niedziela, 4 czerwca 2017

"Naznaczeni śmiercią" Veronica Roth

     Cześć cześć! Dzisiaj przychodzę do was z recenzją książki, z którą mam pewien problem... Cały świat oszalał na punkcie Niezgodnej i dalszych części tej serii. Co rozumiem, bo sama podchodzę z dużą dozą sympatii do tych książek i wspominam lekturę ich naprawdę bardzo miło. 
     Naznaczeni śmiercią to książka, której premiera nastąpiła jednocześnie w trzydziestu trzech krajach. Nie ma wątpliwości, że teraz cokolwiek, co wyjdzie spod ręki Veroniki Roth, będzie mocno oczekiwane. Jak już zaznaczyłam, należę do grona fanów Niezgodnej, więc do Naznaczonych śmiercią podeszłam z dużym entuzjazmem. No więc złapałam się na ten przysłowiowy lep, zakupiłam, przeczytałam. Czy było warto? Zapraszam dalej!

Tytuł: Naznaczeni śmiercią
Tytuł oryginału: Carve the mark 
Autor: Veronica Roth
Tłumaczenie: Zuzanna Byczek 
Wydawca: Jaguar
Data wydania: 17 stycznia 2017
Liczba stron: 534
Moja ocena: 6/10

     Gdzieś w odległej galaktyce na pewnej planecie żyją sobie dwa rody - Thuve i Shotet. Trzeba też dodać, że nie darzą się wielką sympatią. Thuve są uznani za dobrych, a Shotet za złych i agresywnych. Obie nacje rozdziela pole jakiejś rośliny, której nazwy własnej nie jestem w stanie odnaleźć w pamięci.
     Galaktykę oraz wszystkie znajdujące się w niej planety otacza nurt, który jest odpowiednikiem siły życiowej oraz takiej energii, która napędza wszystko. Wszystko pochodzi od nurtu i do niego powraca. Być może nie przytoczyłam tego zdania wiernie, nie mniej gdzieś w treści pada stwierdzenie tego typu.
     Thuve są uznani jako ci "ważniejsi" na planecie, a Shotet się o to wściekają i chcą zdobyć władzę. Jak wiadomo, nie ma bardziej łakomego kąska. Przynajmniej tak mówią... Każdy człowiek w galaktyce ma pewne nadprzyrodzone zdolności. Został obdarzony oczywiście przez nurt, który jest traktowany jako bóstwo: ludzie się do niego modlą, uzależniają od niego swoje życie. Jednak spośród powiedzmy szarej masy wyróżniają się jednostki, które posiadają los. Los, który znają tylko wyrocznie poszczególnych planet. Przyjęło się, że losu danych osób nie mogą poznać osoby trzecie (poza wyrocznią i osobą zainteresowaną). Coś jednak się dzieje i losy przyszłej kanclerz i pewnego chłopca z Thuve oraz księżniczki Shotet i jej brata zostają ujawnione publicznie i... od tego wszystko się zaczyna.
     Zostało przepowiedziane, że Akos zginie w służbie Shotet, dlatego ci najeżdżają jego ojczyznę i porywają go do swojego państwa. Jego zdolnością jest blokowanie nurtu innych osób, co później okaże się dość istotne.
     Zostało powiedziane, że władca Shotet, młody mężczyzna Ryzek zostanie zgładzony przez kanclerz Thuve, dlatego robi wszystko, aby temu zapobiec. Jego młodsza siostra Cyra jest uznawana za jego osobistą broń, ponieważ jej talentem/przekleństwem jest przekazywanie nurtu w postaci bólu. Potrafi nawet doprowadzić do czyjejś śmierci. Jej egzystencja naznaczona jest nieustannym cierpieniem. Odczuwa ból cały czas, a nurt objawia się jako ciągle przemieszczające się cienie pod jej skórą.
     Warto też wspomnieć Eijehu - bracie Akosa a zarazem przyszłej wyroczni, który został porwany wraz z nim.
     W Naznaczonych śmiercią mamy do czynienia z naprawdę fajnym i zupełnie nowym światem. Widać, że Veronica Roth przemyślała dogłębnie swój pomysł. Pojawiają się nazwy własne, et cetera. No i pomysł jest naprawdę świetny i oryginalny, ale... Tu właśnie przejdę do tego, dlaczego mam z tą książką problem. Z góry zaznaczę, że uważam tę książkę za ogólnie dobrą, bo taka jest. Jednak nie mogę przyznać jej ani punktu więcej, a też nie chciałam krzywdzić tej pozycji, bo ona mogła być czymś świetnym.
     Ja jednak spodziewałam się czegoś dużo lepszego. Przy czytaniu Niezgodnej strony uciekały mi spod palców i wciągnęłam się dosłownie od pierwszej strony. Tym razem w ogóle nie mogłam się "wgryźć" w fabułę. Początek był wyraźnie za długi i dłużył mi się naprawdę niemiłosiernie. Właściwej akcji jest tyle, co na lekarstwo. Wszystko dzieje się tak powoli, że miałam ochotę niejednokrotnie zrobić sobie w trakcie czytania przerwę i sięgnąć po coś innego. A to nie jest bardzo gruba książka, na litość. Nie przywiązałam się kompletnie do głównych bohaterów (Cyry i Akosa). Gdyby chociaż zadziało się między nimi coś wcześniej niż przy końcu książki, no to może nie byłabym taka zła. Ale oczywiście przez bite 500 stron robią jakieś dziwne podchody.
     Spośród postaci jeszcze Ryzek wypada jako-tako i jest porządnym czarnym charakterem. Jednak to za mało, abym naprawdę polubiła Naznaczonych śmiercią.
     Naprawdę chciałam, aby ta książka mi się spodobała. Zaufałam autorce i się na tym przejechałam. Podejrzewam też, że Veronica Roth specjalnie przedłużała w nieskończoność "akcję" swojej książki, aby powstały kolejne tomy. Bo teraz, zgaduję, hajs sypie się jej właściwie z nieba. Na wieść o tym, że faktycznie historia kiedyś  doczeka się kontynuacji, wyrwało mi się westchnienie frustracji. Nie mogę powiedzieć, żebym męczyła się z Naznaczonymi śmiercią, ale też miejscami zmuszałam się do czytania, aby mieć to wreszcie za sobą. 
     Książkę uznaję za dobrą tylko i wyłącznie dlatego, że podobał mi się świat w niej przedstawiony. Nie jestem nawet pewna, czy sięgnę po kolejny tom. Mam nadzieję, że będzie tylko jeden więcej i koniec. Chyba nie warto męczyć się kolejny raz... Muszę też wspomnieć, że jest naprawdę pięknie wydana. Będzie ozdobą mojej biblioteczki, bo pozbyć się jej nie pozbędę, ale też na pewno nie będę do niej wracać. Ach, nic tak nie boli jak zmarnowany potencjał.
     Czy polecam Naznaczonych śmiercią? Nie wiem. Sięgnijcie sami, może wam spodoba się bardziej? Ja bym naprawdę przepadała za tą historią, gdyby była zamknięta w jednym solidnym tomie. To na razie wszystko ode mnie. Trzymajcie się cieplutko i do napisania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz