Cześć wszystkim! Przez tydzień nic nowego się tutaj nie pojawiało, więc pora dodać nową recenzję. Tę książkę poleciła mi bibliotekarka i zaczęło mnie do niej ciągnąć od samego początku. Pochłonęłam ją w niecałe trzy dni, co oznacza, że jest naprawdę dobra. Już zorientowaliście się zapewne po tytule, że mowa o Ślebodzie Małgorzaty i Michała Kuźmińskich.
Tytułowa Śleboda to w gwarze góralskiej wolność. Znaczenie tego terminu pomaga w zrozumieniu przekazu powieści. Cóż, jest to kryminał i to rasowy kryminał z tajemniczym mordercą i mnóstwem krwi. Co jednak czyni tę pozycję wyjątkową? Bo nie można powiedzieć, żeby nie wyróżniała się niczym na tle innych klasycznych kryminałów.
Zaznaczę, że nieczęsto sięgam po kryminały. Nie wynika to z mojej niechęci do tegoż gatunku. Po prostu jakoś zawsze sięgałam po inne historie. Ale ta książka... Cóż, wciąga bez reszty. Gdy po nią sięgniecie, nie wypuścicie jej z rąk ani na moment i przez cały czas będziecie przeżywać wszystkie wydarzenia z kart powieści tak samo jak bohaterowie. Być może moja sympatia do tej pozycji wynika z faktu, że pochodzę z Podhala, a na Podhalu właśnie dzieje się akcja kryminału. To ciekawe doświadczenie, czytać o wydarzeniach, które miały miejsce w okolicach, które się kojarzy z codziennego życia.
Anka Serafin, doktorka antropologii kultury postanawia odpocząć od dusznego Krakowa i spędzić wakacje u rodziny w Murzasichlu. Przyjeżdża do pensjonatu Kaleniców, prowadzonego przez jej kuzynostwo. Pierwszy wieczór spędzony z kuzynką i butelką śliwowicy nastraja główną bohaterkę bardzo optymistycznie. Pewnego dnia postanawia przejść się po okolicy. Nie chce bardzo wymagającego szlaku, dlatego wybiera mało uczęszczaną Dolinę Suchej Wody. Jednak wypicie piwa podczas wędrówki nie jest zbyt mądrą decyzją. Anka postanawia skorzystać z ustronnego miejsca, a kiedy wiatr zaczął wiać w jej stronę, poczuła odór rozkładających się zwłok. Działając przeciw instynktowi samozachowawczemu, kobieta podchodzi do miejsca, z którego poczuła "przykry" zapach. Widząc poćwiartowane zwłoki, w dodatku potraktowane łapą niedźwiedzia, zaczyna przeraźliwie krzyczeć. Spanikowana wybrała numer policji...
Tutaj akcja się rozpędza. Jest tajemnicze, makabryczne morderstwo oraz tajemnica. Kto zabił osiemdziesięcioletniego mieszkańca Murzasichla, Jana Ślebodę? Jaką rolę odegra w całej historii dziennikarz Sebastian Strzygoń w zespole z Anką? Co łączy Ankę z podkomisarzem Andrzejem Chowańcem? A może nic ich nie łączy? W końcu, co oznacza pojawiająca się co rusz swastyka?
Gdybym napisała więcej, zarzuciłabym wam soczystym spojlerem, a w przypadku tak dobrej powieści byłoby to zbrodnią. Czytanie tego kryminału to czysta rozkosz. Oprócz głównego wątku czytelnik zostaje uraczony niejednokrotnie pojawiającymi się w fabule smaczkami. Może do nich należeć zapis dialogów gwarą czy komizm sytuacyjny, którego też możemy doświadczyć. No i żywy opis Zakopanego, przeżartego przez pogoń za "dutkami" i zarabianie na czymkolwiek się da. To raczej mało pozytywny aspekt, ale ludzie wyciągają co mogą ze swojej, fakt faktem, nieurodzajnej ziemi. Autorzy pokazują, do czego przykładowo może doprowadzić ślepa pogoń za pieniędzmi. Śleboda z pewnością pozostanie ze mną na dłużej, a was serdecznie zachęcam do przeczytania jej. Warto jak cholera, mówię wam. Nie pamiętam, żebym wcześniej trafiała na duety literackie, ale w tym przypadku jestem bardzo na tak i mam nadzieję, że w moje ręce będą wpadać same tak pyszne książki.
Cóż kochani, na razie to wszystko ode mnie. Może nie za długo, ale mam nadzieję, że treściwie. Życzę wam zatem cudownego weekendu i do napisania!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz