Witajcie moi drodzy w ten cudowny kwietniowy dzień! Z pogody już skorzystałam, czytając przez jakiś czas na świeżym powietrzu. Dzisiaj przychodzę do was z recenzją Miasta zagubionych dusz Cassandry Clare. Cóż mogę powiedzieć? Piąta część serii Dary Anioła jest ekscytująca, łamiąca serce i elektryzująca. Kunszt pisarski pani Clare sięgnął wyżyn. Przez jej powieści niema się płynie, doznając niemal ekstatycznych czytelniczych doznań. Zdecydowanie jestem bezkrytyczna wobec książek Cassandry Clare i zdaję sobie z tego sprawę. Seria Dary Anioła jest niesamowita. Dopracowany, całkiem nowy świat, bohaterowie, do których nietrudno się przywiązać... Wróćmy jednak do meritum.
Nocni Łowcy! Bądźcie w gotowości! Sebastian Morgenstern został wskrzeszony! I pragnie, aby cała Ziemia spłynęła krwią...
Po rytuale Lilith, który koniec końców się udał (a już do samego końca miałam płonną nadzieję, że jednak wszystko skoczy się dobrze) Sebastian zniknął. Ku rozpaczy Clary - wraz z Jace'em.
Jesteśmy jednym, braciszku. Jesteśmy jednym...
Demoniczny brat Clary związał się z Jace'em poprzez dopełnienie rytuału Lilith. Kontroluje go poprzez znak, który zagoił się zbyt szybko. Chłopak nie ma wolnej woli, jest całkowicie podporządkowany Sebastianowi.
Tymczasem Clary popada w odrętwienie. Zostaje przesłuchana przez Clave; musi zdradzić im wszystko, łącznie z tym, co stało się nad Jeziorem Lyn. Nocni Łowcy zostali zobowiązani do poszukiwań zbiegów. Istnieje jednak ryzyko, że uznają Jace'a za zdrajcę i zabiją go. Clave zrobi wszak wszystko, aby dopaść syna Valentine'a.
Zdesperowani bohaterowie udają się na Jasny Dwór, aby prosić o pomoc władczynię Faerie. Obiecała im pomoc, w zamian za jedną małą przysługę. Alec w tajemnicy przed Magnusem spotyka się z Camille. Simon nadal przebywa na wygnaniu w mieszkaniu Jordana Kyle'a. Słowem, wszystko stanęło na głowie. Następujące wydarzenia są zapowiedzią niebezpiecznej gry. Gry, którą bez wahania podejmie Clary, aby uratować życie ukochanego...
Z samej fabuły więcej wam nie zdradzę. Nie chcę popsuć wam przyjemności z czytania. Bo frajdę z lektury z pewnością będziecie mieli. W piątej części cyklu tyle się dzieje, a Cassandra Clare znowu zaskakuje. Cieszyłam się bardzo ze scen Maleca, które autorka umieściła w fabule. Simon znowu odegra ogromną rolę. Czy uda się uratować Jace'a? I w końcu: co knuje Sebastian?
Cassandra Clare utrzymuje zabieg, który zastosowała w poprzednim tomie. Możemy obserwować akcję w punktu widzenia różnych bohaterów, co moim zdaniem jest bardzo korzystne dla fabuły. Jesteśmy świadkami rozwoju relacji Simona i Isabelle, oraz Mai i Jordana. Związek Magnusa i Aleca przechodzi próbę, a Jocelyn wciąż nie została żoną Luke'a. Nic dziwnego, skoro wokół cały czas tyle się dzieje i nie ma czasu na przyziemne sprawy.
Miasto zagubionych dusz to część, w której relacje pomiędzy bohaterami wysuwają się na pierwszy plan. Wszystko kręci się wokół nich. Czytelnik zostaje bez reszty wciągnięty w ten fascynujący świat i nie może pozwolić sobie na chwilę relaksu, ponieważ na kartach tej powieści bez przerwy coś się dzieje. Żaden z bohaterów też do końca nie jest bezpieczny...
To powieść, która trzyma w niepewności i napięciu do ostatnich stron. Jeśli chodzi o zakończenie, powiem tylko, że jestem usatysfakcjonowana. Cassandra Clare dobitnie daje do zrozumienia, że prawdziwa jazda dopiero się zaczyna.
Zachęcam was bardzo serdecznie do zaczęcia bądź kontynuowania przygody w świecie Nefilim. Nie pożałujecie i z pewnością będziecie świetnie się bawić! Ja tymczasem żegnam się z wami. "Widzimy się" już niedługo. Życzę wam udanego weekendu i tradycyjnie - do napisania!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz