poniedziałek, 28 października 2019

"Wyspa mgieł" Maria Zdybska

     Witam serdecznie! Dziś poczułam, że zatęskniłam za pisaniem recenzji. Na Instagramie obiecałam Pannie Fox (serdecznie pozdrawiam, jeśli to czytasz), że podzielę się z nią opinią o Wyspie mgieł Marii Zdybskiej. Na początku zaintrygowała mnie okładka, która jest przepiękna; taka enigmatyczna, eteryczna. Zapraszam dalej!

Tytuł: Wyspa Mgieł
Autor: Maria Zdybska
Wydawca: Inanna
Data wydania: 15 maja 2017
Liczba stron: 480
Moja ocena: 7/10 

     Główną bohaterką tej książki jest wyłowiona z morza młoda dziewczyna, Elirrianoi (osobiście wolę Lirrian). Lirrian została ocalona przez piratów i przez kilka lat żyła na statku jako przybrana córka kapitana. Przez ten czas przebywania wśród mężczyzn jej charakter stał się dość szorstki. Ogólnie jest dziewczyną, która nie da sobie w kaszę dmuchać.

     Hego (kapitan, który uratował Lirr) postanowił oddać Lirrian do zamku władczyni Ysborga. Dziewczyna zaczęła mieszkać na lądzie. Podejrzewa, że jej opiekun zawarł jakiś pakt z królową Ysborga, Maeve. Lirrian dni spędza na doskonaleniu umiejętności walki i czasami towarzyszy księciu Caelowi w polowaniach. 

     Właściwa historia rozpoczyna się na polowaniu, kiedy Lirrian po raz pierwszy zauważa kruka. Ptak z okładki ma duże znaczenie w tej powieści, ale na ten temat nic nie mogę zdradzić. Wkrótce dziewczyna uda się z misją na tytułową Wyspę Mgieł. Po drodze będzie musiała stanąć przed niejednym wyzwaniem i przekona się, czy we flirciarskim zachowaniu przystojnego księcia Caela kryje się coś więcej.

     Zacznę od tego, że przed rozpoczęciem lektury byłam dość podjarana możliwością poznania tej historii. Jak zaczęłam czytać, to ta historia zaczęła się dla mnie dość średnio. Ani styl nie był wybitny ani początkowe wydarzenia mnie nie wciągnęły. Był jednak jasny punkcik, dzięki któremu chciało mi się mimo wszystko odkrywać dalej wydarzenia. Mowa o Elirrianoi.

     Ludzie mogliby powiedzieć, że mają już przesyt tymi wszystkimi kick-ass girls, które są silne, niezależne, umieją się bić i zawsze dostają to, co chcą. Ja jednak stoję po drugiej stronie i napiszę, że mi mało. Lirrian jest tak cudowna! Nie przejmuje się tym, jak wygląda, jest dobra w walce i mimo tego, że niejako utknęła w zamku, to stara się postępować po swojemu. Jest w Wyspie Mgieł pewien fragment o jej włosach, który niesamowicie mi się spodobał. Traktuje o tym, że one opowiadają historię Lirr. Przykładowo wplotła sobie w kosmyk pióro wspomnianego powyżej kruka.

     Jest też Raiden, czyli w domyśle ten męski bohater, na którym powinny się skupiać dziewczyny. Może po lekturze pierwszego tomu nie jestem w nim zakochana, ale na pewno wydał mi się interesujący. Jego relacja z Lirria, a właściwe jej początki, są naprawdę fajnie i zabawnie opisane. Kiedy się już przyzwyczaiłam do stylu prowadzenia historii przez autorkę, to zaczęłam dostrzegać poczucie humoru pani Marii, które, jak się okazało, bardzo mi odpowiada. Muszę też dodać, że przekleństwa w tej książce to złoto.

     Cóż więcej mogę napisać? Na pewno sięgnę po kontynuację. Czekam na więcej Raidena oraz jestem ciekawa co się tam dalej wydarzy i jak autorka nadal poprowadzi postać Lirr. Trzymajcie się cieplutko i do napisania!

2 komentarze:

  1. Dziekuje Ci pieknie za recenzje, mam nadzieje, ze druga czesc porwie Cie jeszcze bardziej ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za zajrzenie na bloga! Kiedy przeczytam drugi tom, na pewno podzielę się opinią ;)

    OdpowiedzUsuń