niedziela, 4 września 2016

"Bezmyślna" S.C Stephens

     Witam was w ten piękny, wrześniowy dzień! Dzisiaj przygotowałam dla was recenzję książki, która mnie i zachwyciła, i nieludzko irytowała. Na dodatek nawet skłoniła do refleksji. I jak ja mam ją ocenić?! Zapraszam do przeczytania mojej opinii o Bezmyślnej S.C Stephens.

Tytuł: Bezmyślna
Tytuł oryginału: Thoughtless
Autor: S.C Stephens
Tłumaczenie: Joanna Grabarek
Wydawca: Akurat
Rok: 2014
Liczba stron: 670
Moja ocena: 8/10

     Główna bohaterka, a zarazem narratorka Kiera od niemal dwóch lat tworzy szczęśliwy związek ze swoim chłopakiem Dennym. Para postanowiła przenieść się na drugi koniec kraju, do Seattle. Denny pognał za ofertą pracy nie do odrzucenia, za to Kiera z miłości spakowała manatki i pojechała zdobywać świat razem z nim. No, przynajmniej uniwersytet, na który, chcąc nie chcąc, musiała się przenieść.
     Jak się okazuje, mają zamieszkać z przyjacielem Denny'ego. Kellan, cóż, jest Kellanem. Ogarniecie o co mi chodzi, jeśli zdecydujecie się sięgnąć po tę książkę. Już pomijając schematyczność, która by mnie bolała, gdyby nie sposób napisania książki. O laboga! Trójkąt miłosny. Tak, w tej powieści pojawia się trójkąt miłosny. Rozpaczałabym nad tym i chyba zaczęła rzucać książkami, ale pani Stephens pisze tak cudownie! Oczywiście zboczyłam z kursu mojej wypowiedzi. No jak zwykle.
     Oczywiście zamieszkali razem. Denny zaczął pracę, Kellan miał swoje nocne życie, a Kiera znalazła zajęcie w pubie U Pete'a (gdzie regularnie koncertują D-Bagsi, zespół Kellana).
     Sielanka trwałaby w nieskończoność i generalnie byłoby nudno, gdyby Denny nie dostał atrakcyjnej oferty obejmującej dwumiesięczny wyjazd. Biedaczka Kiera wpadła w histerię jak nie przymierzając kilkuletnia dziewczynka. Nie wiedziałam, czy czytając ten fragment mam się śmiać, zapłakać czy po prostu rzucić tą książką o ścianę.
     Nie dość, że dzwoniła do niego codziennie, zamieniła się w chodzące i płaczące zombi, to jeszcze zbliżyła się do Kellana. BANG! Możecie się domyślić, jak to się skończyło. Ale dość o fabule, bo naspoileruję tu zanadto.
     Zacznijmy od Kiery. Ma dwadzieścia albo dwadzieścia jeden lat, czyli jest moją równolatką. I ja nie mogę, no po prostu nie zdzierżę jej. Starałam się nie oceniać, ale what the hell. Ostatecznie doszłam do wniosku, że jest po prostu zwyczajną kretynką. Chodzi mi o tę jej bolącą bezmyślność. No i trudno byłoby o bardziej trafny tytuł. Pozwólcie, że coś zacytuję: O mój Boże! Ja powiedziałam to na głos? Czy ja naprawdę tego chcę? Jej mózg chyba został odłączony od aparatu mowy, bo ona naprawdę nie panuje nad słowami, które wychodzą jej z ust. Jest też samolubna, tak do bólu, że bardziej już nie można. Co z tego, że jej chłopak wyjechał tylko na dwa miesiące. Ona nie mogła wytrzymać i zaczęła flirtować z Kellanem. Na litość boską, to były tylko dwa miesiące. Każdy by wytrzymał. Gardzę bohaterkami, która nie potrafią żyć bez faceta. Normalna kobieta znalazłaby sobie zajęcie, jakiekolwiek. Ale nie, Kiera narobiła nadziei Kellanowi, a potem to już wszystko się skomplikowało.
     Danny jest chłopakiem idealnym. Jak raz się zakocha, nie istnieją dla niego inne. Chyba ta stateczność to jego największa zaleta. No co mogę więcej o nim powiedzieć?
     Przejdźmy do mojego serduszka, czyli Kellana. Pod jego pozą frontmana i podrywacza kryje się zraniony i zagubiony chłopak, który ma problemy z okazywaniem uczuć. Moje serce było łamane raz po raz, kiedy Kiera tak bezmyślnie go raniła i to tak chamsko i do żywego, że ja po prostu nie mogę.
     Też nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć, że Kiera będzie miała problem z wyborem pomiędzy Kellanem a Dennym. Moja irytacja sięgnęła zenitu. Jednak jest w Bezmyślnej coś, co wręcz kazało mi czytać dalej. Jest tak pogmatwana i niełatwa w odbiorze jak samo życie. Czasem jest dobrze, a czasem źle. Lektura zmusza do analizy i długich przemyśleń na temat fabuły. Która byłaby bardzo prosta i pusta, gdyby nie zręczność autorki. Jak już pisałam powyżej, starałam się zrozumieć i pochopnie nie oceniać Kiery, ale koniec końców się nie dało. No nie i koniec. Cała historia diabelnie wciąga. Ma niemało stron, a ja ją pochłonęłam w jakieś trzy-cztery dni. Mogę wam obiecać, że emocji podczas czytania wam nie zabraknie.
     Tym razem jest naprawdę krócej niż zwykle, ale i nie mam bardzo dużo do powiedzenia. Polecam wam bardzo serdecznie i muszę sięgnąć po pozostałe tomy. Na moje nieszczęście to trylogia. Chyba umrę nadal zgłębiając myśli Kiery, ale niech będzie. Dopóki w fabule będzie obecny Kellan, dopóty zniosę tę idiotkę.
     Cóż, do następnej recenzji! Trzymajcie się ciepło i dużo czytajcie. Do napisania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz