Poproszę o jakąś książkową nagrodę, ponieważ wreszcie przeczytałam osławioną [książkę] Szeptem. Tak, to ta książka o upadłych aniołach. Może zacznę od tego, że podczas czytania bardzo zajeżdżała mi Zmierzchem. Mam wrażenie, że autorka napisała tę książkę po lekturze tworu Stephenie Meyer. Trzeba przyznać, że nieco tych powieści inspirowanych sagą Zmierzch powstało. Niektóre są znośne, a niektóre nie. A o niektórych lepiej może się nie wypowiadać. Jaki zatem jest mój stosunek co do tworu Becci Fitzpatrick?
Nora Grey jest zwyczajną szesnastolatką. Mieszka z matką w Coldwater. Ma najlepszą przyjaciółkę Vee, chodzi do szkoły... gdzie pewnego dnia poznaje tajemniczego Patcha. Dlaczego to koniecznie musiała być lekcja biologii? Oczywiście od razu nasuwają się czytelnikowi nawiązania do Zmierzchu, jeśli oczywiście się go czytało. A skoro i biologia, to sam schemat przystojnego tajemniczego chłopaka chodzącego do szkoły i nawiązującego znajomość z przeciętną dziewczyną jest bardzo wytarty. Nie można powiedzieć, żeby Nora była jakoś bardzo inteligentna, ale Bellę biję na głowę. Przynajmniej nie wywala się na każdym kroku. Patch to taki Edward. Tajemniczy, przystojny, inteligentny... Jedyna różnica między nimi jest taka, że Patch nie stara się zrazić do siebie Nory. Jemu to wychodzi samoistnie. Ma wiele tajemnic, wydaje się specjalnie pojawiać w miejscach, w których pojawia się Nora. Na początku dziewczyna wydaje się go nie znosić. Musi jednak z nim współpracować, bo zostali partnerami na lekcji BIOLOGII... (ZMIERZCH). Z czasem postanawia nawet go śledzić, żeby wyciągnąć z niego podstawowe informacje. Czytelnik na świadomość, że wie, jak zakończy się pierwszy tom cyklu i faktycznie, nie mamy wielkiego zaskoczenia. Już pominę fakt, że odnalezienie jedynej i prawdziwej miłości w wieku szesnastu lat jest mocno naciągane i moim zdaniem nierealne.
Może powieść wywarłaby na mnie większe wrażenie, jakbym czytała ją w wieku nastoletnim, a nie wtedy, kiedy już przestałam być nastolatką. Człowiek staje się pozbawiony złudzeń, a Szeptem, chociaż jest książką przyjemną, to również naiwną.
Wróćmy jeszcze do fabuły, która jest ciekawa. Oprócz oczywistych podobieństw do Zmierzchu raczej nie można jej zbyt wiele zarzucić. Autorka konsekwentnie prowadzi czytelników do rozwiązania wszystkich spraw oraz znalazła sposób, aby zainteresować osoby czytające. To bardzo ważne, bo bez tajemnic, które nagromadzają się w trakcie czytania, nie miałabym większej ochoty na dalsze brnięcie w wydarzenia.
Największy problem miałam z rozgryzieniem Elliota i Julesa. Spawa tajemniczej śmierci Kjirsten spędza sen z powiek Norze, która z coraz większym zaangażowaniem szuka odpowiedzi. Tymczasem poznaje szokującą tajemnicę Patcha. Chłopak jest upadłym aniołem. To nie jest wielki spoiler. Sama okładka jest bardzo sugestywna. Pozytywnym aspektem są anioły i mitologia, którą Becca Fitzpatrick wplotła w wydarzenia. Jeśli o samą fabułę chodzi, dzieje się tutaj wiele. Książka obszerna nie jest, ale każdy krótki epizod ma znaczenie dla całości fabuły.
Nora jest postacią, która jak dla mnie jest zupełnie obojętna. Ani mnie nie wkurzała, ani nie poczułam do niej specjalnej sympatii. W niektórych momentach zachowuje się głupio i irracjonalnie, ale można na to przymknąć oko. Patcha bardzo polubiłam za całokształt. Zdecydowanie jest postacią, dla której warto przerzucać kolejne strony Szeptem. Natomiast nagrodę dla najbardziej wkurzającej osoby zgarnia Vee, czyli słodka idiotka, a zarazem najlepsza przyjaciółka Nory. Co sprawia, że niestety pojawia się często. Szkoda, że autorka nie wywaliła jej ze swojej powieści, bo stanowi balast dla całości.
Jeśli chodzi o samą akcję, to została ona zgrabnie doprowadzona do końca. Czytelnik może poczuć się nasycony, ponieważ wszystkie kwestie zostają rozwiązane. Dla mnie to zawsze jest wielki plus, ponieważ nie lubię niedociągnięć i chcę poznać odpowiedzi na wszystkie pojawiające się w mojej głowie pytania.
Cóż, przekonajcie się sami, czy potraficie odróżnić fikcję od rzeczywistości! Trzeba przyznać, że Szeptem czyta się szybko, lekko i przyjemnie. Ta powieść ma mroczny klimat, który przyciąga. Nie jest to lektura wymagająca, ale też nie sprawia, że czytelnik żałuje spędzonego z nią czasu. Jeśli miałabym oceniać ją w skali gwiazdkowej, otrzymałaby ode mnie 7/10. Moje wrażenie po lekturze książki Becci Fitzpatrick jest bardzo pozytywne. Nawet mimo podobieństw do sagi Zmierzch, które jednak biją po oczach. Zachęcam was do zapoznania się z tą nieziemską historią miłosną. Zaciekawi was zapewne spór pomiędzy upadłymi aniołami a Nefilami oraz kto odniesie ostateczne zwycięstwo.
To już wszystko ode mnie. Do napisania!

Świetna recenzja!
OdpowiedzUsuńMogę potwierdzić fakt, że gdy czyta się Szeptem w wieku nastu lat (w moim wypadku to był chyba początek gimnazjum, albo niewiele później), książka wywiera naprawdę dobre wrażenie i siedzi w głowie dość długo. Faktycznie, ma wiele podobieństw do Zmierzchu, chociaż całe szczęście, że na tej biologii robią coś całkiem innego, mimo że ta narzucona przez trenera zmiana partnerów jest ewidentnie wymuszona przez autorkę (wiem, wiem, jak inaczej mieliby się poznać). Mimo wszystko bardzo lubię tę książkę i czytałam ją kilkanaście razy XD
A Vee to Vee, ma specyficzny charakter, ale jakoś się na niej za bardzo nie skupiałam, żeby miała mnie denerwować jakoś szczególnie. Może to i dobrze, dzięki temu książka ma swój nieskazitelny urok w mojej głowie i chyba nie będę jej czytać kolejny raz, bo po tych kilku latach obawiam się, że uznałabym tę książkę za zwykły romansik dla dziewczynek z wątkiem paranormalnym "bo tak modnie".
Już na zakończenie powiem, że czekam z niecierpliwością, aż przeczytasz kolejne części i przedstawisz swoją opinię, bo bardzo chętnie bym porozmawiała na ten temat (co już ci pisałam na twitterze XD).
Pooooozdrawiam,
Ivy