Cześć wszystkim! Wow, doczekałam się tysiąca odwiedzin! Mimo, że rzadko ktoś tutaj komentuje, widzę, że jednak tutaj zaglądacie. Bardzo się z tego powodu cieszę i dziękuję wam za wszystkie miłe słowa odnośnie recenzji i opowiadań... Motywujecie mnie, żeby wciąż pisać.
Dzisiaj przybywam do was z recenzją książki, która nie zachwyciła mnie ani nie skradła mego serca w całości. Trzeba jednak przyznać, że ma w sobie to coś, a jej lektura była przyjemnością. Do przeczytania Balów maturalnych z piekła ostatecznie przekonały mnie nazwiska na okładce. Opowiadania napisały Stephenie Meyer, Meg Cabot, Kim Harrison, Michele Jaffe, Lauren Myracle. Nie spotkałam się z twórczością dwóch ostatnich wymienionych kobiet. Autorki między innymi Zmierzchu, Pamiętnika Księżniczki oraz trylogii o Madison Avery popisały się tym razem w krótkiej formie. Co z tego wyszło?
Motywem przewodnim opowiadań jest bal maturalny. Właściwie jestem pod wrażeniem oryginalności kolejnych opowiadań, bo mimo wspólnego tła były całkiem od siebie różne. Czytałam tę książkę na telefonie jakoś w połowie sierpnia i dała radę jako lektura wakacyjna. Najmniej podobało mi się chyba pierwsze z pięciu opowiadań. Najbardziej za to przypadło mi do gustu opowiadanie o nastoletniej wonder woman. Przyznam, że autorka (nie pamiętam która z nich, nie bijcie) totalnie mnie zaskoczyła zastosowanym w pewnym momencie fabuły zwrotem akcji. Potem nastąpiło ponowne zaskoczenie, ponieważ Kim Harrison uraczyła czytelników początkiem historii kontynuowanej w powieści Umarli czasu nie liczą, którą bardzo miło wspominam. Nadal nie przeczytałam całej trylogii... W pozostałych opowiadaniach panie dały radę. To opowiadania, które sama mogłabym napisać. Fantastyka to mój ulubiony gatunek, więc siłą rzeczy nie nudziłam się przy lekturze. Było ciekawie, momentami nawet strasznie. To nie żadna górnolotna literatura, nie wnosi niczego ważnego do życia, jednak przeczytanie tej książki nie jest całkowitą stratą czasu. Gdybym tak nie kochała fantastyki, przeszłabym obok Balów maturalnych zupełnie obojętnie. W tej książce jest jednak coś, co zdoła przyciągnąć czytelnika, nie nadaje się jednak dla osób, które szukają porządnych wrażeń.
Podsumowując, tragicznie nie jest. Moja ocena to 6/10. Madison Avery oraz Miranda skopująca tyłki złym bandziorom ratują tą książkę. Nieczęsto sięgam po zbiory opowiadań, ponieważ wolę, gdy historia jest porządnie rozpisana a autor daje czas na przywiązanie się do postaci. Sama nie piszę jak na razie niczego co przekraczałoby 20 stron i niedosyt jest zawsze lepszy niż przesyt, jednak jeśli już zaczytam się w jakiejś historii, to po prostu lubię, gdy jest opowiedziana od początku do końca. Mogłabym wam pokrótce streścić treść każdego z opowiadań, ale lepiej będzie, jeśli sami po nie sięgniecie, jeśli macie ochotę mimo wszystko miło spędzić czas. Na razie to wszystko ode mnie. Do napisania!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz