystali potencjał bohaterów i sytuacji, które pod ręką Charlaine Harris jakoś tak nie wiem, zwiędły? Umarły śmiercią tragiczną? Żeby czasem nie zarzucić jakimś spoilerem, to powiem tylko, że chodzi o postać Tary, Lafayetta i wątku Bractwa Słońca, które pojawiło się już w drugim tomie i jakoś tak nie wiem. No nijakie to troszkę było.
Mam mały problem ze stylem, jakim te książki są napisane. Nie wiem jednak, na ile to wina stylizacji językowej, bo narracja jest pierwszoosobowa. Mimo tego, że Sookie ma dwadzieścia pięć lat, to tak naprawdę w środku jest głupiutką dziewczynką. Owszem, pracuje, stara się utrzymać, ale jej myśli są czasami takie płytkie i głupie. Że już nie wspomnę, że często przyznaje się w myślach na przykład do fantazji seksualnych z Samem. Potem natomiast oczywiście jest z Billem. Z nim również uprawia seks. Potem pojawia się Eric (ŁO BOZIU, KOCHAM GO) a jeszcze potem Alcide i...
Gdyby w tej książce nie działo się dużo, to Sookie by mi przeszkadzała. Tak to mogę jeszcze przeboleć jej postać i po prostu dobrze się bawić i odprężyć się przy lekturze. W pewnej chwili zrobiło mi się jej nawet żal, ponieważ przez to, że umie czytać w myślach, jest cały czas wykorzystywana przez wampiry.
Ta książka jest też paradoksalnie autentyczna, co wiąże się z tym, co napisałam w poprzednim akapicie. Sookie jest przedstawicielką niezbyt wysokiej klasy społecznej. Często ma problemy finansowe i jest to dość fajnie pokazane w tej książce. Bo to nie jest tak, że ona żyje powietrzem. Zmaga się z realnymi problemami, jak martwienie się, czy będzie miała czym zapłacić czynsz. W pewnym momencie jest tak spłukana, że nawet nie stać jej na telefon komórkowy. Wampiry wykorzystują ją cały czas nie dają jej tak naprawdę nic w zamian. Owszem, kocha Billa, ale z całą resztą zgrai nie jest przecież emocjonalnie związana. Nie wspominając już o tym, że niemal za każdym razem kończy z uszkodzeniem ciała różnego stopnia.
Gdzieś spotkałam się ze zdaniem, że cała seria Charlaine Harris jest dla osób, które są absolutnymi fanami serialu i ja się z tym poniekąd zgadzam. Co więcej, wcale nie żałuję, że zaczęłam właśnie od serialu. W końcu jest naprawdę cholernie dobry. Twórcy wyciągnęli z tych książek wszystko, co najlepsze i wyszło im to fenomenalnie.
Ostatecznie jestem bardzo na tak, jeśli chodzi o serię książek o Sookie Stackhouse. Będę czytać dalej, a czy będę recenzować kolejne tomy... Sama nie wiem jeszcze. Mogę wam z czystym sercem polecić, szczególnie serial.
Na razie to już wszystko ode mnie. Do napisania!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz