wtorek, 2 czerwca 2015

"Gra Anioła" Carlos Ruiz Zafón

Witajcie! Jak obiecałam kilka dni temu, napiszę o "Grze Anioła". Cóż mogę powiedzieć... To moje drugie spotkanie z tym autorem i na pewno nie ostatnie. Wypożyczyłam dzisiaj "Więźnia Nieba" i po ogarnięciu, że akcja ponownie skupia się na Danielu Sempere i mojej ulubionej postaci, czyli Ferminie, niemal skakałam z radości. Znowu odwlokłam zapoznanie się z dalszymi przygodami mojej aktualnej ulubionej pary literackiej, czyli Diany i Matthew. Mam przynajmniej nadzieję, że oczekiwanie osłodzi mi przyjemność czytania. Wróćmy jednak do "Gry Anioła". Głównym bohaterem i zarówno narratorem jest David Martin, pisarz. Mimo tego, że jest zgryźliwy i despotyczny w stosunku do Isabelli, wzbudził moją sympatię. Nawet mu współczułam, kiedy nie z jego winy wokół niego zaczęły dziać się te okropne rzeczy. Jedyne, co mi się nie spodobało, to nie wyjaśnienie wszystkich tajemnic, jak to miało miejsce w "Cieniu Wiatru". Myślę jednak, że to celowy zabieg, gdyż po lekturze ostatnich stron czytelnik ma wielki niedosyt. Chciałam wiedzieć, kim jest Andreas Corelli, teraz jednak mogę się jedynie domyślać. W tajemnicach Zafóna nie sposób się nie zakochać. Wszystko tak gładko się z sobą łączy i przeplata, że czytanie to czysta przyjemność! Zakochałam się w czarnym humorze Martina, zdecydowanie jednak wolę Fermina. Fermin Romero de Torres zdecydowanie rządzi. Będę czepialska, jednak nie podobała mi się pewna nieścisłość, która kłuła mnie w oczy bardzo. Mamy wspólny wątek - Sempere juniora i seniora oraz Cmentarz Zapomnianych Książek. Dlaczego tylko Daniel żeni się z inną kobietą niż w "Cieniu Wiatru"? Tego pojąć nie mogę i nie wiem jaki był zamysł autora. Zdecydowanym atutem jest oczywiście XIX wieczna Barcelona! Pełna mrocznych uliczek, cieni... Zafón przedstawił ją mistrzowsko. Czytając można wręcz poczuć na skórze atmosferę przeklętego miasta. Skoro już mowa o przekleństwie, "Gra Anioła" zaczyna się słowami, których szybko nie zapomnę. Nie przytoczę ich dokładnie, bo nie mam książki pod ręką, jednak idzie to mniej więcej tak: "Pisarz nigdy nie zapomina chwili, kiedy po raz pierwszy spogląda na swoje nazwisko na okładce książki. Zostaje przeklęty, a cena za jego duszę została już wyznaczona." Nie wiem, mam to traktować jako przestrogę? Cóż, oczywiście wiem, że to zostało wymyślone, ale w tym przekleństwie pisarzy coś jest. Albo może po prostu jeszcze się nie uwolniłam od czaru "Gry Anioła". Cegła ma 600 stron, ale ja się nie boję grubych książek. Została mi najcieńsza, ostatnia z serii książka, czyli "Więzień Nieba" i coś czuję, że będę się przy niej świetnie bawić. Na początku książki zamieszczone są rozmaite recenzje i jest ich naprawdę wiele. Wśród nich najbardziej rzuciła mi się w oczy napisana przez samego mistrza Stephena Kinga, który napisał, że tylko prawdziwi romantycy docenią piękno książek Zafóna. Mogę więc uważać się za kobietę romantyczną, ponieważ książkami Barcelończyka jestem naprawdę zachwycona. Mają w sobie pełno tajemnic, niewinność, miłość, intrygi... Wstyd nie znać! Powrócę tutaj, kiedy do głowy wpadnie mi pomysł na notkę. Tymczasem życzę wam miłego wieczoru. Do napisania!

2 komentarze:

  1. Ach,Gra anioła jest u mnie na drugim miejscu,zaraz po Cieniu Wiatru,który jak dla mnie bije wszystkie trzy części na głowę,ale Fermin wymiata,to jest postać tej książki i nawet mój ukochany stary Sempre się przy nim chowa. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież w ,,Grze anioła” Daniel dopiero na koniec przychodzi na świat i z nikim się nie żeni...

      Usuń