niedziela, 26 lipca 2015

"Ja, anielica" Katarzyna Berenika Miszczuk

      Witajcie kochani! Korzystając z dnia całkowicie wolnego, a takich do tej pory w wakacje miałam stosunkowo mało, postanowiłam coś tutaj zamieścić. Siedzę sama w domu, więc chciałam też w jakiś sposób zażegnać nudę. Może później napiszę coś nowego i nie chodzi mi tu o kolejną notkę dzisiejszego dnia. Mój drugi blog trwa w nieoficjalnym zawieszeniu, ponieważ zaczęłam, no cóż, pisać książkę. Teraz jednak utknęłam totalnie, nie wiem jak popchnąć akcję do przodu, po prostu jakaś totalna masakra. Może jeszcze się wstrzymam z kontynuacją. Pomysł zostanie, ale może napiszę to wszystko od nowa, bo raczej to co napisałam dotychczas nie wygląda tak, jakbym tego chciała. Czegoś brakuje. Ktoś powiedział mi kilka dni temu, że do powieści trzeba dorosnąć. Równocześnie ze sprowadzeniem mnie na ziemię otrzymałam wiele, naprawdę wiele cudownych słów na temat moich opowiadań. Traktuję każde miłe słowo jako błogosławieństwo. Bo przecież nie ma większego szczęścia niż być chwalonym za to, co kocha się robić. Powinnam wprowadzić tutaj jakiś cykl prywaty. Ale, ale! Mam dla was niespodziankę! Jutro albo pojutrze w empiku pojawią się książki, które zamówiłam bodajże w środę. Sześć cudownych książek po cenach tak atrakcyjnych, że nie dało się nie skorzystać! Zrobię unboxing w wersji blogowej, a co! Już to pisałam, ale książki za dychę to naprawdę coś, co kocham.
      Przejdźmy jednak do rzeczy, czyli do recenzji drugiego tomu trylogii, która zawładnęła ostatnio moim sercem. Trylogii, którą mimo pracy i małej ilości wolnego czasu pochłonęłam w przeciągu tygodnia. Co jest zabawne, i o czym wspomniałam przy recenzji książki Ja, diablica to, że zaczęłam czytać od tomu drugiego. Coś takiego zdarzyło mi się po raz pierwszy i przyznam, że było zabawnie. Zorientowałam się w połowie lektury, więc już doczytałam do końca. Wielkim plusem było to, że ogarnęłam wszystko bez problemu. UWAGA, SPOILERY! Po cofnięciu czasu przez Beletha Wiktoria otrzymała drugą szansę. Powróciła z martwych do Piotra i do zwykłego życia. Przystojny diabeł nie powiedział jednak ostatniego słowa... Na ulicy podarował jej owoc z Drzewa Poznania Dobra i Zła. Nie przewidział jednak, że dziewczyna pół owocu podaruje swojemu chłopakowi, który, nawiasem mówiąc, także jest obdarzony mocą Iskry Bożej. Biankowska odzyskuje pamięć, a wraz z zapomnianymi obrazami powracają do niej wyrzuty sumienia. Incydent z jabłkiem kończy się awanturą, a to dopiero początek kłopotów. Azazel wpadł na kolejny plan, który na pierwszy rzut oka nie jest związany z przejęciem władzy nad światem. Może po prostu chciał po raz kolejny namieszać, w końcu tak kocha chaos. W swoją skomplikowaną intrygę wciągnął Beletha, ale jakże mogłoby być inaczej! Kolejna odsłona bromance'u, który absolutnie rozpiernicza system (cytując Anitę z Book Rewievs). Coś czuję, że znowu was zaserduszkuję! Przed Wiktorią otworzyły się bramy Arkadii, czyli Nieba. Wyższe zaświaty są kolorowe, pełne spokoju, harmonii. To miejsce, gdzie ludzie biją pokłony przed pozorną doskonałością aniołów. W końcu wyjętemu spod prawa Moroniemu do doskonałości oraz całkowitej poczytalności umysłowej daleko. Czytając momentami śmiałam się w głos. W treści autorka zawiera mnóstwo typowo polskiego, ironicznego poczucia humoru. Cóż, od teraz zawsze Mormoni będą kojarzyli mi się z Moronim. Jeśli już wspomniałam o Moronim, to taka śliska łajza, że po prostu nie mogę. Ale przynajmniej był zabawny. Nie będę tutaj streszczać całej fabuły, bo nie o to mi chodzi. Wybaczycie mi, jeśli pozachwycam się Belethem? BELETH! <3. Przystojny diabeł absolutnie rządzi moim sercem i tą serią według mnie. Jego utarczki słowne i te mniej słowne były bardzo zabawne. Nie lubię Piotra, więc od samego początku kibicowałam Belethowi. Te złote oczka, irokez, skrzydła i ta rozchełstana, czarna koszula <3. Książkowy ideał chłopaka! Pomińmy drobny fakt, że nie jest człowiekiem. Zastanawia mnie jedna sprawa. Skrzydła Beletha i Azazela odpowiadały kolorem ich oczu, więc dlaczego Moroni, mając oczy błękitne, unosił się na czarnych skrzydłach? Okej, okej, skończę się czepiać. Książkę warto przeczytać nie tylko ze względu na diabelnie (a może anielsko?) oryginalną fabułę. Pomysł sam w sobie wygrywa, a w dodatku tak pięknie oprawiony... Postacie tak realne, nie przerysowane. No po prostu cudo. Cieszę się, że zaryzykowałam i kupiłam te książki. Widziałam je niejednokrotnie w księgarniach, empikach, jednak nigdy nie przykuły na dłużej mojego wzroku. Cała akcja kończy się zwycięstwem Beletha, który ze względu na swoją ignorancję widowiskowo wszystko spartolił, ale o tym przy kolejnej recenzji. Kleopatra i Azazel to kolejna świetna para. Razem tworzą mieszankę wybuchową. Nawet gdybym chciała się czegoś uczepić, chyba nie miałabym czego. Myślę, że autorka miała niezłą frajdę przy tworzeniu przygód Wiktorii. Pisanie powinno być przede wszystkim dobrą zabawą i ucieczką od codzienności. LOVE, LOVE, LOVE po raz kolejny. Za całokształt. Okładka znowu hipnotyzuje i nawiązuje świetnie do treści. Pokazuje nam nie do końca niewinną dziewczynę (to oczko!) z leciutkim uśmiechem. Jeszcze się nie spotkałam z taką oprawą, która byłaby podwójna. No chyba, że mowa o książkach z obwolutą, jednak to trochę inna bajka. Gęsty lukier znowu się leje, ale cóż mogę poradzić? Kocham dobrą literaturę. Jeśli będziecie mieli okazję, sięgnijcie po tę trylogię. A żeby nudno nie było, zacznijcie nawet od środka. Pozdrawiam was ciepło! Do napisania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz